Nadchodzą ciekawe czasy
"Obyś żył w ciekawych czasach" głosi stare chińskie powiedzenie. I nie jest to bynajmniej życzenie życia w dobrych czasach, lecz o wiele bardziej trwożny komentarz do aktualnych wydarzeń. Rozpoczynająca się trzecia dekada XXI wieku zapowiada czas wyjątkowo ciekawy. Kryzysy polityczne, gospodarcze, religijne, migracyjne, klimatyczne, ekologiczne itp. rozpalają dziś wyobraźnię milionów ludzi w różnych częściach świata, prowadząc głównie do radykalizacji nastrojów społecznych. Do tego wszystkiego swoje trzy grosze dorzucają media, w tym i te społecznościowe, wieszcząc rychłą zagładę naszej cywilizacji, czy to w wyniku globalnego konfliktu zbrojnego, czy to znów katastrofy klimatycznej bądź też kosmicznego kataklizmu. O ile na to ostatnie zagrożenie nie mamy właściwie żadnego wpływu, o tyle na dwa pierwsze owszem. Najbardziej zastanawia mnie jednak to, jak beztrosko ludzie mówią dziś o bardzo możliwym w końcu wybuchu wojny o charakterze globalnym. Czyżbyśmy nie chcieli pamiętać o tym, co niesie ze sobą wojna? Cóż, chyba faktycznie przyszło nam żyć w "ciekawych" czasach.
Bliski Wschód to taki tygiel kultur i religii. I cóż z tego, że obszary te przez długie lata były koloniami krajów Zachodniej Europy. Okazuje się, że tak naprawdę niewiele zmieniło to w mentalności mieszkających tam ludzi. Kraje tego rejonu nadal zamieszkiwane są w znacznej większości przez muzułmanów, którzy - o czym wielokrotnie mogliśmy się w ostatnich latach przekonać – nie słyną raczej z koncyljacyjnego podejścia do życia. Myślę, że niewielu ludzi na świecie interesowałoby się jednak tamtym rejonem, gdyby nie znajdujące się tam ogromne złoża ropy i gazu. W interesie największych potęg gospodarczych świata (głównie Stanów Zjednoczonych) jest sprawowanie pełnej kontroli nad wydobyciem i handlem tym surowcem. Co prawda niekiedy słyszymy o inicjowanych przez ten kraj misjach pokojowych w tamtym regionie, ale moim zdaniem to tylko taka dymna zasłona, bo tak naprawdę chodzi o ochronę własnych interesów. Gdy prezydent USA dochodzi do wniosku, że interesy jego kraju mogą być zagrożone, decyduje się natychmiast na podjęcie w tym regionie szeroko zakrojonych działań o charakterze dyplomatycznym a nawet militarnym. Bardzo często uzasadnia wtedy te drugie koniecznością wyeliminowania ludzi, którzy zagrażają światowemu pokojowi. Dlatego właśnie 3 stycznia 2020 roku zginął irański generał Kasem Sulejmani, dowódca sił Ghods, uznawany za drugą w kolejności najpotężniejszą osobę w Iranie. Atak został przeprowadzony dronem przez armię Stanów Zjednoczonych na rozkaz samego prezydenta Donalda Trumpa. Sulejmani odpowiadał za tajne zagraniczne operacje Iranu i sprawnie wykorzystywał lokalne konflikty, by rozszerzać wpływy Teheranu. W ojczyźnie otaczał go podziw. W oświadczeniu, tuż po śmierci generała, Ajatollah Chomeini powiedział, że na przestępców, którzy go zabili, czeka surowa zemsta, a śmierć generała wzmocni jedynie opór Irańczyków przeciwko USA i Izraelowi. Niewątpliwie wydarzenie to rozpaliło i trochę zdestabilizowało sytuację w regionie oraz zaogniło i tak delikatnie mówiąc bardzo szorstkie od lat relacje między tymi państwami. Amerykanie tłumaczyli światu, że było to działanie absolutnie konieczne, bo człowiek ten był ich zdaniem odpowiedzialny za wywołanie wielu lokalnych konfliktów, zorganizowanie kilku zamachów, planowanie wysadzenia czterech amerykańskich ambasad na Bliskim Wschodzie i inspirowanie ataków zbrojnych na ich bazy wojskowe w Iraku, ale komentatorzy polityczni w wielu innych krajach zauważają, że choć jest w tym wiele prawdy, to nie mniejszą prawdą jest również i to, że Sulejmani zdecydowanie utrudniał Amerykanom prowadzenie i pilnowanie swoich interesów w tym rejonie świata.
Bliski Wschód jest rzeczywiście od wielu lat jednym z potencjalnych miejsc, w których może wybuchnąć konflikt o charakterze ogólnoświatowym. Z historii wiemy już, że wojny o zasięgu kontynentalnym potrafił wywoływać nawet zamach na jedną osobę. Dlaczego zatem zamach, o którym wspomniałem i związana z nim radykalizacja nastrojów w obu krajach, nie rozpoczął wojny? Tego nie wiem, ale podejrzewam, że gdy nastroje nieco opadły każda ze stron doszła do wniosku, że lepiej zachować dotychczasowe status quo, bo na konflikcie to można będzie tylko stracić. Moim zdaniem żadna ze stron nie zyskałaby na tej wojnie, za to każda mogłaby sporo stracić. Poza tym Amerykanie, bardzo dobrze pamiętają jeszcze wojnę w Wietnamie i jej konsekwencje, które ciągnęły się dla nich latami, dlatego nie poparliby decyzji prezydenta o rozpoczęciu kolejnego konfliktu zbrojnego, tym razem z Iranem. Gdyby jednak mimo to do tej wojny doszło, to wiele państw musiałoby się również w nią zaangażować w związku z ich przynależnością do przeróżnych układów wojskowych. I tak konflikt między tymi dwoma państwami urósłby natychmiast do rangi globalnego.
Tak czy inaczej, żyjemy w czasach, w których nieustannie mówi się o możliwym wybuchu wojny światowej. Co prawda po II Wojnie Światowej nasz świat już wielokrotnie znajdował się w poważnych kryzysach, ale za każdym razem udawało się jednak na szczęście jakoś ich uniknąć. Ale to nieustanne życie w zagrożeniu wybuchem globalnego konfliktu jest, co by nie mówić, jakąś formą jego oswajania. Nieustanne mówienie o takiej ewentualności wzbudza niestety coraz mniej negatywnych emocji i uzasadnionych obaw. Przestajemy postrzegać wojnę jako czyste zło, którego należy uniknąć za wszelką cenę, bo wmawia się nam, że inne kwestie są nadrzędne. Wszyscy wiemy, czym kończy się wojna (nawet ograniczająca się do środków konwencjonalnych). Miliony ofiar, upadek cywilizacji jaką znamy, degradacja przyrody. Jednak to tylko statystyka, która nie da się zobrazować świata, w jakim przyszło by żyć tym, którzy jakimś cudem przetrwaliby taki konflikt. I tu tkwi chyba główny problem. II Wojna Światowa skończyła się 75 lat temu, a to jak widać wystarczająco długo, by wiążący się z nią ładunek emocjonalny, wspierany hasłem "nigdy więcej", wyblakł i stracił na swoim znaczeniu.
Czy do takiej wojny jednak dojdzie? Być może. Mnie jednak o wiele bardziej niepokoi dziś to, jak beztrosko o globalnym konflikcie wypowiadają się ludzie w różnych częściach świata. Mam nieodparte wrażenie, że ludzie faktycznie chyba już zapomnieli, że pokój jest jedną z wartości najwyższych. Jeśli się w porę nie opamiętamy i nie wrócimy do myślenie, że życie to najcenniejszy dar, jaki dostaliśmy, to każda kolejna iskra zapalna, tak naprawdę w dowolnej części świata, może zepchnąć znaną nam cywilizację w otchłań nicości.
Grafika:
Komentarze [0]
Jeszcze nikt nie skomentował. Chcesz być pierwszy?