Light up the darkness
Trudno wyobrazić sobie świat, z którego nagle znikają wszyscy ludzie. Ale jeszcze trudniej wyobrazić sobie życie tego jedynego, który ocalał. A czy zastanawialiście się kiedyś, co by się stało, gdyby ludzie, którzy pozornie zniknęli, wcale nie przepadli beż śladu, lecz zmieniliby się w coś potwornego i nieludzkiego?
Odpowiedź na to pytanie zawarta jest w najnowszym filmie Francis’a Goldman’a „Jestem legendą”, który jest już trzecią ekranizacją genialnej książki Richarda Mathesona pod tym samym tytułem.
Akcja rozpoczyna się w trzy lata po tym, jak przeobrażony genetycznie śmiertelny wirus, który miał być zbawieniem ludzkości – lekarstwem na raka - gwałtownie rozprzestrzenia się i wywołuje niespotykaną epidemię. Działanie wirusa jest proste, zabija on ludzi lub - jeśli ktoś ma wyjątkowego pecha – przemienia w wampiropodobne stwory. Mamy rok 2012. Doktor Robert Neville, to prawdopodobnie jedyny człowiek żyjący w Nowym Jorku, a być może i na całym świecie. Nie wiedzieć czemu on jeden wykazuje odporność na śmiertelną zarazę, na którą nieudolnie stara się znaleźć lekarstwo. Prowadzi bezskuteczne próby na zwierzętach (szczurach), codziennie w południe czeka w ustalonym miejscu na ludzi, którzy być może tak jak on ocaleli, a nocą walczy o przetrwanie z ‘zakażonymi ludźmi’, którzy stracili resztki swojego człowieczeństwa… Dlaczego nocą? Otóż dlatego, iż wampiryczni chorzy boją się światła, a promieniowanie UV po prostu ich zabija. Jedynym towarzyszem bohatera w jego samotnej walce jest urocza psia towarzyszka Samanta. Wątek Samanthy kończy się jednak raczej smutno.
Sama fabuła filmu naprawdę mnie urzekła i według mnie „Jestem legendą” wybija się ponad zazwyczaj żałosny poziom kina hollywoodzkiego. Tutaj główny bohater to nie uzbrojony po zęby Rambo, niszczący wszystko, co stanie na jego drodze. Ostatni ocalały, to człowiek, który krwawi, boi się i mimo iż posiada broń maszynową, to w starciu z żądnymi krwi potworami jest raczej bezsilny. Wykazuje więc on niemalże wszystkie oznaki człowieczeństwa, które dają niesamowity kontrast w zestawieniu z wyzbytymi jakichkolwiek odruchów ludzkich stworami.
Kolejnym aspektem, który wyróżnia ten film jest to, że przez większą część projekcji na ekranie występuje tylko jeden aktor – Will Smith. To rzadko spotykany zabieg, nawet w kinie światowym, a zarazem przykład wielkiej wiary w możliwości aktora i jego siły przyciągania widzów. Moim zdaniem kreacja Smitha pozostawia odrobinę do życzenia, lecz mimo to główny bohater w kilku momentach potrafi wzruszyć do łez.
Efekty zastosowane w filmie są raz lepsze, raz gorsze. Chwilami nieco sztucznie komputerowe ( np. lwica, która przypomina raczej połączenie pumy z psem), ale można na nie przymknąć oko wobec niesamowitego obrazu opustoszałego Nowego Jorku, który powalił mnie na kolana. Miasto stanowi połączenie metropolii z … dżunglą. Wprawdzie z budynków nie zwisają liany, ale zieleni jest i tak aż nadto, jak na środek tętniącego niegdyś życiem wielkiego miasta. A obrazy zachodzącego słońca odzwierciadlają magię światła, jedynej ochrony przed stworami.
Piękną, a innym razem budzącą grozę atmosferę buduje muzyka. W filmie wykorzystano utwory Boba Marleya, a także niesamowitą symfoniczną i akustyczną muzykę, skomponowana przez znanego twórcę muzyki filmowej Jamesa Newtona Howarda.
Na pierwszy rzut oka wydawać się może, że to denna opowieść o walce człowieka z armią krwiożerczych tworów mroku, jednak przy bardziej wnikliwej analizie nie trudno dostrzec, iż mamy do czynienia z jakimś głębszym sensem. Film porusza bowiem tematykę ludzkiej psychiki. Uwidacznia rozterki wewnętrzne bohatera, pokazuje jego filozofię życia, jego wiarę, a zarazem jej brak.
Zaciekawić może motto, którym kieruje się doktor Neville, autorstwa genialnego muzyka Boba Marleya - ‘Light up the darkness’. Neville ma podobnie jak Marley swoje idee. Marley wierzył, iż może uleczyć nienawiść i rasizm poprzez ‘wstrzyknięcie’ miłości w ludzkie życie (oczywiście miał na myśli muzykę). Robert wierzy zaś, że może uleczyć nienawiść, jaką pałają stwory, może znaleźć antidotum, które uleczy chorych, a przez to ‘rozświetlić ciemność’.
‘Jestem legendą’ nie jest filmem genialnym, ale nie jest też złym. Ciekawe podejście scenarzystów, piękna muzyka i interesująca fabuła zapewnią miło spędzony wieczór. Opowieść tak banalna, a jednak nadal zaskakująca i wzruszająca. Opowieść o pustce i samotności w jednym z największych miast świata, o pełni człowieczeństwa i jego braku…
Opowieść tak daleka, a zarazem tak bliska każdemu z nas…
Grafika:
Komentarze [14]
2008-11-17 22:19
Osobiście uważam, że to świetny film;] Genialana fabuła… może jest pare niedociągnięć(trzeba być obiektywnym) co nie zmienia faktu, iż ten film nie jest zwyczjanym s-f tylko wręcz filmem psyhologicznym(która większość osób nie jest w stanie dostrzec….
2008-02-27 17:43
Ciebie Kubuś nie trzeba namawiać :P:P
2008-02-27 15:05
CBŚ, CBŚ! Ona mnie namawia do piractwa! CBŚ!
2008-02-26 18:34
To jawna dżungla, tyle że taka hmm… ‘dwudziestopierwszowieczna’ ? :)
Podrzuć mi Persepolis to Ci zrecenzuję :)
Prawie jak ‘Spełniamy marzenia’ :)
2008-02-25 15:39
a jeszcze dżungla – tożto central park :P
2008-02-25 15:37
oglądnąłem wreszcie.
podobało mi się do momentu uduszenia psa, potem hollywoodzkie nudy,
radzio: co do ludzi w kolonii ocalałych – nie ma tu nic nieprawdopodobnego; mogla się składac z samych “odpornych”
a co do reszty się zgadzam, trochę się sypie ten świat logicznie…
ale ale ale…wspomnaiłeś o resident evil – tam też zadarzały się absurdalne kwiatuszki. Np w drugiej części powstające z grobów, dawno przegnite trupy (kto je pogryzł? a jesli ktoś nawet to jak działały ze zniszczonym (bo przeżartym przez robale) mózgiem?) poza tym – jedyne zarażone zwierzęta pojawiające się w filmie to dobermany (?) & kruki… skąd tyle tych dobermanów?
ale nie zapominajmy – fikcja jest fikcją, kto wam powiedział, że Iamlegend w domyśle nie odbywa się w matrixie? :P
a tekścior mi się podobał, ponawiam prośbę o persepolis
2008-02-24 12:08
ej floł, zrecenzuj persepolis…
2008-02-22 12:20
@Radzio: Było powiedziane w filmie że wirus rozprzestrzenia się poprzez powietrze, a inni nie chorowali bo “z niewiadomych powodów niektórzy osobnicy byli odporni na działanie wirusa”.
Co nie zmienia faktu że rzeczywistość jest niedopracowana.
2008-02-21 22:20
Edit: choć jeżeli reżyserowi chodziło o to, żeby zombie pokazać jak najpóźniej.. to może ma to sens, ale do mnie to nie trafia ;D ja tam lubię mega realne sf.
Takie Star Gate to są tak realne że na prawdę można dojść do wniosku, że przy odpowiednim rozwoju nauki jest to możliwe :D
2008-02-21 22:17
@jake:
Wiadomo, że jedna bombka taka to za mało :-), ale słuchaj jak masz do wyboru życie miliardów, a życie zombie to ja bym puszczał atomówki :D.Ale wracając do sf to mnie ten film nie przekonał :D, bo jak ten wirus ma się niby rozprzestrzeniać :D. Przez ugryzienie nie bo są zabijani zdrowi, więc przez co :D? Drogra kropelkowa etc? No to czemu inni ( w tej ostoi na końcu, w NY co przyjechali) nie zachorowali :>?
Po prostu świat wykreowany jest imo niedopracowany. Pomyśl tak:
Faceci w czerni – absurdalne przygody, ale ciągle jest to możliwe ;D
Ja robot – daleka przyszłość – wszystko dopracowane
Dzień niepodległości – nie licząc jednego absurdu fizycznego (tak wielki statek kosmiczny nad NY bez tego lasera zmiażdżył miasto ciśnieniem, które wytworzy :D, ale na to już mało kto zwraca uwagę :D…Jak film sf ma być fajny to wykreowany świat musi trzymać się kupy.
Nie mówię, że filmy nie warto oglądać, ale poważnie mogli się bardziej postarać. Bo np Resident Evil mimo że tam chodzi o samo napierdalanko to trzyma się kupy ;D jest zombie, jest virus t, wiadomo jak się rozprzestrzenia, wiadomo kto co dlaczego z kim i jak. A w “I am a legend” czegoś brakuje. Jak dla mnie to powinien trwać ze 130 – 140min i wartałoby bardziej dopracować info o tym wirusie, potem pokazać takie flashbacki jak NY zostaje opanowany przez mutanty :D ja to widzę tak:
1) Info o wirusie, co i jak (jak z tym wirusem), atak zombie (tak będę na nich mówić :D)
2) Ta scena z helikopterem
3) flashbacki jak zombie atakują
4) nagle wielkie STOP
5) 3 years later…. i scena z mustangiem :D
6) i dalej jak szło :DJak dla mnie to brakuje właśnie filmowi czegoś brakuje, robi atmosferę i człowiek ma tę adrenalinkę, ale jak obejrzałem cały to doszedłem do wniosku, że to ssie pałkę ;D i scenarzysta chyba już myślał o strajku :D
2008-02-21 19:49
Piękny wywód Panowie, ale pozwolicie, iż nie dołączę sie do tej jakże pasjonującej wymiany zdań....:) gdyż moje zadanie w tej ‘branży’ ogranicza się do pisania, czasem nawet zainteresowania potencjalnego odbiorcy :) a o bombach nie mam zielonego pojęcia :)
Tak czy siak swoje zdanie wyraziłam w recenzji, a Was gorąco pozdrawiam :*
2008-02-21 19:32
Hm. Ja musze powiedzieć że mi film się podobał, ale może dlatego że podszedłem do tego jak do SF, a nie do jakiejś prawdopodobnej historii.
Ale jeśli już mówimy cobybyło gdyby, to muszę Cię radziu zmartwić ale Ameryka nie posiada broni konwencjonalnej która mogłaby zniszczyć taki obszar. Największa bomba konwencjonalna którą posiada Ameryka, a świat większej nie ma, to tzw. MOAB – matka wszystkich bomb. Mimo tego zaszczytnego tytułu pole jej działania to koło o promieniu 150m. Łatwo zauważyć że jedna by sobie z tym nie poradziła. Oczywiście mogą mieć ich więcej ale tu znowu zaczyna się gdybanie. Tak czy inaczej takie bombardowanie napewno nie byłoby zbyt humanitarne.Tak czy inaczej w większości zagadnień zgadzam się z Radziem.
Ale to jest film SF, więc z definicji powinniśmy chyba przymknąć oko. Jak dla mnie, dość dobra rozrywka, ale do wielkich przemyśleń to to nie nakłania.
2008-02-21 19:03
1) Na początek troszkę uwag:
Francis’a Goldman’a – chyba powinno być Francisa Goldmana :>?Dwa wirus może być zmutowany genetycznie, przeobrażony to może być krajobraz…
2) Co do oceny filmu muszę się nie zgodzić. Jeden – fabuła jest przewidywalna, wiele motywów jest bezsensu. Nie dość tego jeśli dobrze pamiętam akcja dzieje się chyba ze 2 – 3 lata po testach wirusa, po takim okresie taka dżungla by się nie zrobiła (roślinność) i wątpię aby zwierzyna z ZOO (lwy :P) przeżyła obecność zmutowanych ludzi. W każdym razie pełno tutaj jest nielogicznych rzeczy. Nawet te sklepy są po takim okresie dziwnie uporządkowane…
Nie mówiąc już o tym, że Amerykanie w obliczu takiego problemu (wirus) użyliby jakiejś bomby konewncjonalnej (są bomby, które mają siłę porównywalną z małą jądrówką) więc bez problemu rozpier**by okolice gdzie wirus urzędował... Dlatego dziwi mnie, że New York jest w tak dobrym stanie. Ogólnie w film jest troszkę nielogiczny.
Nie muszę chyba mówić, że nie chce mi się wierzyć, żeby nie znaleźli domu Neville’a po takim okresie ]:-> tym bardziej, że jego okna się wyróżniały. A i skąd Neville wytrzasnął takie sprzęt do eksperymentów :>? Bo wątpię, aby za życia swojej rodziny narażał ich na jakieś ryzyko, więc wątpię, aby miał w piwnicy mega nowoczesne labolatorium :D
Film nie ma imo żadnego wyższego przesłania i ogólnie jest to standardowa produkcja, która za 2 lata będzie lecieć o 21:00 na Polsacie w serii Mega Hit xD, albo w piątek w TVNowskim super kinie ;-).
A już tak zagłębiając się w logiczne sprawy – wirus spowodował zmiany w mózgu, mieśniach, kościach skórze. Wątpię, aby szczepionka (niszcząca wirusa) była w stanie cofnąć zmiany w mózgu. W każdym razie science fiction :D, no i ja wolałbym tych zmutowanych pozabijać jakimś antywirusem/antybakterią – byłoby szybciej :D… w każdym razie film mi się nie podobał...
Co do Flo – ładnie napisałaś :*
2008-02-20 18:56
Bomba! Zgadzam się w 100%. Pozdrawiam! Tak Trzymać.
- 1