Nadchodzi apokalipsa?
Muszę przyznać, że z niecierpliwością czekam w tym roku na trzynasty dzień października. Dlaczego? Czy to data kolejnej, zbliżającej się nieuchronnie apokalipsy? Nie! A na pewno nie w dosłownym rozumieniu. To data premiery czwartego już sezonu serialu „The walking dead”.
Pożeracze mózgów znów pojawią się w telewizji i na stronach internetowych. I nie chodzi mi tu bynajmniej o niektórych nauczycieli, którzy ewidentnie mają ochotę na nasze młode główki, ale o „najprawdziwsze” - jakie tylko mogą istnieć - zombie. Temat wydaje się z pozoru głupawy, ale sposób w jaki potraktowano go w tym serialu okazał się naprawdę ciekawy. Ten, kto spodziewa się jednak w tym serialu hektolitrów krwi w każdym z epizodów, będzie na pewno rozczarowany, bo to przede wszystkim historia o strachu i o ludziach, którzy zmagają się z nim 24 godziny na dobę. Już pierwsze dwa sezony przykuły uwagę wielu ludzi, nie pozwalając im spokojnie spać i zmuszając do zastanawiania się nad dalszymi losami ulubionych bohaterów. Ale może na początku należałoby opowiedzieć, o czym ten serial tak naprawdę jest.
Inspiracją do podjęcia pracy nad tym serialem była amerykańska czarno-biała seria komiksowa „Żywe trupy” Roberta Kirkmana, która w bardzo krótkim czasie zdobyła sobie olbrzymią popularność, a to z kolei nie mogło nie zwrócić uwagi branży filmowej. Za powstanie wersji telewizyjnej popularnego komiksu zabrał się zatem Frank Darabont, reżyser takich hitów jak "Zielona Mila" czy "Skazani na Shawshank" i opowiedział w swoim serialu historię z nieodległej przyszłości, w której pojawia się i niezwykle szybko rozprzestrzenia tajemnicza choroba. Choroba, która sprawia, że ludzie zamieniają się w ociężałe, wiecznie głodne bestie. Akcja - jak w wielu produkcjach tego typu – rozgrywa się oczywiście w USA. Wiadomo… amerykański sen, fastfood, ratowanie świata, a na dodatek w pakiecie hordy żywych trupów. W trakcie poszczególnych odcinków poznajemy historię ocalałych. Poczynając od dzielnego szeryfa, jego rodziny i przyjaciela z pracy, po ludzi, którzy byli na tyle sprytni, że potrafili jakoś przetrwać. Dowiemy się też sporo o historii powstania i ewolucji samej choroby.
Pierwsza i druga seria charakteryzuje się moim zdaniem dobrze skonstruowaną fabułą. Wyróżnia ją także sposób filmowania i kreacje aktorów. To wszystko jest praktycznie idealne. Jedyne, co trochę boli, to kreatywność scenarzystów, którzy nie popisali się tworząc historie martwych postaci. I choć niektóre sceny są naprawdę efektowne, to jednak pewien niesmak i tak pozostaje. Muzyka towarzysząca obrazowi jest niezła. Świetnie uzupełnia opowieść, odzwierciedlając zarówno odczucia bohaterów, jak i momenty zaskoczenia czy niepewności, których nie brakuje. Sezon trzeci jest natomiast w moim odczuciu lustrzanym odbiciem dwóch wcześniejszych. Widać w nim ogromny wkład pracy wszystkich ludzi odpowiedzialnych za dopracowanie detali u zombiaków. Poza tym pojawia się ich w tym sezonie znacznie więcej i znacznie lepiej sfotografowano tu również zbiorowe polowania. Szkoda, że tym razem mniej rozbudowana jest sama fabuła, która wszak jest najważniejsza. Gra aktorów jest jednak nadal bardzo dobra. Muzyka i scenografia również nie zawodzi, ale mimo to zaczyna nas to powoli nudzić. Na szczęście w drugiej połowie tego sezonu akcja zaczyna się rozkręcać, dzięki czemu pozostaje niedosyt. Niedosyt, który sprawia, że mamy jednak ochotę sprawdzić, co jeszcze wydarzy się w tym post apokaliptycznym świecie.
Jeśli lubisz tego typu produkcje i nie odstrasza cię mało w końcu realna rzeczywistość walki o przetrwanie, albo też masz trochę czasu wolnego i nie masz lepszego pomysłu na jego zagospodarowanie, to gorącą zachęcam do zwrócenia uwagi na ten właśnie serial. Do października zostało jeszcze dwa tygodnie, można więc spokojnie obejrzeć sobie w tym czasie trzy wcześniejsze serie, a to po to, by nabrać apetytu na dalszy ciąg tej historii.
Grafika:
Komentarze [0]
Jeszcze nikt nie skomentował. Chcesz być pierwszy?