Łowca i grabarz
OSOBY:
ŁOWCA – z pochodzenia szlachcic.
GRABARZ – przybysz zza Łaby.
ŁACHMYTA.
Rzecz dzieje się nocą na cmentarzu.
SCENA PIERWSZA
Wchodzi ŁOWCA.
ŁOWCA
Oto nadszedłem – wielkiej sromoty
wraz ze mną przyjdą na was terminy.
Nigdy już więcej wsze czarcie syny
nie będą sobie kpić z Bożych dzieci,
czy to szlachciców, czy lichych kmieci.
Nigdy już więcej diabła pomioty
nie zhańbią ludzi. Piekielne roty,
najwięcej nawet srogie i wrzące,
zaznają moje ramię karzące.
Dzierżę krucyfiks, pal osikowy,
szabla za pasem i czosnku głowy,
w złocistej fiolce woda święcona
– taka jest rada na tych, co z łona
są Lucyfera. Na nic się zdadzą
wasze pazury, nic nie poradzą
kły krwi spragnione. Ja w imię Boga
do walki stawam! Wznieci się trwoga
wśród przeciwnika, w szeregach strasznych
; na poły żywych, na poły martwych.
Wyzwolicielem pospólstwa jestem,
obrońcą chwały i czci niewieściej,
któren cnych mężów, cne białogłowy,
starców i dziatwę, majątki owych
przed zepsowaniem chroni, salwuje
od Złego żądzy. Naraz poczuje
strzyga czy wąpierz, co wyniść zechce
z grobu, z zaświatu, jak ją połechce
ostrze mej szabli i tam zawróci,
skąd ku nam wyszła, z komnat borucich.
Prawda, nie znają mię na stolicach,
lecz to dlatego, iż mam dwa lica.
Dniem niewaśniwym jam gospodarzem,
co skromny folwark prowadzi razem
z żoną i pracy chłopów dogląda;
co dzieci gromadź chowa i żąda
nic ponad strawę w zdrowiu spożytą,
ciepłą łożnicę, szkatułę sytą;
co nie frymarczy się dla urzędów
ani tytułów, bo do imentu
ukochał sioło własne. Zaś nocą,
gdy miesiąc wstaje i z wszytką mocą
herezji siły się pokazują,
ja wdziewam na się suknię ponurą
i inne imię wtenczas przybieram,
by zmienić męża tak w bohatera.
Porzucam żyzne, przyjemne grządki
i zaprowadzam Pańskie porządki
wśród pogrobowych dziwów; ich gładzę
wraże zamiary. Sobie nie kadzę,
a słów tych prawość potwierdzi każdy
człek, co zawdzięcza mi żywot własny.
Jam Heraklesa jest sukcesorem,
tezeuszowym podążam torem,
za cnót wcielenie biorę Jazona,
dogonić czyny Bellerofona
chcę, bo wiem pewnie, że złotouści,
skocznych melodii nigdy nie puści
i rymów zgrabnych dworscy bardowie
będą mnie chwalić jak aojdowie.
Jeno zaczekać, póki zasługi
kielich wypełni trucheł rząd długi!
SCENA DRUGA
ŁOWCA, GRABARZ pojawia się w głębi sceny.
GRABARZ
ŁOWCA
Głos przecie ludzki, chociaż...
GRABARZ (podchodząc)
Czyżbyś swój rozum wcale postradał?
Przyszedł i będzie gadał a gadał.
Myślisz ty może, iż my czuwamy
nocą jak sowy, a we dnie spamy?
ŁOWCA
bacz kogo mową swoją tu ranisz.
Widzę, żeś z chamstwa, strój, cała postać,
ustałe ręce nie dają ostać
myśli, byś mógł mieć coś krwi szlachetnej.
Pojmuję tedy, jako tak wstrętnej
mógłżeś gościny teraz tu mi dać.
GRABARZ
ŁOWCA
Pojrzyj uważnie na oznaczenia
mojej godności i urodzenia:
szablę – rzecz lekką, lecz wielkiej wagi;
ubiór – bo także nie jestem nagi.
GRABARZ
lecz obyczaje dają dowody
dla szlachetności.
ŁOWCA (podejrzliwie)
GRABARZ
ŁOWCA
dobrze. Ach, gdyby podług słów twoich
każdy herbowy żywot swój stroił...
Wiedz, że ja również w rzeczy istocie
te verba biorę nad skarbów krocie
i w zgodzie z nimi dzień po dniu pędzę
a osobliwie noce. Niech będzie
przyjaźń pomiędzy nami, bo czuję
żeś mniejszym jest niż się zdaje gburem.
Rzeknij mi jeno, co cię skusiło
tak blisko grobów dom stawić?
GRABARZ
objawy łaski być obdarzonym.
Jam grabarz, toteż dlatego w onym
miejscu posępnym mieszkam.
ŁOWCA
ramię musiało uczynić to, że
trafunkiem dziwnym zaszło spotkanie
nasze tą porą!
GRABARZ
Boga to sprawka, lecz głośnych krzyków.
ŁOWCA
Choć ty chłop prosty, ja szlachcic prawy,
zgoła podobne mamy zabawy.
Gdy ty obmierzłych kryjesz pomrzyków
w doły, ja wpośród boleści ryków
to samo czynię, jeno miast kornych
i nieruchawych, biorę opornych,
co wbrew przyrodnim wychodzą prawom
i ziębnąć nie chcą, ni dać się larwom.
Ja twej familii gwarant pokoju,
snu przezpiecznego. Bliskiś jest roju
wrażych potworów, jednak bez trwogi
co noc w pierzynach wygrzewasz nogi.
Jam to uczynił, butów mych kołat
zwiastuje prędki kres hecy.
GRABARZ
mężność twa wielka o rozsławienie;
w czasach gnuśności jest barzo w cenie
jeśli kto wysszej własnego życia
kładzie bliźniego. Niegodne krycia
uczynki miary takiej. Wszelako...
ŁOWCA
GRABARZ
człek, dla którego nieboszczykowie
są obeznani niczym kumowie.
Lubo rozlicznych w ziemię wsadzałem,
przenigdy owych nie napotkałem,
o których mówisz. Nie są to aby
zwykłe bajania przez stare baby
swoim wnuczętom w długie zmierzchania
opowiadane dla zastrachania
i uciszenia?
ŁOWCA (oburzony)
konfuzja ciebie, skoro się lęgnie
myśl tak bezmyślna. Wbrew swymi laty
wcaleś doświadczeń nie jest bogaty.
Zawierz mądrzejszym, co siła mają
dowcipu, dobrze go używają.
Wiedz, iż onegdaj doszły mnie słuchy,
że tu grasują sługi Kostuchy.
Prawdziwość tego niech cię nie trapi,
na rzecz niepewną bym się nie kwapił
i ojcowiznę rychlej porzucę
niźli bez czynów nowych w dwór wrócę.
Wyglądać trzeba, bo bezwątpliwie
wystąpią wkrótce bestie. Strachliwie
wówczas poczynać sobie nie można,
naraz wyczuje bojaźń bezbożna
mara. Jeżeli twoją fortunnie
wolą doczekać brzasku, nie w trumnie,
radzę małżony odejść pilnować,
o moje losy się nie frasować.
Alibo jaki fechtunku praktyk,
znawca rozlicznych wojennych taktyk,
mógłby nie zdzierżyć dzikim nieukom,
co jeno szarpią i paszczą tłuką?
GRABARZ
ku domu pójdę, bowiem Kostucha
już w zimne szpony mnie bierze czule.
Winiłbym jednak za to koszulę
nadmiernie lichą.
ŁOWCA (groźnie unosząc pięść)
albo ja będę musiał jąć kroki
na przekór tobie!
GRABARZ (wycofując się)
rozwaga zawżdy winna wygrywać.
ŁOWCA
zaraz cię...
Wchodzi ŁACHMYTA.
Jezu, na rany twoje!
Człek to czy nie-człek?
GRABARZ
ŁOWCA
łudzić się stara! Mnie nie ucapi,
raczej ją moja szabla ułapi,
choćby najgładszą postać przybrała.
GRABARZ
krzyny rozsądku w sobie nie trzyma.
ŁOWCA
Do ŁACHMYTY:
Rzeknij nam słowo, byśmy poznali
kogośmy środkiem nocy spotkali
i dla zamiarów jakich tak cudne
miejsce wybrałeś?
ŁACHMYTA bełkocze niezrozumiale.
Ha, takli trudne
wypowiedzenie słowa? Objawia
to rzecz zupełnie jasno. Bóg stawia
nas nie bez celu razem; przyrzekam
cel ten dopełnić, kres ciebie czeka!
Rusza na ŁACHMYTĘ.
GRABARZ
ŁOWCA
Piekieł bestyjo, maro żałosna!
ŁACHMYTA cofa się chwiejnie, schodzi ze sceny. Za nim wpada ŁOWCA. Słychać
szarpaninę, krzyki, wycie, odgłos wystrzału.
SCENA TRZECIA
GRABARZ milczy dłuższą chwilę.
GRABARZ
między grobami.
GRABARZ schodzi ze sceny i wraca, ciągnąc stamtąd martwych: ŁOWCĘ, potem
ŁACHMYTĘ.
Fantazja zegła
kark pod brzemieniem pospolitości;
śmiałe zamysły własnej marności
twarz okazały. I na co komu,
bohatyrowie, miast siedzieć w domu
jako przystoi, wojenki wasze
toczycie stale? Gniecie pałasze,
wszak komu chwały tym przysparzacie,
jakie profita wy za to macie?
Abo jest inna Bogu nagroda
z tych bitew świętych niż świeża trzoda,
co nazbyt prędko padół puściła
ziemski? Naprawdę zali jest miła
śmierć Panu, jeśli on z szczęśliwości
wiecznej sam oddał nas doczesności?
Ja czyny mężne mogę pochwalić,
gdy nie zjadłości ogniem się palić
będę, lecz z ducha wyjdą rozumu
i konieczności wyższej; nie z szumu
haseł dla głupców gorącokrwistych
wyjęte są, lecz z idei czystych
źródła. I żałość serce me ściska,
bom przecie widział, jak próżno pryska
dwoje żywotów: szlachcic odważny,
lubo niebystry, co do pokaźnych
mężów dołączyć pragnął; też pijak
nieszczęsny – im się przyszło zabijać.
Taka jest w Polszcze zwykła natura,
iż każdy widzi w sobie moc tura,
spryt niczym liszki i wilczą mężność,
przy tym przystraja się w pawią piękność;
rozkosznie stawa w obronie wiary,
z ducha i ciała gotów ofiary
złożyć, byleby wsze łaski Boże
zaskarbić sobie. Polak nie może
miejsca usiedzieć, gdy święte rzeczy
krzywdy doznają; je ma na pieczy.
Na zew biskupi rusza on w pole,
bije, umniejsza cudze swawole!
Gorzej, gdy bitwy pyły osiędą,
gdy jegomoście miry przybędą
pisać, a zgiełki potyczek wielkich
zastąpić winien mozół prac wszelkich.
Wołają: „Chwały!” Uznania chcecie?
„Gdzie złote czasy?” – tak się dziwiecie.
Pomnijcie lepiej, że Anglikowie,
Niderlandczyki czy narodowie
inne a możne stan zawdzięczają
swój zwłaszcza temu, że szanowają
pracę i swoją i takoż bliźnich;
nie muszę siła mieć łanów żyznych
ani kołczanu tureckich strzałów,
złoconych zbroic, zdobnych kindżałów.
Szabla potrzebna, bo wielu zetnie,
lecz pług z łopatą – też niepoślednie.
Łacno się przecie porżnąć do kupy,
jeno kto potem posprząta trupy?
Komentarze [10]
2008-04-04 22:18
podoba mi się Twój styl pisania, lubię czytać teksty z archaizmami, sama nierzadko piszę różne utwory ale brak mi rozeznania w mowie staropolskiej… no cóż trzeba będzie poczytać i trochę się wysilić ;)
2007-06-27 16:01
Sapkowski – idźmy na kompromis, tys nieźle archaizował
2007-06-22 13:12
Mickiewicz? Chyba Sienkiewicz. Też -kiewicz, skądinąd…
Lubię Cię czytać, bo niczego takiego tu nie było i nie wiem, czy będzie. ;]
2007-06-19 17:34
Ja również przeczytałem całe. Ba – podobało mi się. Zakończenie było dobre, krytyka tej naszej nieszczęsnej, polskiej mentalności. Myślę, że gdyby było wystawione na scenie, fragment “walki” Łowcy z Łachmyą byłby naprawdę śmieszny.
2007-06-18 21:18
mickiewicz, czy cuś?
2007-06-18 21:17
ja też przeczytałem. ale gość daje – nieziemsko.
2007-06-18 19:08
Ja przeczytałem do końca. Utożsamiam się z postacią Łachmyty.
2007-06-18 18:06
a teraz tak szczerze… ilu było masochistów, którzy to przeczytali do końca?
2007-06-17 18:15
lol
2007-06-17 16:42
kheh, porypanys zią ;).
- 1