Niewykształceni, ale nie głupi
Piłka nożna, to wspaniała dyscyplina, która od lat zachwyca ludzi na całym świecie. Powszechnie mówi się jednak, że piłkarze to ludzie bez wykształcenia o zawstydzająco niskim poziomie. Jaka jest prawda? Trudno powiedzieć, ale oglądając podsumowania meczów w telewizji, z udziałem byłych i aktualnych piłkarzy i słuchając wypowiedzi tychże, wystarczająco często czuję się zażenowany. Z pewnością niektórzy oburzą się i powiedzą, że to stereotyp, ale czy jest on faktycznie nieuzasadniony?
Wyniki badań przeprowadzonych kilka lat temu w Anglii wykazały, że większość zawodników tamtejszych klubów Premier League mogło się pochwalić najniższym możliwym poziomem wykształcenia i brakiem pomysłów na to, co robić ze swoim wolnym czasem. Okazało się, że część z nich spędza ten czas samotnie przed komputerem, surfując w sieci bądź też oglądając filmy (najchętniej pornograficzne), inni wychodzą zabawić się do pubów lub dyskotek, a reszta oddaje się nałogom, tkwiąc po uszy w sidłach przeróżnych uzależnień, z których najpopularniejszym jest internetowy hazard. Niech żyje wolność i swoboda, można by rzec, ale ustalone przez angielskich badaczy fakty potwierdzają moim zdaniem dobitnie postawioną powyżej tezę o pewnej intelektualnej dysfunkcji tego środowiska.
Można by oczywiście w nieskończoność wymieniać przykłady piłkarzy i to w każdej zawodowej lidze, których życiorysy tę tezę potwierdzają, a ich prostackie, niekiedy nawet wulgarne wypowiedzi przechodzą do historii piłki i stają się pożywką dla żartów tworzonych przez kibiców i dziennikarzy. W Anglii takim kozłem ofiarnym był w ostatnich latach Wayne Rooney, który dopiero pod naciskiem mediów, trenera Fergusona oraz swojej narzeczonej, postanowił podjąć wysiłek i zacząć choćby średnią szkołę (obiecał nawet zrobić maturę). Ten niebywale uzdolniony piłkarz nie bardzo radził sobie poza boiskiem. W udzielanych wywiadach popełniał gafę za gafą, a z historii o tym, że w życiu nie przeczytał ani jednej książki (nawet tej sygnowanej własnym nazwiskiem), jego rodacy dowcipkują sobie do dziś. Ale co się tam czepiać Wayna, kiedy król boisk, słynny Edson Arantes do Nascimento (znany jako Pele), skończył tylko szkołę podstawową. W naszym kraju nie jest inaczej. Obecne orły ukończyły w znaczącej większości tylko szkoły zawodowe (np. Jeleń), a ci zdolniejsi i bardziej pracowici technika i licea (np. Błaszczykowski, Lewandowski, Kuszczak czy Brożek). Przypadki, takie jak Jacka Bednarza, byłego piłkarza m.in. Wisły Kraków, który połączył skutecznie karierę piłkarza ze studiami prawniczymi, to absolutne wyjątki. Bardziej medialne, a zatem i bardziej znane są takie przypadki jak ten Wojciecha Kowalczyka, byłego piłkarza Legii Warszawa i kapitana reprezentacji Polski (obecnie komentatora sportowego stacji Polsat Sport), który z trudem ukończył sześć klas podstawówki. Zresztą, nie czepiajmy się tylko naszych. Najlepszy piłkarz świata Leo Messi skończył edukację dokładnie w tym samym miejscu co Wojtek Kowalczyk. Podobnie Cristiano Ronaldo. Powiecie, po co oni mają się uczyć, skoro biegając po boisku zarobią więcej niż jakikolwiek specjalista i spokojnie zapewnią sobie dostanie życie? Może i tak, ale tak dobrze mają tylko ci najwybitniejsi, a w taki właśnie sposób myślą chyba wszyscy zawodnicy uprawiający tę dyscyplinę, nawet na najniższym szczeblu rozgrywek. Refleksja nadchodzi niestety za późno, dopiero po zakończeniu kariery zawodniczej. Wtedy uświadamiają sobie, że poza kopaniem piłki, to tak naprawdę nic innego nie potrafią i zaczynają się prawdziwe życiowe dramaty.
Dlaczego tak się dzieje? Gdzie tkwi przyczyna tego zjawiska? Trudno powiedzieć. Ale kilka faktów wydaje się być bezspornych. Dzisiejsze gwiazdy światowych stadionów wywodzą się generalnie z ubogich, często wielodzietnych rodzin. Jakiekolwiek potrzeby wyższego rzędu, w tym natury intelektualnej, po prostu nie mogły się u nich w tych warunkach wykształcić, bo nie miały na to szans. W takich rodzinach rzadko ceni się walory edukacyjne, bardziej stawia się na szybkie usamodzielnienie dzieci. I stąd pewnie ci chłopcy woleli chodzić z kolegami pokopać w piłkę, bo żyli nadzieją, że ta plebejska w końcu rozrywka, przy odrobinie talentu, da im szansę na lepsze życie i wyrwanie się z biedy.
W USA istnieje od lat fantastyczny system stypendialny, który motywuje młodych sportowców do wysiłku intelektualnego. W Europie jest podobnie. Tu także działają podobne systemy, ale nie wiedzieć czemu liczba studentów wśród piłkarzy jakoś nie rośnie. To prawda, że amerykańscy studenci sportowcy do nauki mogą się mniej przykładać niż ich koledzy, którzy nie uprawiają profesjonalnie żadnej dyscypliny, ale tak czy inaczej na zajęciach bywać muszą i zawsze im coś tam w głowach zostanie. A w Europie. Europejskie systemy stypendialne sprawdzają się o dziwo w innych dyscyplinach. Dlaczego nie sprawdzają się akurat w wypadku piłki nożnej?
Oczywiście nie chciałbym tu uogólniać, twierdząc, że wszyscy piłkarze, to ludzie bez wykształcenia, bo historia tej dyscypliny sportu zna także przykłady takich zawodników, którzy zadbali o swoją edukację i zdobyli wykształcenie (np. wspomniany Jacek Bednarz), ale jak wszyscy wiemy, wyjątki potwierdzają tylko regułę. W każdej lidze piłkarskiej znajdziemy dziś piłkarzy, którzy mogą pochwalić się dyplomami wyższych uczelni, albo mówią kilkoma językami obcymi. Niestety, nadal jest więcej takich, którzy nie inwestują w siebie, w swoją edukację, przedkładając nad to dobrą zabawę. A nam pozostaje zażenowanie, gdy słyszymy wypowiedzi boiskowych herosów, które potwierdzają brak ogłady i umiejętności posługiwaniem się jeżykiem ojczystym. Stereotyp "boiskowego bezmózgowca", który tak często pojawia się w mediach, i który tak bardzo boli wielu piłkarzy, nie wziął się jednak z niczego i bez udziału zainteresowanych nie zniknie.
Bacardi
Grafika:
Komentarze [4]
2012-06-02 15:51
@ Rox
Dobrze gadasz.
@Bacardi
Równie dobrze każdy z tych niewykształconych piłkarzy mógłby zarzucić jakiemuś profesorowi, czy informatykowi, że nie nauczył się grać tak dobre, jak on.
2012-06-01 19:08
Jehmes – jasne, że biorę to pod uwagę. Życie. Jednakże wysiliłam się, by pokazać poziom, zrozum.
Myślisz, że nawet autor artykułu go nie przeczyta?
2012-05-31 20:40
Rox – mam nadzieję, że bierzesz pod uwagę to, że większość osób nie przeczyta Twojego komentarza, który według mnie i tak jest ciekawszy niż sam artykuł...
2012-05-30 17:17
Eee… Chyba się trochę pogubiłeś, bo ten artykuł głębszego sensu nie ma i nie bardzo dostrzegam coś, co miałby przekazać szerszej publice… Rooney – tuman, Ronaldo – tuman, Messi – tuman, ale chyba wyśmiałabym kogoś, kto powiedziałby mi, iż wolałby mieć świstek o zdanej maturze niż być na miejscu jednego z nich (tylko nie chodzi mi o takie względy jak uroda Roo, żelowy mózg Krysi, czy też niski wzrost Leo)...
Jak można powiedzieć, że piłkę nożną jako dyscyplinę kompromitują piłkarze swoimi wypowiedziami? Chyba nie bardzo sam rozumiesz, co piszesz. Jeśli źle się wypowiedzą, to kompromitują siebie samego, a nie sport, który uprawiają... Poza tym… Dlaczego pojazd jest tylko na nożną? To jakiś kompleks/ogromna antypatia do tego sportu? Zapewne z piłki nożnej znamy najwięcej przypadków, bo jest to bardzo popularna dyscyplina. Jednakże to, że nie uczęszczali do szkół takich jak licea itp., wiąże się z tym, że od najmłodszych lat poświęcili się temu, co kochali, czyli piłce. Dziś osiągnęli bardzo wiele i wychodzi im to na dobre, bo zbijają kokosy, a takimi tekstami, że są niewykształceni tylko można pokazać swoją zazdrość, bo Messi, Ronaldo czy inny Rooney wiąże lewą nogą kokardki i jeszcze dostaje za to kasę...
Rooneyowi “pomógł” Everton, czyli klub, gdzie młody Wayne stawiał swoje pierwsze kroki. Zarząd drużyny skontaktował się ze szkołą Anglika, aby ta dała mu “luzy” ze względu na jego ciężką pracę nad sobą na treningach itd. Był w szkole w tygodniu może ze dwa dni, reszta to ciężka praca na treningach, mecze, dążenie do tego, by kiedyś być najlepszym w tym, co robił. Był wybitny w tym co robił, dlatego też postawił na piłkę, a nie naukę. Gdyby nie jego talent do futbolówki, kim byłby dzisiaj? No tak, byłby wykształcony na fest, ale skończyłby pewnie jakieś studia i ciułał jak szary człowiek na utrzymanie rodziny w jakieś średnio płatnej pracy. Jednak robił to, co kochał – kopał piłkę i to przynosiło mu najwięcej radochy i wychodziło najlepiej. Dziś gra w Manchesterze United i zarabia pieniądze na tym, co kocha. Każdy by tak chciał – zarabiać grubą kasę robiąc coś, co jest największą (zaraz po rodzinie) miłością.
Nie wyobrażam sobie, aby człowiek, które całe życie swoje od najmłodszych lat poświęcił piłce, pracował ciężko by dziś być czołowym zawodnikiem najwyższej ligi angielskiej, hiszpańskiej, niemieckiej, mógłby jeszcze znaleźć w napiętym kalendarzu czas na to, by mieć świstek, iż ukończył wyższą szkołę czy coś... Bo napięty kalendarz na 100% miał od najmłodszych lat.
Jeden stawia na to, by rozwijać swój talent piłkarski i kopać piłę jak najlepsi, a drugi stawia na to, by kiedyś obijać się w siedzibie Google, czy być znanym pisarzem. Nie wszystkie pasje muszą wiązać się z nauką i nie każdy musi ukończyć Harvard. ;)
Najważniejsze by robić coś, co się kocha, a jak jeszcze zarabia się na tym niezłe pieniądze, to cud, miód i orzeszki.
Jedyny wytłumaczalny przypadek zdziwienia to ten, w którym po podstawówce jest kopacz z okręgówki, który i tak wyżej niż III ligi nie osiągnie, więc i tak musi gdzieś pracować. Jednakże to już całkiem inna polka, bo przytoczone w artykule zostały przykłady największych gwiazd dzisiejszego futbolu…
A poza tym… Jak ktoś lata po boisku i jest świetnym piłkarzem, to nikt nie patrzy na to, czy ma maturę/czy coś tam, czy tego nie ma, tylko patrzy na grę, a więc na to, co dany człowiek robi za-wo-do-wo…
Nie wyobrażam sobie sytuacji, w której usłyszałabym jak Fergie mówi: Ty, Kagawa, ja to Cię nie wezmę do United, bo ty facet matury nie masz. :D
Pozdrawiam.
- 1