Japoński wirus samotności
Problem, do którego chciałabym się dziś odnieść, z pewnością nie jest wam obcy. Na pewno słyszeliście piosenkę raperów Taco Hemingway’a oraz Quebonafide „Tamagotchi”, która jakiś czas temu zdominowała listy przebojów, a w komercyjnych stacjach radiowych grana była co najmniej kilka razy dziennie. Bardzo możliwe, że większość z was zna nawet jej tekst na pamięć. A jeśli tak, to pozwolę sobie przypomnieć, że w pewnym momencie Taco śpiewa „znowu mam hikikomori”. Sprawdziliście, co ma na myśli i co to pojęcie oznacza?
„Hikikomori” to połączenie dwóch japońskich słów - „hiku”, czyli wycofać się, rezygnować, oraz „komoru”, co oznacza mniej więcej tyle, co być w środku i nie wychodzić. Pojęcie to używane jest obecnie do opisania pewnego zjawiska natury psychologicznej, które po raz pierwszy zaobserwowano w Japonii w latach 70. XX wieku. Określa się nim zarówno samo zjawisko, w którym ludzie z bliżej nie znanych innym, a tylko im wiadomych powodów, podejmują decyzję o zerwaniu wszelkich więzi ze światem zewnętrznym, jak i osoby, które na nie cierpią. Powszechnie takie skrajne izolowanie się od społeczeństwa i świata uważane jest za fobię, choć niektórzy psychologowie zaliczają je już do chorób cywilizacyjnych. Tak czy inaczej osoby dotknięte tą dolegliwością nie wychodzą ze swojego pokoju i domu przez okres dłuższy niż 6 miesięcy, chorobliwie unikają bliższych kontaktów z innymi ludźmi, bo jest dla nich powód do ogromnego stresu, na który reagują zazwyczaj agresją. Unikają nawet wychodzenia do toalety, a swoje potrzeby fizjologiczne załatwiają w pokoju, przy użyciu np. butelek czy innych naczyń. Nierzadko zdarza się, że mają również zaburzony dobowy rytm dnia – śpią w dzień, a funkcjonują w nocy, co stwarza im możliwość wymknięcia się na chwilę ze swojego pokoju, nie napotykając przy tym nikogo.
Jak taka osoba może funkcjonować? Z czego i w jaki sposób żyje, chciałoby się zapytać, znając choćby polskie realia. Hikikomori dotyka najczęściej ludzi w drugiej dekadzie życia, pozostających na utrzymaniu rodziców. Początkowo jest to tylko chęć przebywania w swoim towarzystwie, jednak z czasem przemienia się ona w chorobliwe odosobnienie. To wyraz słabości układu psychicznego i ogromnej niedojrzałości społecznej tych ludzi. Na hikikomori najbardziej narażone są więc osoby niepewne siebie, bierne, wycofane, mało asertywne oraz nierozumiane. Ludzie, którzy zapadają na tę chorobę nie są zazwyczaj w stanie odnaleźć się w realnej rzeczywistości i sprostać typowym dla wielu innych wyzwaniom i obowiązkom życia codziennego. Przytłacza ich już najzwyklejsze wyjście z domu do szkoły czy do pracy. Mają wrażenie, że są wyśmiewane, gdyż nie radzą sobie z prostymi rzeczami lub nie potrafią się odpowiednio zachować. Chcąc tego wszystkiego uniknąć ograniczają się więc do swojej własnej strefy komfortu. U młodych ludzi często kończy się to zwyczajnym zamknięciem się w swoim pokoju i zerwaniem kontaktu z najbliższymi, którzy razem z nimi mieszkają. Krótko mówiąc ludzie ci nie chcą już utrzymywać kontaktów ze światem rzeczywistym, bo sobie w nim zwyczajnie nie radzą, za to ukojenia i bezpieczeństwa szukają w tym wirtualnym. Wielu uważa, że> hikikomori to efekt ogromnej presji, jaką na nastolatkach wywierają najbliżsi, ale i całe społeczeństwo. Zwłaszcza w krajach wschodniej Azji, gdzie społeczna presja osiągnięcia sukcesu jest ogromna, a niepowodzenie na maturze może zniszczyć człowiekowi życie lub doprowadzić go do takiego właśnie stanu. Cóż, dla niektórych osób w tym wyścigu szczurów poprzeczka okazuje się być postawiona za wysoko, presja jest za duża i po prostu w ramach buntu zaczynają one prowadzić życie w czterech ścianach.
Zjawisko to, jak wspomniałam powyżej, po raz pierwszy zaobserwowano w Japonii, ale nie od razu nadano mu konkretną nazwę. Obecnie szacuje się, iż co najmniej 55% mieszkańców Kraju Kwitnącej Wiśni w wieku od 13 do 24 lat doświadczyło hikikomori. Okazuje się, że występuje ono również w innych częściach świata, w tym i w Polsce, gdzie coraz więcej młodych ludzi nie radzi sobie z rzeczywistością i postanawia odizolować się od świata, a ich jedyny kontakt z innymi odbywa się przez Internet lub telefon. O tym, że problem jest u nas obecny, może świadczyć choćby to, że został on pokazany w filmie „Sala samobójców”.
Przypadłość ta jest niebezpieczna i nie za bardzo wiadomo jak ją leczyć. W Japonii powstały wyspecjalizowane agencje, których przedstawiciele namawiają hikikomori przez Internet na powrót do rzeczywistości i ponowne nawiązanie kontaktu ze światem (tzw. sposób na „przyjaciela internetowego”). Ze względu na unikanie kontaktu ze światem zewnętrznym osoby cierpiące na hikikomori mocno podupadają na zdrowiu fizycznym, wpadają w depresję i nawiedzają je myśli samobójcze. Na szczęście ich najbliżsi zazwyczaj nie zostawiają ich samym sobie i podejmują walkę o przywrócenie ich do normalnego funkcjonowania. W Polsce organizowane są dla dotkniętych tą przypadłością psychoterapie w specjalnych ośrodkach readaptacyjnych, które trwają rok, ale ich skuteczność nie jest niestety zbyt wysoka, bo oceniana jest na 30-70%.
W szeroko rozumianej kulturze syndrom hikikomori przedstawiany jest na różne sposoby. W satyrach bywa często wyśmiewany, ale już w serialach telewizyjnych bohaterowie, którzy cierpią na taką przypadłość, są pokazywani tak, aby odbiorca mógł bliżej poznać tę chorobę i zobaczyć, że da się z niej wyjść. Myślę, że warto się rozejrzeć dookoła, bo być może gdzieś w pobliżu nas, jest taki ktoś, kto ma już taki problem.
Grafika:
Komentarze [2]
2019-10-14 12:30
a źródła?
2018-07-19 13:00
Nasze pokolenie aezakmi, nic się nie rymuje z aezakmi
- 1