Szkolna Gazeta Internetowa Liceum Ogolnoksztalcacego im. Mikolaja Kopernika w Tarnobrzegu

Nazywaj mnie swoim istnieniem   

Dodano 2018-02-22, w dziale recenzje - archiwum

„Później! To słowo, ten głos, ta postawa. Nigdy przedtem nie słyszałem, żeby ktoś się żegnał, mówiąc: „Później”. Ostre, krótkie i zdawkowe, wypowiedziane z zawodową obojętnością człowieka, któremu nie zależy, żeby się jeszcze z tobą zobaczyć, czy porozmawiać.” – tymi słowami rozpoczyna się książka André Acimana „Tamte dni, tamte noce”, która po prostu skradła mi serce.

/pliki/zdjecia/ta1.jpgAndré Aciman jest powieściopisarzem, eseistą i literaturoznawcą znanym przede wszystkim ze swoich prac na temat Prousta. Publikuje w "The New Yorker", "The New York Review of Books", "The New York Times", a jego teksty ukazały się także w kilku antologiach najlepszej eseistyki amerykańskiej. W 2007 wydał powieść zatytułowaną "Call Me By Your Name", która przez recenzentów dziennika "The New York Times" uznana została za książkę roku. Uczył w Princeton University i Bard College, a obecnie wykłada teorię literatury na City University of New York.

„Tamte dni tamte noce” Acimana to taki wakacyjny romans. Wiadomo więc w zasadzie, co to będzie, o czym będzie i jak się skończy, a że mamy tu dodatkowo wątek homoseksualny, dlatego pewna grupa recenzentów uważa, że to wystarczający powód, by ludzie chętnie sięgali po tę powieść. Ja się jednak z ich opinią nie zgadzam, bo według mnie to literatura najwyższych lotów, która skupia się przede wszystkim na uczuciach i emocjach, w żadnym wypadku nie epatuje seksualnością czy wulgarnością, a historia opowiadana jest w taki sposób, że czytać przestaje się dopiero wówczas, gdy dotrze się do finalnej kropki.

Akcja powieści Acimana rozgrywa się w roku 1983 w północnych Włoszech. Narratorem jest tu jeden z dwóch głównych bohaterów - siedemnastoletni Elio, który spędza wakacje w małym, urokliwym, sennym włoskim miasteczku, w willi swoich zamożnych rodziców (jego ojciec jest profesorem, wykładającym historię sztuki starożytnej). W wakacje do ich domu przyjeżdża ze Stanów Zjednoczonych doktorant profesora, Oliver, stając się nieoczekiwanie drugim głównym bohaterem tego melodramatu. Jednak to nie wątek homoseksualny wyróżnia tę powieść, a sposób, w jaki André Aciman opowiada tę historii. Głównym bohaterem wydaje się bowiem być u niego nie Elio czy Oliver, a raczej to rodzące się między nimi uczucie.

Na początku Elio i Oliver nie pałają do siebie zbytnią sympatia, a można by wręcz rzec, że jest przeciwnie – czuć chłód i zobojętnienie, a nawet wrogość. Bo co można sobie pomyśleć o osobie, która na prawie każde pytanie odpowiada "Later"? Jednak stopniowo narasta między naszymi bohaterami napięcie, które daje się wyczuć na każdym kroku, nawet wtedy, gdy obaj mężczyźni nie odzywają się do siebie. Narastające napięcie nie pozwala się oderwać od książki, a czytelnik zaczyna przewracać kartki w coraz szybszym tempie, by przekonać się, co wydarzy się za chwilę i co z tego wyniknie. Wspomniany powyżej syn profesora przeżywa prawdziwą huśtawkę emocji i burzę uczuć, a czytelnik, obserwując jego poczynania i wypowiedzi, doświadcza też jego dojrzewania do miłości. Elio najpierw wydaje się być zaciekawiony nowym znajomym, potem jest nim zauroczony, zafascynowany, a pod koniec książki wybucha już w obu bohaterach prawdziwe pożądanie. Siła tego uczucia jest tak ogromna, że będą pamiętać każdą chwilę tych wakacji nawet po wielu, wielu latach. Uważam, że Andre Aciman zdołał nie tylko uchwycić i przelać na papier to napięcie i rodzące się między młodymi mężczyznami uczucie, ale uczynił to dodatkowo z niezwykłą wręcz wprawą. Sprawił, że czytając tę powieść, czujemy to, co w danym momencie odczuwają Elio i Oliver.

„Tamte dni, tamte noce” to świetnie napisana książka. Język jest tutaj na najwyższym poziomie i to właśnie on kształtuje wszystko, co się tu dzieje, a trzeba przyznać, że Andre Aciman operuje nim z mistrzowską precyzją. To opowieść o uczuciu, które podporządkowuje człowieka, naznacza go i zmienia na zawsze. To piękna, niezwykle poruszająca książka, o której nie można przestać myśleć, i do której ciągle chce się wracać, by wyciągnąć z niej jeszcze coś więcej. Nie pamiętam, by kiedykolwiek wcześniej jakaś powieść wciągnęła mnie aż tak bardzo. W sprzyjających warunkach czyta się tę książką za jednym podejściem, a kartki się po prostu same przewracają.

/pliki/zdjecia/ta2.jpgTak świetna książka zwróciła oczywiście natychmiast uwagę producentów filmowych i tak 22 stycznia 2017 roku widzowie na świcie mieli już okazję obejrzeć film, stworzony w oparciu o nią (w polskich kinach pojawił się dopiero 26 stycznia 2018 roku). Reżyserem tego obrazu jest znany włoski reżyser Luca Guadagnino, który początkowo odrzucił propozycję zrobienia tego filmu. Poproszono więc James’a Ivory, który miał pełnić rolę producenta wykonawczego. Ostatecznie jednak reżyserem został Luca, a James zajął się pisaniem scenariusza. Pracował nad nim prawie 9 miesięcy, ale było warto, bo po napisaniu usłyszał od autora powieści, że jest pod jego wrażeniem, a nawet uważa, że adaptacja jest lepsza od pierwowzoru.

Oglądając film można odnieść wrażenie, że cokolwiek się w nim pojawia, nie jest tu dziełem przypadku, co podkreśla świetną pracę scenarzysty i reżysera. Każdy, najdrobniejszy nawet element, ma tu swoją funkcję i coś wyraża. Bohaterowie, co ważne i nieczęste w filmach, posiadają świadomość znaczenia wypowiadanych słów, dlatego ich słowa nigdy nie są puste, zawsze mają znaczenie, a wypowiadane są po to, by coś przekazać. Reżyserowi w mistrzowski sposób udało się pokazać również zjawiska niezwykle trudne do uchwycenia, jak siła pożądania, upływ czasu, emocje związane z oczekiwaniem, czy też niepokój wynikający z niepewności. Aktorzy zostali dobrani trafnie. Elia gra Timothée Chalamet, w rolę Olivera wcielił się Armie Hammer, a w niezwykle ważną postać ojca Elia, Michael Stuhlbarg. I powiem tylko tyle, że cała trójka uwodzi nas swoimi kreacjami.

„Tamte dni tamte noce” to niezwykle zmysłowy, kameralny obraz, który wzrusza i porusza. Jego największą zaletą jest umiejętnie budowane napięcie i portrety psychologiczne bohaterów. Technicznie to majstersztyk, który skupia w sobie wszystko to, co najlepsze. Odwołuje się do literatury, rzeźby, muzyki i wszystkie te poszczególne elementy układa w spójną całość. To także film wypełniony dzięki umiejętnym zabiegom operatorów pięknym światłem upalnego dnia na włoskiej prowincji, co udziela się też jego bohaterom. Ich każdy dotyk, każde spojrzenie, nie umyka ani operatorowi, ani reżyserowi. Odnosi się nawet wrażenie, jakby reżyser bawił się wręcz tym antycznym zachwytem nad cielesnością. Operator uwodzi widza ponadto czułymi zbliżeniami oraz długimi ujęciami, z jednoczesnym skupieniem się na dźwiękach (szum drzew, rower jadący po piaszczystej drodze), a ścieżka dźwiękowa, której autorem jest Sufjan Stevens, świetnie wspiera ten klimat. Jedynym minusem filmu jest zakończenie (inne niż w książce). Obraz Luca Guadagnino był już wielokrotnie nominowany do prestiżowych nagród filmowych, a ostatnio wymieniany jest także wśród najpoważniejszych kandydatów do Oscara, dlatego i mnie nie wypada go nie polecić.

Grafika:

Oceń tekst
  • Średnia ocen 5.3
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
  • 6
Średnia ocena: 5.3 /20 wszystkich

Komentarze [3]

~Ariel
2018-02-25 18:11

Świetna recenzja. Na pewno sięgnę po tę pozycję.

~kroll
2018-02-24 20:31

Dobra recenzja. Mnie zachęciła do lektury.

~kama
2018-02-24 13:07

Książka zdecydowanie zachwyca, również polecam

  • 1

Dodaj komentarz

Możesz używać składni Textile Lite

Aby wysłać formularz, kliknij na słonia (zabezpieczenie przeciw botom)

Najaktywniejsi dziennikarze

Luna 100luna
Komso 31komso
Artemis 25artemis
Hush 10hush

Publikujemy także w:

Liczba osób aktualnie czytających Lessera

Znalazłeś błąd? - poinformuj nas o tym!
Copyright © Webmastering LO Tarnobrzeg 2018
Do góry