Nie lubię się ograniczać
Chyba każdy człowiek z podziwem patrzy na wybitnych sportowców i z zapartym tchem śledzi ich zmagania na stadionach, kortach, basenach, halach sportowych, a niekiedy na jeziorach, gdzie rywalizują wioślarze i kajakarze. Kilkanaście dni temu mieliśmy przyjemność spotkania się i porozmawiania z jednym z najlepiej zapowiadających się młodych polskich kajakarzy, naszym szkolnym kolegą z „Kopernika”, Karolem Śmiałkiem, który opowiedział nam o swoich niemałych już sukcesach sportowych i swoim życiu.
Nati: Jesteś kajakarzem. Przyznasz, że w tej części naszego kraju to dyscyplina mało popularna. W Tarnobrzegu jest tyle różnych klubów sportowych, co więc zdecydowało, że zainteresowałeś się akurat kajakarstwem?
Karol Śmiałek: To prawda. Kajakarstwo faktycznie nie jest zbyt popularną dyscypliną w naszym regionie. Oczywiście jako mały chłopiec miałem zupełnie inne marzenia i nigdy nie planowałem uprawiania tej dyscypliny. Ba, chyba nie za bardzo nawet wówczas wiedziałem, że coś takiego w ogóle istnieje. Życie pełne jest jednak niespodzianek. Na wakacjach w 2013 roku cierpiałem okrutnie z powodu nadmiaru wolnego czasu. Nudziłem się jak mops. Wtedy w ręce wpadły mi ulotki informacyjne, z których dowiedziałem się, że nowo powstały lokalny klub kajakarski organizuje półkolonię dla dzieci oraz młodzieży i postanowiłem się na nią razem z moim kolegą zapisać. Co prawda były to wtedy zajęcia, które nie miały za wiele wspólnego z wyczynowym uprawianiem sportu, ale to jak widać wystarczyło, bym złapał bakcyla. I tak się potem jakoś potoczyło, że po tej półkolonii zostałem w klubie i zacząłem treningi. Początki były trudne, nawet bardzo. Wiadomo. Ale bardzo szybko zauważyłem, że robię postępy, choć w pierwszych zawodach wziąłem udział dopiero w następnym roku. Oczywiście w sporcie nie łatwo jest zostać mistrzem. Ja o tym wiem, dlatego cierpliwie czekałem na pierwsze znaczące sukcesy, które przyszły mniej więcej po roku treningów.
Hawk: A zatem ostatnie dwa lata, to starty, starty i jeszcze raz starty. A jeśli chodzi o sukcesy, to czym możesz się już pochwalić?
K.Ś.: Rok 2015 był pierwszym półprofesjonalnym sezonem w moim wykonaniu. Wziąłem udział w kilku regionalnych zawodach, a mój najlepszy wyniki zrobiłem podczas obozu w Wałczu, w ośrodku przygotowań olimpijskich, gdzie trenowaliśmy wspólnie z drużyną z Lublina. Rok 2016 był drugim rokiem moich startów w kategorii junior młodszy. W zimie sporo rozmawialiśmy z naszym trenerem i postanowiliśmy się solidnie przygotować , by spróbować swoich sił w Mistrzostwach Polski. Zaczęliśmy od udziału w konsultacji młodych kajakarzy aspirujących do kadry narodowej, która miała miejsce w Wałczu. Chodziło o sprawdzenie naszej sprawności fizycznej i wytrzymałości. Konsultacje trwały trzy dni i muszę powiedzieć, że wróciłem do domu zadowolony. Zająłem 30 miejsce w grupie 100 zawodników z całego kraju. Po powrocie wziąłem jeszcze udział w kilku regatach niższej rangi, które potraktowałem jako sprawdzian formy przed czekającymi mnie mistrzostwami. Wygrałem wtedy w Międzynarodowych Regatach Koziołka Lubelskiego w Lublinie bieg K-1 na 1000 metrów, a w K-2 (razem z Bartkiem Dobroniem) zdobyłem medal srebrny i brązowy. To był praktycznie mój ostatni sprawdzian. Potem była już tylko ciężka praca, czyli treningi dwa razy dziennie, aż do 15 sierpnia, kiedy to pojechaliśmy na Mistrzostwa Polski Juniorów i Młodzików do Poznania. Tam wspólnie z Bartkiem Dobroniem zająłem 5 miejsca w K-2 na 500 metrów i 6 miejsce w K-2 na 1000 metrów. Do tej pory to moje największe osiągniecie Po mistrzostwach jeździliśmy jeszcze na inne regionalne zawody, z których poprzywoziliśmy za każdym razem po kilka medali. Moim ostatnim startem w tym roku były Międzynarodowe Regaty Kajakowe Śląsk 2016, uznawane za Mistrzostwa Polski Południowej, podczas których udało mi się zająć 6 miejsce w K-2 na 500 metrów (z Bartkiem Dobroniem) oraz 9 miejsce w K-1 na 500 metrów.
N.: Jak często i w jaki sposób trenujesz?
K.Ś.: To zależy od pory roku. W okresie zimowym mam treningi od poniedziałku do czwartku, a w weekendy w zależności od pogody. Póki co mamy głównie delikatne treningi na siłowni albo treningi biegowe. Zimą skupiamy się przede wszystkim na przygotowaniach wytrzymałościowych i siłowych, a gdy na dworze zrobi się cieplej, zaczniemy trenować na wodzie. Wtedy te treningi wyglądają trochę inaczej. Najpierw rozgrzewka, a gdy wsiądziemy do kajaków zaczynamy specjalistyczne treningi przygotowujące do pływania na określonym dystansie. Na koniec mogę wam jeszcze powiedzieć, że w nadchodzącym sezonie zamierzam się skoncentrować na krótszych dystansach.
H.: A co lub kto motywuje cię na co dzień najmocniej?
K.Ś.: Na pewno trener. To obecnie jeden z moich najważniejszych autorytetów, który nie tylko nas motywuje, ale niekiedy też i demotywuje (śmiech). To on wyznacza nam cele i robi wszystko, byśmy do nich zdążali. Oczywiście nie jesteśmy z żelaza, dlatego niekiedy i nas nachodzą myśli, by odpuścić i rzucić to wszystko w diabły, ale wtedy wkracza on i szybko wybija nam takie pomysły z głowy. Poza tym wiadomo – rodzina, przyjaciele. Wsparciem są zawsze gratulacje po zwycięskich zawodach, a bywa nim też zwykłe podwiezienie przez znajomych na trening. Motywacją może być też muzyka. Nie zdawałem sobie wcześniej sprawy, ile sił potrafi dodać w trudnych chwilach.
N.: Super, że o tym wspomniałeś, bo właśnie chciałem cię zapytać, jakiej muzyki najchętniej słuchasz?
K.Ś.: Słucham praktycznie wszystkiego. Nie chcę ograniczać się do konkretnych gatunków, ponieważ jestem człowiekiem, który szybko nudzi się ograniczeniami, dlatego szukam takiej muzyki, jaka w danym momencie na mnie najlepiej działa. Jednak najczęściej słucham chyba rocka, rapu, czasem muzyki klasycznej, szczególnie gdy się uczę (śmiech). A do moich ulubionych zespołów należą AC/DC i Guns N’ Roses.
H.: Treningi, zawody, szkoła. Jak to ogarniasz? Jak wygląda twój typowy dzień?
K.Ś.: Dzień zaczynam jak każdy młody człowiek. Idę do szkoły, potem wracam do domu, uczę się i odrabiam lekcje, bo wieczorem mam treningi, które zaczynają się zazwyczaj około 18 i trwają do 20 a niekiedy i dłużej. Po nich jestem z reguły tak zmęczony, że nie byłbym w stanie niczego się nauczyć. Teraz i tak jest luz, bo trenujemy w budynkach, a gdy wrócimy na wodę, możemy trenować nawet ponad 3 godziny.
N.: Masz jakiś sportowy autorytet, jakiegoś idola?
K.Ś.: Jestem jeszcze stosunkowo młody, więc cały czas jeszcze szukam. Moje poglądy także się zmieniają i staram się kształtować. Rodzice i przyjaciele w jakiś sposób również na mnie wpływają. Ale na razie nie mam jeszcze swojego idola. Oczywiście jest kilku sportowców, którzy mnie jakoś szczególnie motywują i inspirują. Mam tu na myśli choćby dwie świetne polskie kajakarki – Beatę Mikołajczyk i Karolina Naję, wielokrotne medalistki mistrzostw świata, Europy i igrzysk olimpijskich. Miałem okazję spotkać się kiedyś z nimi osobiście i porozmawiać i było to dla mnie ogromne przeżycie. Wiele zawdzięczam też moim rodzicom, którzy zawsze potrafią nastawiać mnie jakoś pozytywnie nawet do najcięższych treningów i przyjaciołom, którzy na co dzień dbają o to, abym się nie poddawał.
H.: Wiemy już, czego lubisz słuchać, a może też lubisz czytać? Poleciłbyś coś naszym czytelnikom?
K.Ś.: Bardzo lubię czytać, chociaż nie czytam tyle, ile bym chciał, ponieważ mam naprawdę mało czasu. Tu także staram się nie ograniczać do jakiegoś konkretnego gatunku. Najchętniej jednak czytam literaturę fantasy, a moją ulubioną serią jest trylogia Tolkiena „Władca Pierścieni”, którą przeczytałem już dwa razy i każdemu polecam.
N.: A jak już znajdziesz trochę czasu dla siebie, to co zazwyczaj robisz?
K.Ś.: Słucham muzyki. Może was zaskoczę, ale próbowałem też nie tak dawno swoich sił w kickboxingu (razem z kolegami trenujemy niekiedy tak spontanicznie sporty walki). Lubię też czasem zagrać w tenisa, poćwiczyć na siłowni lub pobiegać.
N.: Jesteś w klasie matematyczno–fizycznej, odnosisz sukcesy sportowe, jaką drogę zamierzasz wybrać po ukończeniu szkoły? Wybierasz się na studia czy też planujesz zostać profesjonalnym kajakarzem?
K.Ś.: Nie podjąłem jeszcze żadnych decyzji. Uważam, ze mam czas. Jeśli będę dawał sobie radę w szkole, to będę też trenował. Jeśli będę odnosił sukcesy, będę bardzo zadowolony, ale na razie dbam zarówno o swój rozwój sportowy jak i o swoją edukację, bo nie chcę niczego zawalić, a chciałbym mieć kiedyś możliwość wyboru.
H.: A co cię przekonało wiosną, by wybrać swoją dalszą edukację akurat w tarnobrzeskim „Koperniku”?
K.Ś.: Na pewno spory wpływ na moją decyzję miało to, że uczęszczał do tej szkoły kiedyś mój brat, który sporo opowiadał już znacznie wcześniej zarówno o tej szkole jak o uczących tu nauczycielach. Chciałem po prostu sprawdzić, ile w tym jest prawdy. Interesował mnie także kierunek matematyczno-fizyczny i wysoki poziom nauczania tych przedmiotów, a to mam w tej szkole jak w banku. Nie mniej ważne było i to, że do szkoły tej wybierało się wtedy bardzo wielu moich znajomych.
N.: Gdybyś miał opisać siebie w kilku słowach, to jakbyś to zrobił?
K.Ś.: Jestem człowiekiem o wielu twarzach. Niektórzy tego nie dostrzegają, czemu się w sumie nie dziwię, bo niełatwo to dostrzec. Jestem także wytrwały i konsekwentny. Jak wyznaczę sobie jakiś cel, to staram się do niego dążyć. Oczywiście nie zawsze się udaje mi się osiągnąć, to co sobie założyłem, ale na pewno łatwo się nie poddaję. Lubię też spędzać czas ze znajomymi, ale tak, to ma chyba każdy.
H.: Wróćmy jeszcze na chwilę do muzyki. Swego czasu miałeś własny zespół, który odnosił lokalne sukcesy. Jak wspominasz ten czas?
K.Ś.: Granie w zespole wspominam bardzo dobrze. To granie na gitarze, podobnie jak i później kajakarstwo, było tak naprawdę dziełem przypadku, ale podobało mi się i starałem się rozwijać w tym kierunku. Niestety, nie da się mieć wszystkiego i musiałem w pewnym momencie dokonać wyboru – zespół czy kajaki. Po namyśle postanowiłem porzucić drogę kariery scenicznej i zająć się wyłącznie sportem. Trochę żal, ale wspomnienia pozostały, a granie koncertów wspominam jako bardzo miłe doświadczenie.
N&H.: Bardzo dziękujemy ci za poświęcony nam czas i w imieniu całej redakcji oraz naszych czytelników życzymy dalszych sukcesów sportowych i realizacji marzeń.
K.Ś.: Również dziękuję. Miło było porozmawiać z wami. Pozdrawiam także czytelników „Lessera”.
Grafika:
Komentarze [6]
2017-03-05 20:19
Ekstra wywiadzik!
2016-12-22 19:38
Nazywam się Leszek pochodze z Krasiczyna.
Niedawno odezwal się do mnie mój zaginiony brat bliźniak (wychodzi na to ze nasz wspólny) Abdul wyslałem mu 20000 zl a on przysłał mi 246843421125 zł!!
Teraz z moją zoną Bożenką żyjemy jak carowie.
Zaufaj Abdulowi a zostaniesz milionerem!!!!
Nie zwlekaj pozdrawiam twój na zawsze Leszek.
2016-12-22 19:14
Karolu jestem twoim zaginiony bratem i arabskim szejkiem!!
Przekaże ci połowę mojego majątku!!!, musisz tylko wysłać mi 20000 zł na numer konta 12345 bo tyle kosztuje przewóz złota barka przez może czorne.
Fortuna czeka pozdrawiam Abdul!!
2016-12-22 09:42
sztos wywiad. Pozdrowienia dla bluesmanow.
2016-12-21 20:05
mega wywiad
2016-12-20 21:13
(...)starty,STARY i jeszcze raz starty? Co do pytania Hawk mam wątpliwosci :D
- 1