Szkolna Gazeta Internetowa Liceum Ogolnoksztalcacego im. Mikolaja Kopernika w Tarnobrzegu

Jestem Bogiem… ty też jesteś!   

Dodano 2015-10-23, w dziale inne - archiwum

W XXI wieku zakładanie rodziny przestaje być dla wielu osób celem. Po co nam dodatkowa gęba do wykarmienia, skoro za te pieniądze możemy kupić sobie nową torebkę Prady, szpilki od Louisa Vuittona, najnowsze Ferrari lub wymarzoną konsolę do gier? No właśnie! Kto by się w ogóle przejmował jakimś tam „bachorem”, skoro czeka na nas kariera i życie w dostatku?

/pliki/zdjecia/sim 1.jpgMłodym ludziom nie zależy na rodzicielstwie, chyba że wpadną. A nawet jak wpadną, to też im chyba jakoś specjalnie nie zależy. Na pewno chcieliby jednak zobaczyć, jak to ich życie mogłoby wyglądać, gdyby podjęli kilka ważnych decyzji. Niestety, maszyny do podróży w czasie jeszcze nie wynaleziono. Jaki więc sposób znaleźli na to ci, którym brakuje pomysłu na życie? No właśnie.

Symulatory były od zawsze tym, co młodzi ludzie kochali i czego potrzebowali. Tak więc znaleźli sobie dość proste wyjście - The Sims. Grę, którą stworzono z myślą o projektowania domów (zainspirowana przez Simcity, czyli symulator tworzenia miast). Szybko zorientowali się, że dzięki temu symulatorowi mają szansę poczuć choć przez chwilę, jak to jest móc żyć pełnią życia i mieć kontrolę nad światem. Budowali więc domy, tworzyli rodziny itd. Zaczęli nowe życie za szybką monitora, w tajemnicy przed dorosłymi.

Gra została przetłumaczona na wiele języków i podbiła świat. Maxis, czyli studio, które od początku zajmuje się tworzeniem „simsów”, wciąż kontynuuje swoją działalność. Fenomen The Sims może być jednak różnie postrzegany w zależności od typu gracza.

Odpalamy grę, żeby wypocząć po ciężkim dniu zbijania bąków i leżenia przed telewizorem. Tworzymy rodzinę, ale tylko z nazwy. Tak naprawdę w „rodzinie” tej znajduje się tylko jedna osoba - nasz ideał. Ma idealne, wręcz niemożliwe do osiągnięcia proporcje twarz i ubrania, o których zawsze marzyliśmy, ale nigdy nie było nas na nie stać. Nadajemy naszemu simowi pożądane przez nas – oczywiście wyłącznie pozytywne – cechy. Może więc być wrażliwym romantykiem, dobrym i pobożnym albo też człowiekiem ambitnym i pewnym siebie. Imię i nazwisko koniecznie musi być zagraniczne. Nazywamy więc naszą wyimaginowaną simkę Amber Rose. Bardzo oryginalnie – nieprawdaż?. /pliki/zdjecia/sim2.jpgOczywiście ma długie, blond włosy, czystą i równo opaloną skórę, duże usta i niebieskie oczy. Nie zapominajmy, żeby nadać jej proporcje lalki Barbie i cechy świętego Franciszka z Asyżu.

Gdy mamy już gotowego człowieka, którym możemy sterować - zaczynamy grać. Kupujemy zazwyczaj pustą działkę - największą, jaka tylko istnieje, żeby poczuć prestiż i pobić sąsiada, którego poletko ze skromną uprawą ziemniaków jest dziesięć razy mniejsze od naszego. Co na nim powstanie? To przecież oczywiste - wymarzona willa. Jest tylko mały problem… skąd weźmiemy na nią pieniądze? Przecież dopiero wydaliśmy na parcelę dla naszej Amber ze sześć tysięcy simoleonów ze skromnego budżetu wynoszącego blisko dwadzieścia tysięcy. Budżet oczywiście nie wziął się znikąd, bo dostaliśmy go od dobrego Boga, który od początku wiedział, ile będziemy potrzebować na przeżycie. Czternaście tysięcy nie wystarczy jednak nawet na wyposażenie kuchni, więc co mamy począć? Zgnić na naszej ogromnej działce, przeżywając tylko dzięki ukradzionym od sąsiada ziemniakom? Nie! Jest na to sposób! Wpisujemy nasz ulubiony kod - motherlode. Bez niego życie nie ma sensu, drogie wino nie istnieje, a obraz Picasso, który jakimś cudem udało nam się zdobyć w wirtualnym wszechświecie, nie wisi na naszej realnej ścianie. Zostaliśmy więc dzięki hojnemu Panu, czyli właściwie dzięki nam samym, obdarowani skromną sumą pięćdziesięciu tysięcy simoleonów. To jednak nadal nie wystarcza, tak więc powielamy ów kod jeszcze dziesięć lub więcej razy. Dopiero wtedy jesteśmy gotowi na budowę naszej wymarzonej willi. /pliki/zdjecia/sim3.jpg Nie musimy się nawet martwić, że piękna Amber pobrudzi sobie przy tym rączki, bo zrobimy to kilkoma ruchami myszki.

Niektórzy w tym miejscu bawią się ogromnymi już teraz możliwościami (na przykład ja). Dla mnie budowa domu i rozwój akcji to największa frajda, ale nie bawmy się w to. Tu nie o to przecież chodzi! Załóżmy, że nie mamy ochoty na popisywanie się wymyślnymi fasadami, ozdobami na dachu, czy ładnym ogrodem. Nasz dom będzie więc kwadratowy, ale zajmie tylko połowę ogromnej działki. Żeby poczuć klimat luksusu, musimy mieć przecież większą przestrzeń. Ale nie martwmy się prostym wyglądem! Minilimalizm jest ostatnio pożądany, a jeśli komuś nie pasuje, wystarczy powiedzieć: „nie oceniajmy książki po okładce, w końcu najważniejsze jest wnętrze”. A co jest w środku? Wcześniej wspomniany obraz od Picasso, bordowe, zmysłowe farby na ścianach, brzydkie jak noc pomieszczenie z jacuzzi, obok którego stoi sauna i barek z alkoholem. Ale to nie wszystko, przecież musimy jeszcze gdzieś spać, żywić się i chociażby myć! Tworzymy więc ogromną sypialnię - tym razem w ciemnym odcieniu fioletu, równie namiętnym jak nasze bordowe korytarze i koniecznie z ogromnym łóżkiem, posiadającym baldachim - bez przecież bez niego żyć niepodobna. Kuchnia i łazienka to rzeczy znacznie mniej istotne - przecież to tylko zbędne sprzęty, a nie o to w (tym) życiu chodzi! Gdy zostaje nam jakieś wolne miejsce w naszym ogromnym domu marzeń, wypełniamy je różnymi formami rozrywki. Nie może oczywiście zabraknąć basenu (zakrytego i odkrytego), stołu do bilardu i telewizora na pół ściany. Gdy mamy już to wszystko, możemy nakazać Amber, żeby poszła do siłowni w poszukiwaniu tzw. „mięsa”, które wypełni pustkę w jej sercu. Wchodzimy do niezbyt ciekawego pod względem architektonicznym, ale całkiem funkcjonalnego budynku i rozglądamy się. Los chce, że właśnie tam znajdujemy kawał umięśnionego chłopa i zrozpaczeni nieco faktem, że na nazwisko mu „Poganiacz”, /pliki/zdjecia/sim 4.jpg „Naganiacz” lub „Mazur” (bo przecież polskie nazwisko nie pasuje do pięknego nazwiska, jakim jest „Rose”), zabieramy go do domu na resztę naszego życia. Przynajmniej tak myślimy pod wpływem chwili.

Powodzi nam się całkiem dobrze. Pan Poganiacz jest oddany pannie Rose, chociaż każdego dnia znika popołudniami i pakuje w tej siłowni, ale to przecież dobrze, bo o sylwetkę trzeba dbać. Oczywiście mięśniak ów jest już w związku małżeńskim z naszą Amber, który zawarli w tajemnicy przed światem. Ich życie jest wręcz idealne. Pieniędzy mają pod dostatkiem z wcześniejszego daru od Boga, mąż jest wzorem mężczyzny XXI wieku, a nasza Rose spędza całe dnie w jacuzzi i popijając napój ze słomką. Boski żywot z czasem się jednak kończy. Pewnego razu, gdy Roman (bo tak możemy go przykładowo nazwać) wychodzi do „pakerni”, my zapuszczamy się w głąb jednego z pubów, które oferuje nam miasto. Wspomniany bar okazuje się być niewiarygodną meliną, ale znajdujemy w niej światełko nadziei. Czujemy ten dreszczyk emocji i nie zastanawiając się ani chwili dłużej zarywamy do innego mięśniaka - Tomasza Orzeszka. Oczywiście w tajemnicy przed życiowym ukochanym utrzymujemy od teraz naszą gorącą relację z Tomaszem. Nie uchodzi nam to jednak na sucho. Pewnego dnia Roman wraca trochę wcześniej i dowiaduje się, co robiła jego piękna żona przez ostatni, simowy tydzień. Małżeństwo rozpada się. Okazuje się jednak, że Amber jest w ciąży (niby sami wybraliśmy opcję „postaraj się o dziecko”, ale to takie niewiarygodne!) i choć na pozór wydaje się, że jest coraz ciekawiej, gra zaczyna nudzić. Nie przejmujemy się tym, bo przecież zawsze możemy założyć nową, jednoosobową rodzinę bez żadnej przyszłości, ale tym razem nie postawimy na romans, ale na karierę.

W takim momencie przyłapujemy się na tym, że grając, straciliśmy paręset godzin naszego realnego życia. Czym więc jest The Sims? Dla niektórych, na przykład dla mnie, jest to ujście natchnienia. Buduję dom (nie taki, jak wcześniej wspomniałam) /pliki/zdjecia/sim5.jpg i tworzę skomplikowane relacje do paru pokoleń wstecz. Dla innych jest to po prostu sposób na nudę i po ściągnięciu z Internetu różnych paczek tekstur i sztuczek, możemy oszukać grę i sami stworzyć sobie dodatki, które i tak w nieskończoność powstają pod czujną opieką Maxis. Tworzymy sobie historię, rozwijamy karierę - standard. Fenomen gry The Sims polega na tym, że możemy zostać bogami i zmieniać życie innych. Takiej opcji w realnym życiu nie mamy i nigdy mieć nie będziemy, więc gra od lat cieszy się ogromnym zainteresowaniem i to nie tylko ze strony najmłodszych. W „simsy” grają bowiem ludzie w każdym wieku. Osobiście uważam, że zmiana życiowej roli na parę godzin w tygodniu nie jest zła, o ile znamy umiar i czas, który spędzamy na rozgrywce nie przekracza kilku godzin tygodniowo, nie dziennie, i o ile umiemy odróżnić świat wirtualny od realnego.

Grafika:

Oceń tekst
  • Średnia ocen 5.2
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
  • 6
Średnia ocena: 5.2 /39 wszystkich

Komentarze [5]

~Vivi
2016-03-31 13:40

Komentarz był już wstawiony dawno, ale sprostuję teraz- czysta ironia. Jak dla mnie rodzina to największy skarb, no i uwielbiam dzieci. Mowa była o typowym graniu w tę grę z nudów i spojrzeniu na nią dużej części graczy w ten właśnie sposób.

~Funky
2015-11-17 17:33

Lubię tę grę.
Natomiast nie wiem, czy miała to być zimna ironia, czy tak naprawdę myślisz o młodych ludziach, zakładaniu rodziny i o “bachorach”. Nie jestem dużo starsza, a chyba obracam się w bardziej dojrzałym towarzystwie…

~Jaskier
2015-11-01 01:34

Trochę jest ta gra głupkowata, ale jak się człowiek uprze i bawi się bez kodów, to skończenie studiów z samymi piątkami, znalezienie na kampusie życiowej partnerki, a potem rozwój kariery zawodowej, ulepszanie swojego domu i wychowywanie dziecków może się stać jakimś tam wyzwaniem.
EA na wakacjach w 2014 roku rozdawało elektroniczną wersję drugiej części ze wszystkimi dodatkami. Mam podpiętą pod konto na Originie, ale nie pobrałem na laptopa, bo wiem, jak by się to skończyło.

___________________________________________________
Klikam żyrafę.

~lol
2015-10-28 23:46

Co za język w tym tekście… Co ty masz z polskiego dziewczyno?

~uczeń
2015-10-24 16:10

lubie ta gre

  • 1

Dodaj komentarz

Możesz używać składni Textile Lite

Aby wysłać formularz, kliknij na słonia (zabezpieczenie przeciw botom)

Najaktywniejsi dziennikarze

Artemis 27artemis
Hush 15hush
Hikkari 11hikkari

Publikujemy także w:

Liczba osób aktualnie czytających Lessera

Znalazłeś błąd? - poinformuj nas o tym!
Copyright © Webmastering LO Tarnobrzeg 2018
Do góry