Szukając sprawiedliwości
Co roku nadchodzi taki okres, kiedy w kinach pojawiają się gromadnie filmy, które każdy chce zobaczyć, by móc wyrobić sobie własne zdanie na ich temat. Mówię oczywiście o okresie tuż przed i po uroczystej gali rozdania Oscarów. Tym razem nie było inaczej. Na ekranach kin pojawiły się takie produkcje jak: "Twój Vincent", "Nić widmo", "Kształt wody", czy "Tamte dni, tamte noce". Oczywiście ja także chciałam możliwie szybko obejrzeć wszystkie filmy, które zdobyły statuetki, ale mój plan nie za bardzo się powiódł i do tej pory udało mi się zobaczyć zaledwie kilka z nich. Największe wrażenie zrobił na mnie film brytyjsko-irlandzkiego reżysera Martina Mc Donagha "Trzy billboardy za Ebbing, Missouri", który był nominowany aż w siedmiu kategoriach, ale w końcu zdobył tylko dwie statuetki (dla najlepszej aktorki pierwszoplanowej i najlepszego aktora drugoplanowego). Czy słusznie?
Film ten trudno jest zaliczyć do jakiegoś konkretnego gatunku. Dostrzeżemy w nim bowiem zarówno elementy dramatu, kryminału jak i czarnej komedii. Jego akcja rozgrywa się w małym, sennym amerykańskim miasteczku. Mildred Hayes (w tej roli Frances McDormand nagrodzona Oscarem), matka zgwałconej i brutalnie zamordowanej dziewczyny, mimo upływu czasu nie jest w stanie pogodzić się z tragedią, jaka spotkała jej rodzinę. Policja zaś bezradnie rozkłada ręce. Mimo wysiłków detektywów, śledztwo stoi w miejscu. Nie znaleziono żadnych dowodów ani świadków. Zdeterminowana i zrozpaczona kobieta postanawia w tej sytuacji wziąć sprawy w swoje ręce. Wynajmuje trzy stojące przy drodze w pobliżu swojego domu (od lat nieużywane) billboardy i umieszcza na nich w kolejności następujące, prowokacyjne napisy: "Raped while dying", "And still no arrests?", "How come, chief Willoughby?", skierowane pod adresem bardzo szanowanego przez całą lokalną społeczność szefa policji. Naturalnie bilbordami tymi prowokuje nie tylko szeryfa Billa Willoughby'ego (w tej roli Woody Harrelson) ale i jego oficera Jasona Dixona (Sam Rockwell), którzy starają się usunąć te szokujące i godzące w nich bezpośrednio napisy. Kobieta oczekuje natomiast, że akcją tą urazi ich męską dumę, wzbudzi w nich poczucie winy i wstydu, i przede wszystkim skłoni ich do bardziej aktywnego działania, co pozwoli w końcu wykryć, aresztować i skazać winowajców haniebnego czynu. Tak się jednak nie dzieje, a tablice wywołują niemały ferment wśród mieszkańców miejscowości, co skłania oficera Dixona do wypowiedzenia pani Mildred otwartej wojny. A jako, że jest facetem porywczym i skłonnym do przemocy, a przy tym homofobem i rasistą, nie wróży to niczego dobrego...
Fabuła "Trzech billboardów za Ebbing, Missouri" jest naszkicowana wyraziście. Scenariusz nie pozostawia widza obojętnym, pozwalając mu co prawda snuć przypuszczenia na temat rozwoju akcji, ale też wyprowadzając go co i raz na fabularne manowce. Wszystkie wątki sprowadzają się jednak zawsze do tego jednego, głównego – wątku morderstwa córki pani Mildred. Nie widzę tu także żadnych zapychaczy. Wszystkie sceny mają znaczenie, są potrzebne i uzasadnione. Przez cały film ekscytacja widza przeplata się z wybuchami śmiechu, a wzruszenie miesza się z żalem. Uwagę widzów przykuwa również doskonała gra Frances McDormand i zjawiskowego Sama Rockwella (oficer Jason Dixon), którzy otrzymali za swoje kreację Oscary. Mam wrażenie, że większość aktorów stworzyła tu kreacje bardzo wyrazistych i niejednoznacznych bohaterów, którzy wybrzmiewają spójnie, wciągająco i nie są przy tym ani przewidywalni, ani też naiwni. Zdjęcia wykonane zostały z największą pieczołowitością. Muzyka świetnie kreuje tę trochę absurdalną, lecz bezpretensjonalną aurę tego obrazu. Warto docenić również pracę reżysera i scenarzysty w jednej osobie - Martina McDonagha, który prezentuje widzom nieprzewidywalną, do głębi realną historię, tworząc prawdziwie ekscentryczne dzieło. Dzieło, które opowiada moim zdaniem historię o nienawiści, miłości, ale też o empatii i jej braku. Opowieść o winie, karze, o nieznośnym poczuciu pustki oraz o żałobie po stracie ukochanej osoby.
Jakie jest przesłanie tego obrazu? Moim zdaniem reżyser próbuje nas przekonać, że jedyne skuteczne działanie, to działanie wspólne. Niestety, społeczeństwo tego małego miasteczka zapomniało o tej starej prawdzie i nie zamierza wesprzeć walczącej o sprawiedliwość Mildred. Poszczególni bohaterowie zaskakują nas jednak od czasu do czasu i pokazują też inną twarz. Może na co dzień głęboko ukrytą, ale jednak obecną. Zanim odważymy się ocenić ich postawy, musimy przyjrzeć się im dokładniej, a wtedy zobaczymy, że każdy z nich boryka się z różnymi problemami i wszyscy są na swój sposób poranieni. Co ważne, wszystkie wątki filmu kończą się wyraźną puentą, co bezsprzecznie skłania do refleksji. Zakończenie filmu również. Mnie film ten uświadomił, że świat – czy tego chcemy, czy nie - to rozczarowania i porażki, sprawiedliwość nie zawsze triumfuje, a czas nie zawsze leczy rany. Dlatego warto mieć kogoś bliskiego, kto użyczy nam ramienia, by się na nim wesprzeć i nie krzywdzić innych, nawet wtedy, gdy sami czujemy się skrzywdzeni.
Grafika:
Komentarze [0]
Jeszcze nikt nie skomentował. Chcesz być pierwszy?