Szkolna Gazeta Internetowa Liceum Ogolnoksztalcacego im. Mikolaja Kopernika w Tarnobrzegu

Nieodwzajemniony szacunek czy nienawiść?   

Dodano 2019-02-08, w dziale inne - archiwum

Przeglądając z żarliwością neofity kolejne książki, poruszające temat szeroko rozumianej sztuki, prędzej czy później natkniemy się na wzmiankę o rywalizacji jakiejś pary artystów. Zazwyczaj poznajemy w ten sposób model szlachetnej konkurencji, w którym twórcy, mimo swoich nadziei na wielbienie przez publiczność, nie tylko nie krytykują swego kolegi po fachu, ale wręcz składają sobie umiarkowany hołd. Sprawdzian z manier zdali na przykład kompozytorzy Gluck i Piccinni, którzy rozwinęli odmiennie koncepcje teatru/pliki/zdjecia/raf1_0.jpg muzycznego (jedna pełna francuskiej dramaturgii, a druga wyrafinowanej włoskiej wirtuozerii wokalnej), mimo że ich zwolennicy rozstrzygali kwestię wielkości swoich idoli w bójkach przed wiedeńskimi teatrami. Jednak nie wszyscy wielcy artyści reagowali podobnie. "Jakże miło oklaskiwać Strawińskiego policzkiem pana obok" - mawiał z ironią Jean Cocteau. Byli więc i tacy, którzy prowokowali rywali mocno niestosownymi uwagami bądź potajemnym najmowaniem klakierów, co po wyjściu sprawy na jaw stawało się pożywką dla wszelkiej maści brukowców. Najniżej w tej hierarchii plasują się chyba jednak ci, którzy dla kształtowania własnego wizerunku, gotowi byli złamać prawo i normy etyczne. Ludzie ci nie miewali żadnych skrupułów, chwytając się często najbardziej nikczemnych sposobów, byle tylko pogrążyć swojego rywala (niszczyli innym prace, nasyłali na nich zbirów). Tak właśnie działali Agostino Tassi czy Benwenuto Cellini – prawdziwy postrach florenckiego środowiska artystycznego, który w ataku szału zasztyletował swego złotniczego adwersarza.

Na tej płaszczyźnie szczególnie interesujące miejsce zajmuje historia interpersonalnych relacji między legendarnymi artystami epoki renesansu - Michałem Aniołem Buonarottim i Rafaelem Santim. Artystami wielkiego formatu, choć różniącymi się zarówno charakterami czy stylem życia jak i stylami artystycznymi. Dwie postaci, dwie odmienne indywidualności. Różniło ich faktycznie wszystko, począwszy od imienia, o którym mówi się, że wpływa na osobowość, a w każdym razie odzwierciedla zarówno charakter jak i skłonności osoby, która je nosi. Rafael, imiennik troskliwego archanioła niosącego ulgę w chorobie i w cierpieniu, w zgodzie z charakterem swego patrona, koił swymi obrazami oczy i umysły, tworząc pełne słodyczy i spokoju Madonny. Patronem Michała Anioła był z kolei groźny sędzia, ważący dusze i mieczem powściągający zapędy piekielnych zastępów. Jak można się szybko przekonać w jego twórczości nie znajdziemy już słodyczy, znajdziemy za to coś, co on sam nazywał „terribilità”, czyli wstrząsanie ludźmi przez sztukę. /pliki/zdjecia/raf2_0.jpgA zatem z jednej strony słodycz i spokój, a drugiej wstrząs i napięcie. Rafael wiele uwagi poświęcał temu, by się podobać, komu trzeba. Natomiast Michał Anioł nie dbał o to, co kto mówi, czy myśli, byle nie przeszkadzał mu w procesie twórczym i zapłacił na czas umówioną cenę. Rafael swoimi manierami zjednywał sobie klientelę i przychylność najmożniejszych, podczas gdy Michał Anioł niewiele sobie robił z tych pochlebstw. Rafael żył więc jak książę, otoczony wielbicielami, kochankami i pochlebcami, podczas gdy Michał Anioł pracował sam, sam też żył i mieszkał, zrażając do siebie gburowatością i obcesowym sposobem bycia wielu ludzi. Rafaelowi brakowało jednak wszechstronności swego mrukliwego rywala, który zajmował się malarstwem, rzeźbą i architekturą.

Charaktery i osobowości tych dwóch geniuszy najlepiej obrazuje ich stosunek do wykonywanej pracy. Wspominają o tym liczne pisma historyczne z tego okresu. Jak się okazuje bardzo znaczące było już ich pierwsze spotkanie, które miało miejsce w Rzymie w 1508r. Obaj panowie podjęli się bowiem wówczas realizacji freskowych zleceń dla papieża Juliusza II. Jak wspominają ówcześni kronikarze, Rafael przeszedł przez pałac Watykański, niemal przepraszając wszystkich wokół, by ochoczo zabrać się do malowania komnat św. Piotra, zwanych dziś Stanza della Segnatura i Stanza d'Eliodoro. Michał Anioł podjął się natomiast pomalowania sklepień w Kaplicy Sykstyńskiej. Nie czuł się jednak tym zadaniem wystarczająco doceniony przez zleceniodawcę, czym dawał wyraz w licznych buńczucznych wypowiedziach. ,,Jestem rzeźbiarzem- miałem tu stworzyć dzieło życia: nagrobek Juliusza II, a on w swej zmienności każe mi teraz kolorować sufit." - powiedział rzekomo pewnego do jednego ze swoich znajomych.

Poczciwy Rafael czuł przed Michałem Aniołem ogromny respekt, przeobrażający się od egzaltacji w uwielbienie. Buonarotti zaś, który takim znów aniołem nie był, nie darzył Rafaela żadną estymą. /pliki/zdjecia/raf3_0.jpgPrzeciwnie, gdy oglądał jego dzieła, dostrzegał, że to niewiniątko już niebawem przekształci się w groźnego lwa, jakim był on sam. Oprócz niepospolitego talentu, dostrzegał też w nim te przymioty, jakich Bóg jemu poskąpił, a były wśród nich urok osobisty, dar zjednywania sobie ludzi i gaszenia wszelkich napięć. Rafaela naturalnie bardzo korciło, by zobaczyć, co ten florencki maestro tuż za ścianą tworzy. Sam wszakże dopuszczał do swej pracy wszystkich i z aprobatą słuchał uwag i rad. Michał Anioł był jednak inny. Zamykał kaplicę, w której pracował, nie dając zajrzeć tam nikomu, nawet Jego Świątobliwości. Jak twierdzą historycy był on egotystą i mizantropem, toteż toczył w tej kaplicy pojedynek zarówno z sufitem, o powierzchni równej Świątyni Salomona, jak i z samym sobą. Na pomoc Rafaelowi ruszył więc sam Donato Bramante, który jako główny wykonawca prac budowlanych w Bazylice św. Piotra dzierżył klucze do wielu drzwi w Watykanie. Podobno którejś nocy weszli obaj sekretnie z łuczywami w rękach do tego tak strzeżonego miejsca. To, co ujrzeli, poruszyło nie tylko Rafaela, ale i Bramantego. Według kronikarzy największe wrażenie zrobiła na nich sylwetka w galerii przedstawiającej starotestamentowych proroków i pogańskie sybille. Był to Jeremiasz lamentujący nad gruzami Jeruzalem. Rafaela zachwyciło pochylone, smutne oblicze, podpierane ciężkim nadgarstkiem oraz skrzyżowane łydki, na których widać było każdy, nawet najmniejszy mięsień. Niezwykła siła wyrazu. Po chwili dostrzegł jednak coś jeszcze. Twarz tej postaci była twarzą artysty. Przybrał więc Michał Anioł rysy tego, któremu - jak przypuszczał - dorównał, chcąc być uhonorowanym tak, jak na to zasługuje. Czy faktycznie taki właśnie był jego zamysł? A może chciał w ten sposób zamanifestować jedynie swoje wapory? Nie umknęła im również postać siedząca na schodach. Nic nie wskazuje, żeby była przewidziana, bo na kartonie przygotowawczym w jej miejscu była pustka (określa się ją jako Heraklita z Efezu nazywanego "Płaczącym filozofem"). Jednak dziś nie ulega już najmniejszej wątpliwości, że to ni mniej ni więcej tylko modelunek samego Michała Anioła. Przyjmuje ona notabene taką samą pozę "Il pensieroso" jak Jeremiasz, a obok znajduje się atrybut i największa świętość artysty - okazały blok marmuru. /pliki/zdjecia/raf4.jpgO tożsamości rzeźbiarza świadczą również jego wysokie buty, z którymi miał się nie rozstawać nawet podczas snu i w których został nawet złożony do grobu. Posiadłszy pewność, że to nikt inny jak Buonarotti, możemy wrócić do naszego problemu, czy to, co nam się rzuca w oczy, to czołobitny panegiryk, czy też wściekły pamflet. Ci, którzy bronią pierwszej możliwości, najpewniej dążą do zachowania wspaniałego zestawu cech, jakie przetacza Giorgio Vasari w swoich "Żywotach..." Acz inni badacze, jak np. dr Grażyna Bastek, zajmują inne stanowisko i dosypują do tej beczki miodu trochę dziegciu, twierdząc, że to wyraz frustracji i zniecierpliwienia zgorzkniałego mistrza.

Tak czy inaczej Rafael umarł młodo i nie zdążył w  pełni rozwinąć swego niewątpliwie wielkiego talentu. Buonarroti zaś żył długo i miał czas, by zaprezentować swój geniusz w całej okazałości i rozpiętości. Według mnie Rafael, szczególnie w późniejszej twórczości, wyraźnie uległ wpływom artystycznym Michała Anioła, czym składał mu z pewnością uszanowanie. Czyż słynna deska Rafaela z "Madonną ze szczygłem" nie przypomina wykonanej przez Michała deski dla brugijskich handlarzy wełną? U Rafaela nagie dzieciątko niemal tak samo zsuwa się ze śliskich szat Najświętszej Panienki. Tedy trudno nie zgodzić się z opinią, że Rafael należał do miłośników twórczości Michała Anioła, choć ten go unikał i darzył antypatią. Wygląda więc na to, że w ich bezpośrednim pojedynku szorstkość wygrała z układnością, a słodycz złożyła hołd swemu przeciwieństwu.

Grafika:

Oceń tekst
  • Średnia ocen 5.5
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
  • 6
Średnia ocena: 5.5 /22 wszystkich

Komentarze [4]

~Monet
2019-02-13 18:16

Brawo ty!

~Prawy twix
2019-02-09 14:16

Jestem pod wrażeniem debiutu. Brawo!

~Maria
2019-02-09 14:14

Ciekawie się zapowiadasz. Czyżbyś był miłośnikiem sztuki? Jeśli tak to z niecierpliwosca będę czekała na twoj kolejny tekst

~Kriss
2019-02-09 11:54

Udany debiut. Czekam na twoje kolejne teksty.

  • 1

Dodaj komentarz

Możesz używać składni Textile Lite

Aby wysłać formularz, kliknij na słonia (zabezpieczenie przeciw botom)

Najaktywniejsi dziennikarze

Luna 98luna
Komso 31komso
Artemis 24artemis
Hush 10hush

Publikujemy także w:

Liczba osób aktualnie czytających Lessera

Znalazłeś błąd? - poinformuj nas o tym!
Copyright © Webmastering LO Tarnobrzeg 2018
Do góry