Szkolna Gazeta Internetowa Liceum Ogolnoksztalcacego im. Mikolaja Kopernika w Tarnobrzegu

Kochani dopiero po śmierci?   

Dodano 2016-02-01, w dziale felietony - archiwum

Po zaskakujących zgonach znakomitych muzyków, Lemmy’ego Kilmister’a z Motorhead oraz David’a Bowie’go, tysiące wstrząśniętych użytkowników Internetu zaczęło zastanawiać się, czy nie czas już mówić o zmierzchu ery rocka. Mnie jednak znacznie bardziej zdziwiło to, że tak wielu ludzi przypomniało sobie o nich dopiero po ich śmierci. Bezsprzecznie świat poniósł z tego powodu niepowetowaną stratę, ale ciekaw jestem, jak długo potrwa tym razem ta smuta?

David Kessler napisał kiedyś /pliki/zdjecia/dav1.jpgksiążkę pod znamiennym tytułem „Śmierć jest częścią życia”, dlatego sama w sobie nie powinna nas szokować, choć tak się niestety dzieje, bo nie lubimy o niej myśleć ani rozmawiać. Mnie jednak nie tyle zaskoczył sam fakt odejścia tych dwóch wielkich muzyków, co pośmiertne uwielbienie dla nich tak przez tak wielu ludzi. W swoim krótkim życiu przeżyłem już jednak kilka tego typu wydarzeń, które kończyły się zazwyczaj w podobny sposób. Pamiętacie Michaela Jacksona i to, co działo się tuż po jego śmierci? A to, co mówiono o niekwestionowanym królu popu za życia? Pamiętacie, jak naśmiewano się z jego operacji plastycznych i jak posądzano go o lekomanię, narkomanię i pedofilię, chodź tego ostatniego nigdy mu nie udowodniono? Do dziś nie rozumiem, z jakiego powodu ludzie na całym świecie próbowali zdyskredytować jego dokonania i ośmieszyć go jako człowieka za życia, odwracając uwagę innych od tego, jak wiele artysta ten zrobił dla muzyki i ludzi, którzy znaleźli się w potrzebie (głównie dzieci). I co? Po tragicznym rozstaniu muzyka z tym światem ci sami ludzie stali się nagle jego największymi fanami, wychwalając zarówno jego dokonania muzyczne jak i pozamuzyczne. Na śmierci króla zarobiło naprawdę wielu. Media też nie straciły. Żyły tym tematem przez co najmniej kilka tygodni, informując o przeróżnych wydarzeniach, będących następstwem jego śmierci. A jak jest teraz, niecałe siedem lat po śmierci tego artysty? Dziś niewielu już o nim pamięta. Nie za często też się go wspomina, bo kolejne generacje mają już swoich idoli. A na płytach Michael’a, zakupionych w emocjach przez jego pośmiertnych „fanów”, osiada jedynie kurz.

Jestem przekonany, że nie inaczej będzie i w tym przypadku. Póki co Facebook zalany został dosłownie muzyką Motorhead i David’a Bowie’go oraz przemyśleniami udostępniających ten materiał internautów w stylu: „Świat schodzi na psy, bo kolejny wielki muzyk odszedł”. A wszystko to wsparte jest jeszcze, tak na wszelki wypadek, wieloma wzruszającymi cytatami i zdjęciami obu artystów.

Wszystkie programy telewizyjne i portale /pliki/zdjecia/dav 2.jpginformacyjne natychmiast poinformowały o śmierci Bowiego, ale jakoś nie wszystkie już dostrzegły, że trzy dni wcześniej światło dzienne ujrzała jego płyta „Blackstar” (notabene bardzo dobra), którą - według słów menadżera - artysta nagrywał ze świadomością tego, że umiera. Miał to być jego pożegnalny prezent dla fanów. Większość dzisiejszych żałobników pewnie nie miała nawet pojęcia, że taka płyta powstała. Na portalu You Tube już w listopadzie opublikowano utwór promujący tę płytę, ale przez dwa miesiące nie wzbudził on jakoś większego zainteresowania. Wszystko zmieniło się diametralnie 10 stycznia (w dzień śmierci artysty). Ilość wyświetleń praktycznie się podwoiła, a jacyś fani napisali tam nawet petycję do Boga z prośbą o wskrzeszenie Bowie’go, podczas gdy inni proponowali, by utwór „Heroes” stał się choćby na jeden dzień oficjalnym hymnem Wielkiej Brytanii. Równie szybko pojawiły się również postulaty i pomysły, których celem miało być upamiętnienie wizerunku i dorobku artysty. W Warszawie ktoś zainicjował akcję stworzenia muralu, który miałby upamiętniać jedyną wizytę Bowie’go w tym mieście w latach 70. (w trakcie podróży artysty z Moskwy do Paryża, pociąg, którym jechał, zatrzymał się na Dworcu Gdańskim w Warszawie. David zrobił sobie krótką pieszą wycieczkę po naszej stolicy, która wywarła na nim przygnębiające wrażenie. Spacer ten, podczas którego kupił sobie płytę Zespołu Pieśni i Tańca „Śląsk”, był ponoć inspiracją powstania w kolejnych miesiącach instrumentalnego numer zatytułowanego „Warszawa”). I tu chciałbym postawić pytanie. Dlaczego nie upamiętniliśmy tego wydarzenia za życia tego muzyka, skoro było ono dla nas aż tak ważne?

Jeszcze więcej fanów zyskał po śmierci angielski wokalista, autor tekstów i basista rockowy Lemmy Kilmister (twórca Motorhead i jeden z najlepszych heavymetalowych frontmanów). Świat dosłownie oszalał. Internet zalały fakty z jego życia i numery zespołu. Fani mieli także okazję oglądać w Internecie bezpośrednią transmisję z pogrzebu artysty. A tuż po pogrzebie dowiedzieliśmy się, /pliki/zdjecia/dav 3.jpgże obok ulubionego klubu artysty (Rainbow), zwanego jego drugim domem, ma już niedługo stanąć pomnik muzyka, że ulubiony drink Lemmy’ego (Jack Daniels z Colą) oficjalnie będzie nosił od teraz nazwę Lemmy, i że firma wytwarzająca Burbon wyprowadziła na rynek specjalną edycję tego trunku, która nosi dumną nazwę Motorhead. Ale najbardziej szalonym według mnie pomysłem jest nazwanie jednego z czterech ostatnio wytworzonych pierwiastków metali ciężkich Lemminium (petycję w tej sprawie podpisał między innymi jeden z czołowych brytyjskich profesorów fizyki, Ken Durose). Istne szaleństwo.

Jak długo będziemy pamiętać o tych artystach i ich muzyce? Czy po roku, dwóch będziemy wiedzieć, dlaczego drink, który akurat pijemy, nazywa się Lemmy albo dlaczego na jednym z murów w Warszawie widnieje twarz Bowie’go? Wątpię. Mam wrażenie, że fala opłakiwania muzyków, którzy odeszli w tym miesiącu, będzie podobna do tej, jaka przetoczyła się przez świat po śmierci Michael’a Jackson’a lub Freddie’go Mercury’ego. Oni też przeszli do historii popkultury, ale dziś niewielu już o nich pamięta.

Grafika:

Oceń tekst
  • Średnia ocen 5.4
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
  • 6
Średnia ocena: 5.4 /33 wszystkich

Komentarze [2]

~Niebieski Ktoś
2016-02-13 21:55

Mogę zrozumieć jeśli ktoś sięga po czyjąś muzykę po czyjejś śmierci, a potem dalej pamięta i słucha danego artysty. Jednak w większości przypadków tak się nie dzieje. Ludzie zapominają o swoim “idolu”. Nigdy nie zrozumiem po co ludzie udają wielkich fanów i opłakują muzyka, a za pół roku już nie słuchają jego utworów. Dla mnie jest to po prostu śmieszne.

~Krum
2016-02-03 17:13

Jak umarł Jackson byłam w 5 klasie, i głównie przez ten szał po jego śmierci siegnelam po jego kawałki, slucham ich od 7 lat, ,,faza” na MJ mi nie minęła

  • 1

Dodaj komentarz

Możesz używać składni Textile Lite

Aby wysłać formularz, kliknij na żyrafę (zabezpieczenie przeciw botom)

Najaktywniejsi dziennikarze

Artemis 27artemis
Hush 15hush
Hikkari 11hikkari

Publikujemy także w:

Liczba osób aktualnie czytających Lessera

Znalazłeś błąd? - poinformuj nas o tym!
Copyright © Webmastering LO Tarnobrzeg 2018
Do góry