Nie lubimy Kodu?
Trzy lata temu Dan Brown wydał „Kod Leonarda da Vinci”. Ten bardzo sprawnie napisany kryminał, który w krótkim czasie stał się światowym bestsellerem i przysporzył swojemu twórcy niemałej fortuny, wywołał ogromne kontrowersje wśród chrześcijan (i nie tylko). Ostatnio doczekał się nawet ekranizacji filmowej, w której nie byle kto, bo sam Tom Hanks i Audrey Tautou, wystąpili w rolach głównych.
Książka ciekawa, aczkolwiek mnie osobiście na kolana nie powaliła. Tematyka jednak, którą Brown w niej poruszył, wywołała burzliwe dyskusje, które teraz, na krótko przed premierą filmu, przeżywają swoisty renesans.
O co bój się toczy?
Szczerze mówiąc, nie byłoby w tej książce nic niezwykłego, gdyby nie próba swoistego rozchwiania fundamentów wiary chrześcijańskiej. Brown stara się przekazać czytelnikom ukrywane rzekomo przez kościół od wieków tajemnice. A to, że Jezus miał żonę (Marię Magdalenę) i dzieci, a to, że wcześni chrześcijanie wcale nie uznawali go za boga, a sama doktryna chrześcijańska, to tylko i wyłącznie dzieło Konstantyna Wielkiego. Stwierdzenia sensacyjne, ale gdyby się lepiej przyjrzeć faktom historycznym, to można by dojść do wniosku, że i wcale nie takie niedorzeczne.
Warto jednak pamiętać o tym, że wszystkie te nowinki naszego Dana, to właściwie kilkakrotnie już odgrzewane schabowe. Zarówno „Kod Leonarda da Vinci”, jak i szereg innych powieści poruszających wyżej wymienioną tematykę, to tak naprawdę fabularyzacje historycznej (bądź quasi-historycznej) książki Michael’a Baigent’a, Henrego London’a i Richard’a Leigh’a pt. „Święty Graal, Święta Krew” wydanej w latach 80-tych ubiegłego wieku.
Oszczędzę sobie wykładu na temat tego, co jest prawdą, co fikcją, a w co trzeba wierzyć, bo nie czuję się na siłach zakładać nowe kościoły. Natomiast ocenę brownowskiej wizji chrześcijaństwa pozostawiam wam kochani czytelnicy. Moim celem jest raczej opisanie czasem śmiesznych, a czasem wręcz żenujących komentarzy przeciwników tej gnostyckiej (bo tak chyba należy ją nazwać) literatury.
Kod jest BE!
Zacznę może od Opus Dei. Jest to ultrakatolicka prałatura personalna podległa bezpośrednio papieżowi. Co to oznacza: Opus Dei jest biskupstwem nie mającym granic terytorialnych, do którego należy tylko ten katolik, który tego chce. Dan Brown w „Kodzie...” bardzo niepochlebnie wyraża się na temat tego zrzeszenia. W gruncie rzeczy czyni je jednym z czarnych charakterów powieści (Negatywny bohater zbiorowy?). A co na to Opus Dei? Reakcja porównywalna z zachowaniem pięciolatka. Prałatura wybiera wszystkie zdania z powieści na swój temat (i nie tylko) i przy każdym z nich pisze „FAŁSZ”. Takie przynajmniej odniosłem wrażenie, czytając ich oficjalne stanowisko.
Kolejnym, opisywanym przeze mnie krytykiem, będzie przytoczony ostatnio przez Gościa Niedzielnego Giulio Andreotti – były wielokrotny premier Włoch. Pan Andreotti poparł inicjatywę bojkotowania filmu w jednym z wywiadów dla agencji ANSA. Powiedział, że dużo lepiej byłoby, gdyby zarówno książka, jak i jej ekranizacja w ogóle nie powstały (co za umiłowanie różnorodności), a zaraz po tym dodał, że „Kodu LdV” nawet nie przeczytał.
Ciekawie recenzuje ww. książkę arcybiskup Canterbury - dr Rowan Williams. Ten protestancki dostojnik powiada bowiem, że Brown dopuszcza się w niej „fałszowania Ewangelii”. Stwierdzenie to brzmi w ustach duchownego bardzo ciekawie, szczególnie gdy zestawimy je z opiniami innych teologów i literaturoznawców, którzy zarzekają się, że „Kod LdV”, to tylko i wyłącznie fikcja literacka i nie należy jej postrzegać jako źródła wiedzy o Bogu. No ale cóż – i tak przecież „fałszuje Ewangelię”.
Z kolei inni, bardziej radykalni przedstawiciele kościołów protestanckich, uważają, że napisanie „Kodu LdV” było bezpośrednią przyczyną tsunami w Azji i huraganu Katherina u wybrzeży Stanów Zjednoczonych. Co prawda ci sami „duszpasterze” twierdzą, że Bóg nienawidzi Belgów, ale mimo wszystko umieszczam ich w tym zestawieniu, w podzięce za osiągnięcie wyżyn niedorzeczności.
Ku zakończeniu
Przykłady takich niepochlebnych opinii na temat tego słynnego kryminału mógłbym wymieniać w nieskończoność. Na pewno mnóstwo podobnych mógłby przytoczyć sam Dan Brown, który, jak donosi prasa, otrzymał już dziesiątki listów z pogróżkami od „kochających bliźniego swego” chrześcijan, którzy wieszczą mu rychłą śmierć, a potem katusze w piekle. Z drugiej jednak strony miliony sprzedanych egzemplarzy świadczą o tym, że „Kod Leonarda da Vinci”, to bardzo dobrze napisana powieść, którą warto przeczytać - chociażby dla skonfrontowania własnej wiary z jej przesłaniem.
Tym, którzy nie lubią czytać, albo żal im pieniędzy na kino, polecam grę przygodową „Gabriel Knight III: Krew Świętych, Krew przeklętych” z rewelacyjnym scenariuszem napisanym przez amerykańską powieściopisarkę Jane Jensen.
Komentarze [38]
2006-11-22 14:47
Zarówno krytycy jak i twórca książki nie mają się czym popisać. Książka odniosła sukces dzięki:
1)zamiłowaniu ludzi do teorii spiskowych
2)umiejętnemu połączeniu fikcji z historią (nie zamierzam analizować co jest jednym a co drugim – to nie moja rola)
3)uderzeniu w fundamentalne poglądy wielu ludzi na naszej planecieJeśli chodzi o krytyków książki… Niektóre próby krytykowania faktycznie są żałosne. Kościół jednak był zmuszony zareagować ze względu na wage sytuacji.
2006-06-06 07:38
a jakoż ma się owa bezstronność do felietonu ??
2006-05-26 22:13
Hm… No dobra… Fajny artykuł, krytykujący… krytyków “Kodu”. Ale mam pytanie! Jeśli pojawiają się przykłady “bezsensownej” krytyki, to gdzie (tak dla równowagi) przedstawienie tej “konstruktywnej” krytyki? Przecież i takiej nie brakuje? Ah gdzież ta “bezstronność” dziennikarska…
Co do samej książki, to wg. mnie jest po prostu denna… I gdyby nie to, że dotyka pewnego “sakrum”, przez co staje się swoistą prowokacją, nikt by o niej nie mówił...
m.
2006-05-23 16:25
babciom z krakowa sie podobal.
2006-05-20 10:14
Pogłoski idą w kąt. Oto słowo ciałem się stało i nie spodobał się im KOD DA VINCI. Na premierze został wygwizdany przez dziennikarzy, VIPy albo wiały, żeby nie wypowiadać się na jego temat, albo jęczały do kamery jaka-to-książka-była-cudowna-a-film-nie.
2006-05-17 20:24
wiecie ciekawią mnie nastroje ludzi po tej premierze, którą tako krzykiwano od dawien dawna. Podobno strasznie przereklamowany chłam, ale nie mówię na 100% bo to tylko jakieś tam pogłoski.
2006-05-17 19:54
“Szczerze mówiąc, nie byłoby w tej książce nic niezwykłego, gdyby nie próba swoistego rozchwiania fundamentów wiary chrześcijańskiej.”
Nic dodać.
2006-05-15 18:14
ius spoli
2006-05-15 12:51
At enim, quid est veritas?
2006-05-14 20:47
wiesz judasz (w sensie ewangelia) to wg kosciola tez takie oszustwo. brown to mimo wszystko oszustewko, takie na serwetke zeby nadrukowac i podac po cichu komus kto ma pale z historii.
2006-05-14 16:05
Och, daruj sobie te czułe epitety.
A co było niesmacznego w tym, co Brown sfałszował? Istnienie człowieka, który został zesłany na ziemię nie po to, aby obcować z kobietą, ale po to, aby obcować z ludźmi, nazywać ich przyjaciółmi, bracmi i oddać za nich życie w imię przyjaźni, miłości? To tak na przykład. Jeśli tak uważasz, to winszuję smaku, gustu.
2006-05-14 09:30
kochana Goldie:
-co jest niesmacznego u Browna?
-to nie artykuł o Świętym Graalu, dlatego pozostawiam ocenę tym, co przeczytali Kod.
2006-05-13 22:51
“Warto jednak pamiętać o tym, że wszystkie te nowinki naszego Dana, to właściwie kilkakrotnie już odgrzewane schabowe.”
Z tą różnicą, że schabowe są smaczne.
“Natomiast ocenę brownowskiej wizji chrześcijaństwa pozostawiam wam kochani czytelnicy.”
Dlatego, że boisz się być gorący lub zimny? Oziębłość jest obrzydliwa.
Ktoś tam niżej wspomniał, że Brown dążył do wzniecenia sensacji. Gość złapał okazję, ma oczy, widzi, że wystarczy tylko zapalić zapałkę i nawet jej nie rzucać, a już wznieci żar sporów i dyskusyj na temat Kościoła Katolickiego i jego rzekomych fałszerstw. Przykre jest tylko to, że, idąc jego tokiem myślenia, że Biblia jest kłamstwem, sprawił, że ostatni występek jest jeszcze gorszy niż pierwszy.
2006-05-13 22:08
mysle maly, ze powinienes sie raczej uczyc rewolucjonistow jakichs bardziej niz papiezy.