Kryminalny weekend
Rzadko włączam telewizor, ale ostatnimi czasy zdarzyło mi się zachorować, więc zaczęłam pstrykać po kanałach i zatrzymałam się na TVN-ie, gdzie emitowano właśnie serial fabularno - dokumentalny „Sędzia Anna Maria Wesołowska”. Każdy pewnie wie, na czym program polega, w każdym razie ja nie o programie chcę mówić, ale o sprawie, która się tam toczyła.
Otóż młoda kobieta została oskarżona o usiłowanie zabójstwa swojego męża, za co groziło jej od dwudziestu pięciu lat więzienia do dożywocia. Poproszona o wyjaśnienie opowiedziała, jak doszło do tej tragedii.
Razem z bogatym mężem i przyjaciółmi, znudzeni wypadami na Majorkę, Dominikanę, Kanary etc. (cóż...), postanowili urozmaicić sobie nieco najbliższy weekend w kraju. Wyjechali na Mazury z zamiarem skorzystania z interesującej oferty niejakiej babci Sabiny. Starsza pani oferowała tzw. kryminalne weekendy, czyli udział klientów jej pensjonatu w kryminalnej grze rodem z powieści Agaty Christie. Gra, w jaką uwikłały się dwa małżeństwa, polegała na tym, że podczas kolacji rozlosowane być miały koperty z rolami i instrukcjami zabawy. Oskarżona wylosowała rolę mordercy mającego o 3 w nocy zastrzelić swą ofiarę (którą grał jej realny mąż) w bibliotece. Otrzymawszy klucz do gabinetu, w którym znajdowało się narzędzie zbrodni, weszła tam, wzięła je i strzeliła do swej ofiary. Zanim jednak oddała zaplanowany drugi strzał, z przerażeniem zauważyła ból na twarzy ofiary i broczącą z jego boku krew, która nie była – jak wynikało ze scenariusza gry – keczupem. Zabawa skończyła się więc zawiezieniem postrzelonego mężczyzny do szpitala przez detektywa (czyli kobietę, która od rana miała zająć się tropieniem wyimaginowanego mordercy), a mordercy na policję przez babcię o fantastycznej wyobraźni i przyjaciela, grającego policjanta, który wyjątkowo na serio mógł odnaleźć się w swojej roli. Ostatecznie mężczyźnie nic się nie stało (kula przeszło obok serca i utkwiła w żebrze), ale zagadka została ubarwiona. Skąd w gabinecie wzięła się prawdziwa broń?
Żeby nie trzymać w niepewności tych, których historia ta zainteresowała, dopowiem jej koniec. Okazało się, że wspomniane małżeństwa przyjaźnią się tylko pozornie. W rzeczywistości jedno zdradza drugiego z trzecim i czwartym, wszyscy wzajemnie kantują się w interesach i nienawidzą na stopie prywatnej. Broń podmienił przyjaciel ofiary, który nie mógł przebaczyć mu zdrady z jego własną żoną. Skończyło się naturalnie na uniewinnieniu mordercy i aresztowaniu policjanta. Ot, tak mniej więcej.
Mnie natomiast zastanowiło to, do czego człowiek w pogoni za rozrywką może się posunąć. Jak bardzo musi mu się nudzić, skoro wynajduje tak nietuzinkowy sposób spędzania wolnego czasu. Jak mocno pochłonięta detektywistycznymi opowieściami może być starsza osoba, jeśli posuwa się do przeniesienia ich w rzeczywistość. W końcu, jak szybko fikcja przestaje nią być i wkracza w świat realny.
Momentalnie nasuwa mi się skojarzenie z Kraksą Dürrenmatta. Miałam okazję nie tylko przeczytać, ale i obejrzeć teatralną adaptację tej historii i była ona, fakt faktem, zabawna. Trąca o absurd, jest nieprawdopodobna i kończy się tragicznie, ale to wszystko jest naprawdę śmieszne (chociaż to już kwestia poczucia humoru – czy wolimy humor Fredry w Zemście czy Mrożka w Tangu ). Tylko, że to jest fikcja. A sprawa, która toczyła się w sądzie nią nie była. (Jakby ktoś nie wiedział, sprawy wykorzystywane u Wesołowskiej zdarzyły się, z nieznacznymi różnicami, naprawdę). No więc halo. Gdzie my jesteśmy? Przestaję się powoli dziwić, dlaczego w gadugadowych opisach moich znajomych, tak często ostatnio pojawia się słowo absurd. Tylko o ile dramatopisarze absurdem się zabawiają, to życie w tej roli się nie bardzo spełnia. Nawet przeciwnie – miast śmieszyć, przeraża.
Kolejny raz z przykrością i niemałym zdziwieniem odkrywam, że to nie życie czerpie z absurdu, ale absurd z życia.
Komentarze [12]
2007-01-22 10:43
za duzo “uwagi”. “nie otwieraj nieznajomym zlodziejom i pacz czy sasiad nie zabija swoich dzieci kiedy ty jesz obiat!!”.
2007-01-15 19:46
Wow, ciekawe!
2007-01-14 18:25
sam se idz
2007-01-14 17:28
idz na wosp.
2007-01-14 17:14
Fajnie się niektórzy ludzie zabawiają. Ja wolę jednak rzucać doniczkami z balkonu na wałęsające się tam psy. Ostanio jednego unicestwiłem. Ciekawe czy teraz tez o mojej rozrywce napiszesz?
2007-01-14 16:04
Oj, diss.
2007-01-14 15:20
Oj, Paulcia.
2007-01-14 13:56
Mówisz o tej sprawie technicznej? Halo o niepoprawność – humanistyczna dewiacja.
Mówisz o tekście? Chciałabym, żeby to były tylko słowa.
Oj, Ula.
2007-01-14 13:07
I o co to halo? To w końcu tylko słowa [tak Paulino]?
2007-01-11 22:05
Kraksa Kraksą. Czytałam sporo Durrenmatta. Jest świetny. Także do doczytania, dla zainteresowanych.
Natomiast ze spraw technicznych: kto pomiędzy słowo “w każdym” a “razie” dodał “bądź”? Rany, poprawcie to, bo ani w oryginale, ani w teorii profesora Miodka tego nie ma.
2007-01-11 18:54
ja też wolę Tango. a z Kraksą- heh, co kto lubi.
2007-01-11 17:14
Pamiętam Kraksę. Niezła była. Z dwojga złego – Ferdydurke – Tango stawiam na Tango. Przynajmniej w paru miejscach jest logiczne. Choćby bunt głównego bohatera, który buntuje się przeciwko temu, że nie ma przeciwko czemu się buntować, bo jego rodzice zbuntowali się przeciwko wszystkiemu.
Voilla.
- 1