Szkoła życia - wśród pieluch i zabawek?
Historie Fulghuma przypominają nam, że wyrafinowanie tkwi w prostocie.
San Francisco Chronicle
Łaknąc kiedyś lekkiej rozrywki intelektualnej, poprosiłam przyjaciółkę o coś do czytania. Otrzymałam kilka mniej lub bardziej interesujących książek, wśród których znalazłam dosyć stare, bo napisane około 1988 r., dzieło R. Fulghuma Wszystkiego, co naprawdę trzeba wiedzieć, nauczyłem się w przedszkolu
. Przyznam szczerze, że najbardziej zaintrygował mnie ten tytuł. Jak to?
Wydaje się, że całkowite zrozumienie świata i ludzi, będzie możliwe dopiero u kresu naszej wędrówki, kiedy to leżąc w domowych pieleszach lub szpitalnym łóżku wśród najbliższych (wersja optymistyczna), będziemy dzielić się z nimi doświadczeniem, względnie testamentem... Tymczasem jakiś człowiek przekonuje mnie, że będąc u progu dorosłości, wiem już wszystko, co potrzeba, aby godnie żyć i koegzystować. Ba, wiem to od dawna?
Ten niebanalnie zatytułowany zbiór w gruncie rzeczy niepowiązanych ze sobą opowiadań, a właściwie historyjek i anegdot z życia autora, Fulghum określa jako moje bazgroły, relacje o tym, co się działo w mojej głowie i życiu, początkowo przeznaczone dla rodziny, przyjaciół i dla mnie samego
. Po przejrzeniu krótkiej notki odautorskiej – mapki na wypadek, gdybyście pobłądzili
, zaczytuję się we wciągających opowiastkach, z których pisarz wysnuwa niesamowicie zaskakujące wnioski. Przykłady?
W całkowicie nieoczekiwany i nietuzinkowy sposób wyjaśnia wartość przysięgi małżeńskiej, czy możliwości powrotu do domu rodzinnego, a nawet to, jak uratować świat przed wojną za pomocą kredek. Uświadamia niesprawiedliwość nazywania mlecza chwastem i dlaczego zwykły fryzjer czy mechanik zajmuje w naszym życiu pozornie małe, a jednak bardzo znaczące miejsce. Piękną opowieścią o syrenach pokazuje, jak ważne jest utrzymanie przy życiu własnej tożsamości. Tłumaczy, w jaki sposób dzięki małemu Wietnamczykowi uległ magii świąt Bożego Narodzenia, a starą prawdę, że liczy się prezent, a nie intencja, wyrzuca do kosza na śmieci. Na przykładzie tandemu wyjaśnia mechanizm działania wyzwolenia w naszym życiu. Przedstawia naukowo udowodnioną teorię, że jesteśmy brudem gwiazd. Powołując się na cmentarze, tłumaczy brak sensu w słaniu łóżka, grabieniu liści, trąbieniu na ludzi na pasach czy zabijaniu pająków. Wspominając twórców pierwszego balonu do latania, uświadamia cenę i siłę wyobraźni; przekonuje, że nigdy nie jest za późno, by latać!
Dowodzi, że wbrew pozorom wszystko jest możliwe i bez wysiłku możemy mieć to, co chcemy...
Pierwsze wydanie “Wszystkiego...” stało się bezsprzecznym klasykiem przodującym na liście bestsellerów New York Times’a na przełomie lat 1989/90. Był to drugi najdłuższy numer jeden od niemal dwudziestu trzech lat. W czym tkwi tajemnica sukcesu pochodzącego z Teksasu Fulghuma? Myślę, że to jego ciepło, humorystyczne podejście do świata i człowieka oraz odbijanie prawd w codziennej formie. Pisze on dowcipnie i mądrze o małych sprawach zawierających wielkie treści, o małych ludziach i ich wielkim znaczeniu. Przyznaje się do swoich wad, czy braku wiedzy na dany temat (pierwszorzędnie opisuje to w liście rzeczy, których nie rozumie, zadając pytania typu Dlaczego tyle osób zamyka oczy, myjąc zęby?
), przez co staje się bardziej wiarygodny i bez zbytniej trudności już na pierwszych stronach, z taką samą siłą, angażuje nas w dumanie nad sensem miłości czy śmierci, jak i... najlepszym stekiem z kurczaka w USA.
Fulghum pisze: Myślę, że nabożny szacunek, zdumienie i radość kryją się gdzieś na strychu umysłu każdego człowieka i nie trzeba wiele wysiłku, żeby je odkryć.
W analogiczny sposób przedstawia nam wybór cennych lekcji, do których warto zajrzeć w chwili zwątpienia. Jest to również źródło mądrych cytatów, nie raz pokazujących drogę w życiu. No... chyba, że wiesz już wszystko?
Grafika:
Komentarze [3]
2008-02-25 15:43
hmmm… zaciekawiłaś :)
2008-02-20 13:35
nie powiem, udało ci się mnie zaciekawić. Muszę poszukać tej ksiązki.
2008-02-18 19:47
bardzo ciekawie piszesz klauduś :)
- 1