Iść czy nie iść?
Czas mija nieubłaganie – powie to dziś zapewne każdy maturzysta, przygotowujący się do czekającego go egzaminu dojrzałości. Wszyscy pilnie się uczą, bo w końcu mają świadomość, że nikt ich na studia nie przyjmie bez dobrze zdanej matury. W tym roku nie patrzę już jednak na to maturalne szaleństwo z boku, bo nadszedł mój czas i teraz sam stanąłem w centrum wszystkich wiążących się z tą sytuacją wydarzeń.
Mam oczywiście swoje plany, marzenia, nieskończoną ilość zadań do rozwiązania z „Kiełbasy” i z różnych egzaminacyjnych arkuszy, ale mam też i swoje rozterki. A te rozterki są poważne – bo życiowe. Wiem naturalnie, że konsekwencje moich obecnych decyzji będą rzutować na całe moje dorosłe życie i to też nie ułatwia mi zadania. A zatem zastanawiam się, gdzie iść na studia, jaki kierunek wybrać, co da mi w przyszłości chleb, no i najważniejsze, czy przy moim aktualnym poziomie zaangażowania mam szanse dostać się na wymarzoną uczelnię i kierunek? Jakby tych rozterek, które przeżywają także moi koledzy i moje koleżanki maturzystki, nie było wystarczająco dużo, to dochodzą do nich jeszcze inne, choćby te związane z czekającym nas balem studniówkowym. Mnie na szczęście te akurat rozterki nie dotyczą, ale widzę, że nie ominęły one wielu moich znajomych. Otóż okazuje się, że jeszcze dziś spora grupa tegorocznych maturzystów zastanawia się i to bardzo poważnie, czy warto na studniówkę iść?
Właściwie to… dlaczego? Przecież to świetna zabawa, ze znajomymi ze szkoły, a do tego możliwość odstresowania się i dania odpoczynku swoim szarym komórkom. A przede wszystkim, jak to mówią wszyscy dookoła, to nasz pierwszy prawdziwy, dorosły bal (nie wiem, kto wpadł na pomysł nazywania studniówki pierwszym balem? Myślę, że dla większości z nas to już chyba raczej ostatni, bo pierwszy to mieliśmy w gimnazjum). Dlaczego jednak nie wszyscy maturzyści czują się w tej sytuacji wystarczająco komfortowo, a niektórzy nie chcą iść na studniówkę? No cóż, powodów jest kilka…
Wydatki. I chyba wszystko jasne. Studniówka to nie jest tania impreza. To nie jest kolejny melanż, na który kupisz turbocolę, paczkę chipsów, ewentualnie zamówisz pizzę i gotowe. Tu już jest impreza, za którą trzeba zapłacić i to nie małe pieniądze – u nas w szkole to suma rzędu 210 złotych polskich od osoby. Biorąc pod uwagę fakt, że na bal wypada oczywiście przyjść z osobą towarzyszącą, która często jest spoza klas trzecich lub spoza szkoły i to my ją zapraszamy – wydatek się podwaja i mamy już 420 złotych. Kolejny wydatek to ubranie. Chłopak powinien mieć nowy garnituru, bo raczej nie wciśnie się już w ten z komersu. Do tego buty, koszula, krawat – najbiedniej, to kolejne 400 złotych. I mamy już ponad 800. W dobie kryzysu gospodarczego (może nie dostrzeganego przez wszystkich) to naprawdę niemały wydatek. Często to ponad połowa miesięcznych dochodów jednego z rodziców. Nie jestem jednak męskim szowinistą, dlatego muszę też zauważyć, że w przypadku dziewczyn strój też nie wychodzi tanio – sukienki balowe naprawdę sporo kosztują! A niech tak jeszcze maturzystka wybierze się z tej okazji do solarium, manikiurzystki czy też do fryzjera – koszta rosną lawinowo. Tak więc trzeba sobie jasno powiedzieć: studniówka skutecznie wyczyści każdy portfel – jak nie nasz, to z pewnością naszych rodziców.
Jeszcze większym kłopotem okazuje się być znalezienia sobie partnera na bal. Presja środowiska jest ogromna. Jak zwykł mawiać jeden z moich nauczycieli: szukajcie sobie partnerek i partnerów w swojej szkole w klasach trzecich – będzie taniej, bo przecież oni za siebie zapłacą! Szczerze mówiąc ja tu problemu nie widzę i trochę mnie to dziwi, bo jeśli ktoś nie ma swojej sympatii, to ma chyba przecież jakieś koleżanki lub kolegów, którzy chętnie pójdą z nim na studniówkę. Problem może pojawić się chyba tylko wtedy, gdy ten ktoś jest z natury chorobliwie nieśmiały. Ale nawet wówczas nie ma dramatu, bo z reguły pomoc swoją oferują dobrzy koledzy i dobre koleżanki. Od pewnego czasu dostrzegam, że niektórzy z moich kolegów bawią się nawet w coś na wzór biura pośrednictwa, oferując innym, mniej zapobiegliwym kolegom, namiary na koleżanki, które chętnie wybiorą się z nimi na bal. Często ich pomoc uwieńczona bywa sukcesem. Pozostaje w zasadzie tylko jedna kwestia. Trzeba zastanowić się, czy fajnie jest iść na studniówkę z kimś, kogo mało znamy lub nie znamy w ogóle i siedzieć z nim potem przy jednym stole, patrząc, jak inni się bawią? No bo przecież, jak ktoś jest nieśmiały, to raczej nie będzie też zabawiał swojej partnerki przy stole błyskotliwą konwersacją, a co dopiero mówić o wspólnym z nią tańcu. Z drugiej jednak strony warto pamiętać i o tym, że wspólne zatańczenie Poloneza to przecież nic zobowiązującego. Można go przecież zatańczyć, a potem „dać się ponieść melanżowi” ze swoją klasą. Z resztą… z relacji absolwentów wiemy, że chyba wielu maturzystów tak robi. Jak to mawia jeden z moich nauczycieli? „Nieważne, z kim na studniówkę przychodzisz, znacznie ważniejsze jest, z kim z niej wyjdziesz!”.
Właśnie. Taniec. Polonez. I tu natrafiamy na kolejny problem. Wiem, że wśród nas są i tacy, którzy po prostu wstydzą się go zatańczyć. Rozumiem, że sztuka rytmicznego poruszania się z partnerką po parkiecie musi im być obca, ale po co głosić wszem i wobec, że stoi za tym jakaś głębsza ideologia? Sam słyszałem, jak jeden z kolegów mówił, że ten Polonez to nic innego, jak podtrzymywanie głupawej tradycji, a on nie zamierza bynajmniej tego robić. Dziwi mnie też fakt, że niektórzy zamierzają odpuścić sobie ten taniec. Wolą w tym czasie stać z boku i obserwować, jak ich klasa tańczy, a dopiero później zamierzają dołączyć do reszty tańczących. No cóż, widać ci ludzie potrzebują czegoś więcej, by wprowadzić się w klimat tej imprezy. Są jednak i tacy, którzy nie wyobrażają sobie studniówki bez odtańczenia Poloneza, ale twierdzą jednocześnie, że muszą mieć po prostu z kim, a jeśli nikogo chętnego nie znajdą, to wolą w ogóle z tej imprezy zrezygnować. Co im wszystkim poradzić? Nie wolno tracić nadziei. Poszukajcie sobie drodzy koledzy partnerki choćby tylko na ten jeden taniec. Przecież znajoma koleżanka z innej klasy lub znajoma znajomej z pewnością chętnie zatańczy z wami jeszcze raz, nawet jeśli przyszła na bal ze swoim partnerem. Zdecydowanie odradzam natomiast wspomaganie się jakimikolwiek „dopalaczami”, bo wtedy wasz taniec może bardziej przypominać Gangnam Style…
Wielu skutecznie zniechęca chaos i zamieszanie organizacyjne, jakie panują wokół tego wydarzenia i to na wiele tygodni przed. Istotnie. Zamieszania jest ogromne, co najlepiej widzę w swojej klasie. Co chwilę coś komuś nie pasuje. Co chwilę ktoś ma odmienne zdanie w kwestii organizacji, wystroju sali, filmu, układu Poloneza itd. i z uporem maniaka stara się je przeforsować. Ba, uparcie broni swojej racji, nawet wtedy, gdy większość uświadamia mu, że to co wymyślił, jest raczej bez sensu. Gdy tak patrzę na ludzi, którzy bez umiaru dodają kolejne figury w układzie Poloneza, to i mnie czasem ręce opadają. Ale żeby od razu był to powód, aby nie iść na studniówkę? Nonsens. Przecież tyle roczników przed nami toczyło już podobne wojny i jakoś wszyscy przetrwali i wyszli z nich zwycięsko, to przecież i my – dumny rocznik ’94 – też damy radę i przetrwamy!
Czy przytoczyłem wszystkie argumenty, które przemawiają za odpuszczeniem sobie tego balu? Nie wiem. Może jest jeszcze coś? Dla mnie jedynym sensownym powodem jest kasa, a w zasadzie jej brak. Nie w każdym domu się powodzi i nie każdy rodzic jest w stanie zainwestować około 1000 złotych w jedną noc hulanki swojej pociechy. Jednak… O tym, że studniówka kiedyś nadejdzie, wie się od lat i moim zdaniem można sobie trochę kasy na ten cel odłożyć. To w końcu nie jest ślub „niespodzianka”. Dżentelmeni jednak o pieniądzach nie rozmawiają (przynajmniej na trzeźwo) więc i ja zostawiam ten temat. Pozostałe argumenty w ogóle do mnie nie przemawiają. No, może dlatego, że mnie nie dotyczą. Ale opuszczenie studniówki z powodu braku umiejętności odliczania taktu do trzech, to już gruba przesada…
Grafika: własna oraz
Komentarze [4]
2012-12-31 04:12
Bardzo dobry i ciekawy artykuł. Myślę, że jednak idziesz.
2012-12-20 20:55
Schludnie, elegancko. Przyjemnie się czytało. A za nawiązanie do turbokoli oczywiście 6! :)
2012-12-20 17:48
Polonez jest na sali, stoły z jedzeniem w salach/na korytarzach (zalezy, która klasa jak sobie zarezerwowała, czy jak jej przydzielono), zaś cała impreza – tańce, hulanki swawola – przy zespole grającym jest an sali gimnastycznej. Tej, gdzie Polonez :)
2012-12-20 17:26
Może ktoś napisać jak wygląda studniówka? Tak jak komers po gimnazjum? Bal jest potem na sali? Do której? Można wnosić alkohol? Czy wszystkie klasy mają wspólną imprezę? Zmieści się tyle osób? Czy po balu się rozchodzi po klasach czy coś?
- 1