Jestem człowiekiem renesansu
6 grudnia 2018 roku, na Rynku Głównym w Krakowie, miało miejsce rozstrzygnięcie 76. Konkursu Szopek Krakowskich, organizowanego od początku przez Muzeum Historyczne Miasta Krakowa. W tym roku szopkarze zgłosili do konkursu 150 prac. Wśród nich znalazły się dwie także prace reprezentujące naszego „Kopernika”, a warto nadmienić, że były to jedyne takie prace zgłoszone przez szkoły. Obie wykonały uczennice klasy 2H. Pierwszą przygotował zespół w składzie: Aleksandra Misiak, Katarzyna Swajda, Aleksandra Swajda, Wiktoria Jajko, Katarzyna Klocek, Julia Krempa, Weronika Węglińska, Kamila Ślęzak i Gabriela Grudzień, natomiast drugą zgłosiła indywidualnie Wiktoria Marszałek. Z informacji uzyskanych od uczestniczek konkursu wiem, że obie nasze szopki spodobały się krakowskim jurorom, a szopka Wiktorii do tego stopnia, że otrzymała I nagrodę w kategorii młodzieżowej i obecnie można ją oglądać na wystawie pokonkursowej zorganizowanej w Celestacie, czyli w oddziale Muzeum Historycznego Miasta Krakowa. Z Wiktorią, autorką szopki, siedzę w jednej ławce na zajęciach z historii, dlatego poprosiłem ją tuż po powrocie z Krakowa o rozmowę.
Marcin Kata: Pamiętasz może, kiedy narodziło się w twoim przypadku zainteresowanie sztuką i co tak naprawdę się do tego przyczyniło?
Wiktoria Marszałek: Szeroko rozumianą sztuką zaczęłam interesować się już w gimnazjum. Pewnego dnia doszłam bowiem do wniosku, że to chyba już najwyższa pora, by zastanowić się poważnie, co chcę dalej robić ze swoim życiem i w jakim kierunku podążać. Postrzegam siebie jako człowieka renesansu o rozległych zainteresowaniach. Odkąd pamiętam interesuję się sztuką, lubię rysować, malować, haftować, szyć, tak więc pomyślałam, że studia na ASP, to mogłoby być to. W sztuce najbardziej podoba mi się sposób pokazywania świata, który tak na dobrą sprawę ogranicza chyba jedynie wyobraźnia autora oraz sposób pokazywania emocji i prawdy o świecie. Dobrym przykładem na potwierdzenie tej drugiej tezy może być studium martwej natury, gdzie celem nie jest namalowania wyidealizowanego obrazu, który artysta ma w głowie, tylko tego, co tak naprawdę zwraca jego uwagę.
MK: Rozumiem, że malarstwo czy rysunek może faktycznie zafascynować, ale chyba przyznasz, że szopkarstwo to jednak niszowa dziedzina sztuki. Skąd więc pomysł, by wejść akurat w ten obszar?
WM: Jak to często w życiu bywa, zadecydował przypadek. Fascynacja szopką krakowską zaczęła się w moim przypadku w ubiegłym roku. Pomysł podsunęła nam w trakcie zajęć z historii pani profesor Marta Truniarz, którą – o ile mi wiadomo - zainspirował wcześniej śp. Kazimierz Wiszniowski. Pomyślałam sobie wtedy, a czemu by w zasadzie nie spróbować. Na przerwie porozmawiałam o tym z moimi koleżankami i wspólnie stwierdziłyśmy, że fajnie byłoby doświadczyć czegoś takiego. Wcześniej niewiele słyszałam o tym krakowskim konkursie. Jedyne informacje, jakie obiły mi się o uszy, pochodziły z mediów i jakoś nie zrobiły na mnie większego wrażenia. Jednak wtedy doszłyśmy wspólnie do wniosku, że podejmiemy to wyzwanie. Postanowiłyśmy z dziewczynami włożyć w ten projekt serce i nie żałować czasu na jego wykonanie. Nasz ubiegłoroczny projekt powstał naprawdę bardzo szybko. Dziś wiem, że profesjonalni szopkarze pracują nad swoimi projektami przez cały rok, a my wykonałyśmy nasz w miesiąc. Nie wiem, jak nam się to udało, ale najważniejsze jest chyba to, że zdążyłyśmy i pojechałyśmy z naszą szopką na konkurs do Krakowa. Nie będę ukrywać, że impreza ta bardzo nam się spodobała, choć nie było tam wielu osób w naszym wieku. Szczerze mówiąc trochę nas to zdziwiło, bo przecież to taka piękna polska tradycja.
MK: No dobrze, ale czytałem ostatnio wywiad z tobą, w którym mówiłaś, że znacznie bardziej kręcą cię jednak inne dziedziny sztuki. Ile w tym prawdy?
WM: Sama prawda. Ciekawi mnie rzeźba i tkanina artystyczna, a najbliższe są mi malarstwo i rysunek. W tych dwóch dziedzinach czuję się po prostu od lat najlepiej.
MK: Zatem szopkarstwo to tylko taka chwilowa pasja, czy też zamierzasz przekształcić ją jednak z czasem w coś więcej, na przykład w swój sposób na życie?
WM: Tak właśnie planuję. Po ukończeniu liceum chciałabym podjąć studia na Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie. Wiem, że nie będzie to łatwe, bo nawet wielu cenionym dziś artystom nie udało się dostać do Akademii za pierwszym razem, ale chcę spróbować.
MK: Mówisz, że chciałbyś podjąć studia artystyczne w Krakowie. Dlaczego właśnie tam?
WM: No, cóż. Odpowiedź wydaje się prosta. Ja Kraków po prostu ubóstwiam. To według mnie najpiękniejsze miasto w naszym kraju, mimo tego okropnego smogu i cieszących się fatalną opinią w kraju pseudokibiców klubów piłkarskich Wisły i Cracovii. Moi znajomi twierdzą jednak, że wystarczy po prostu wiedzieć, jakiej drużynie kibicuje się tam w danej dzielnicy i da się spokojnie przeżyć. Poza tym uważam, że Kraków, w odróżnieniu od innych polskich metropolii, poprzez swoją architekturę i klimat, bardziej łączy ludzi niż dzieli. Mentalność rodowitych Krakusów jest co prawda specyficzna, ale na szczęście żyje tam i studiuje tysiące ludzi z innych miast, którzy dodają temu miejscu kolorytu. Może jestem dziecięco naiwna, ale mnie w Krakowie nie spotkało do tej pory nic złego, a wręcz przeciwnie, spotkałam tam już wielu miłych, życzliwych i uśmiechniętych ludzi.
MK: Wróćmy jednak do szopkarstwa i twojego tegorocznego sukcesu. Dlaczego po raz kolejny zdecydowałaś się na wykonanie szopki i to tym razem indywidualnie. Co aż tak bardzo urzekło cię w tej dziedzinie sztuki?
WM: Szopkarstwo ma w sobie to coś, co cenię w sztuce najbardziej. To prawda, że praca nad takim projektem wymaga wielu godzin pracy, ale można się przy tym także wyciszyć. Przystępując do pracy nad szopką człowiek musi być zrelaksowany i mocno skoncentrowany. Trzeba się w pewnym sensie wyłączyć i wejść w taki twórczy trans. To jest w pewnym sensie magia sztuki, którą trudno nie docenić. A w mojej tegorocznej szopce, zainspirowanej zgodnie z wymogami konkursu perełkami architektury Krakowa, chyba najbardziej podoba mi się mimo wszystko smok wawelski, który jest taki słodki i pocieszny.
MK: Ile godzin zajęło ci w tym roku wykonanie szopki?
WM: Dokładnie trudno powiedzieć, ale wydaje mi się, że na pewno nie mniej niż jakieś 70 - 80 godzin.
MK: Uważasz, że warto było poświecić aż tyle czasu temu projektowi?
WM: Oczywiście, że było warto. Nie spodziewałam się, że wygram, a jednak wygrałam, co było dla mnie ogromnym zaskoczeniem i sprawiło mi ogromną satysfakcję. Niektórzy moi znajomi mówią, że do tego stopnia mnie to uszczęśliwiło, że uśmiech nie znika od tej pory z mojej twarzy.
MK: Czyli możemy już mówić w twoim przypadku o szopkarskiej pasji?
WM: Zdecydowanie tak. To już mój drugi udział w tym krakowskim konkursie, a za rok na pewno zrobię kolejną szopkę, choć z racji wieku będę już musiała przejść do kategorii szopek wykonywanych przez osoby dorosłe. Jestem przekonana, że w bardziej odległej przyszłości też tego nie zaniecham i jeszcze nie raz stanę do tego konkursu.
MK: Zwycięzcy konkursów często dedykują komuś swoją wygraną, a może ty też chciałabyś zadedykować komuś swój tegoroczny sukces?
WM: Chciałabym zadedykować swój sukces śp. Kazimierzowi Wiszniowskiemu, dzięki któremu poznałam świat krakowskich szopkarzy, i który pośrednio zaszczepił we mnie tę pasję. Co prawda nie znałam go osobiście zbyt dobrze, ale od ludzi, którzy go znali, słyszałam o nim wiele dobrego. Jestem pod wrażeniem tego, jakim był człowiekiem i czego dokonał. Czasem nie rozumiałam niektórych jego decyzji, co nie przeszkadza jednak temu, że jestem pełna uznania dla jego dokonań twórczych i zaangażowania w działalność na rzecz innych ludzi.
MK: Bardzo dziękuję za tę krótką rozmowę i życzę ci spełnienia marzeń jak i kolejnych artystycznych sukcesów.
WM: Ja również dziękuję.
Grafika: własność Wiktoria Marszałek oraz
Komentarze [0]
Jeszcze nikt nie skomentował. Chcesz być pierwszy?