Szkolna Gazeta Internetowa Liceum Ogolnoksztalcacego im. Mikolaja Kopernika w Tarnobrzegu

Norma – upadek czy zwycięstwo?   

Dodano 2019-11-15, w dziale inne - archiwum

Opera nie należy do tych gatunków sztuki, które swymi korzeniami sięgają nazbyt głęboko w przeszłość. Zaledwie czterysta lat istnienia czyni ją sztuką wręcz młodą. Niemniej jednak te cztery stulecia to okres absolutnie wystarczający, by mogły pojawić się osobowości wybitne, których artystyczna spuścizna budzi największy szacunek. Miłośnicy opery poznają z reguły dzieła wielkich mistrzów, od prostolinijnego acz uporządkowanego baroku po chaotyczną i mniej normatywną muzykę współczesną i uwielbiają potem tworzyć rankingi i spierać się, który z kompozytorów jest lepszy, czy też którego dzieło jest wspanialsze. Za Sokratesem powiem, że nie da się jednak tego obiektywnie ustalić, bo każdy odbiorca muzyki ma swoje własne preferencje i oczekiwania.

/pliki/zdjecia/nor1.jpgWielu miłośników opery za dramat wszech czasów uważa "Don Giovanniego" Mozarta, który powstał na podstawie sztuki Moliera „Don Juan”. To zrozumiałe. Klasycyzm w najczystszej postaci, mistrzowskie wyczucie emocji i panowanie nad dźwiękiem, przecudowna harmonia i zachowane prawideł rytmiki. Przyznam się, że przez długi czas ja także uważałem podobnie, ale w pewnym momencie mój gust się zmienił. Zacząłem oczekiwać wielkości charakterów, skomplikowanych, wielopoziomowych problemów, głębokiego wnikania w ludzką naturę i duszę. Mozartowi daleko do spełnienia tych wymagań. Śpiewacy jak Elisabeth Schwarzkopf czy Fritz Wunderlich, uważani za niekwestionowanych geniuszy i specjalistów od oper tego kompozytora, grają wyłącznie słowem, a jakąkolwiek ekspresję uważają za obrazoburstwo. I tak po długim okresie kultu Mozarta, oderwałem się jednak od tych manierycznych heroin i nieskomplikowanych amantów, by wpaść w ramiona prawdziwego, wczesnoromantycznego włoskiego kompozytora, Vincenzo Belliniego, który, o zgrozo, żył jeszcze krócej od Mozarta i przekonać się, że jego "Norma" to nieskalany niczym ołtarz namiętności.

Akcja tej dwuaktowej opery (z tekstem włoskiego poety Felice Romaniego) rozgrywa się w pierwotnej galijskiej puszczy w I wieku naszej ery. Gallowie cierpią pod jarzmem Cezara i szykują się do powstania. Wojowie, arcykapłanki i druidzi gromadzą się w świętym gaju, w którym arcykapłanka Norma ma im przepowiedzieć przyszłość i dać ewentualny znak do powstania (uderzeniem w gong). Ta jednak w swej przepowiedni (słynna cavatina "Casta Diva") mówi co prawda, że Rzym faktycznie skazany jest na zagładę i wieszczy pokojowy porządek świata zbudowany na jego ruinach, ale znaku do walki nie daje. Jej serce, o czym żaden z Galów nie wie, jest rozdarte, gdyż skrywa ona pewną tajemnicę. Okazuje się, że w domku głęboko w puszczy ukrywa przed światem swoich dwóch nieślubnych synów, których poczęła z Pollionem, wrogiem swojej ojczyzny, rzymskim prokonsulem podbitej Galii. /pliki/zdjecia/nor2.jpgTen pojawia się naturalnie na wspomnianym zgromadzeniu, by wraz z przyjacielem Flawiuszem obserwować Galów z ukrycia. Pollion opowiada mu przy okazji o wygaśnięciu swego uczucia do Normy i pojawianiu się nowego gorącego uczucia do młodej kapłanki Adalgizy. Wszyscy Galowie wpatrują się w Normę i czekają na uderzenie w gong. Ona zdaje sobie sprawę, że dla jej rodaków to nadzieja na przegnanie barbarzyńców z ich ziem, ale dla niej będzie to znaczyło wyjazd ukochanego wraz z ich synami do Rzymu, a przecież dalszy los chłopców w Wiecznym Mieście wcale nie jest pewny. Wtedy pojawia się Adalgiza i wyznaje Normie swój grzech miłości. Gwałtowna reakcja Normy przeradza się z czasem we współczucie i bolesną świadomość własnego zakłamania. Arcykapłanka odchodzi, a na scenie pojawia się Pollion, który próbuje namówić Adalgizę do małżeństwa i wyjazdu do Rzymu. Ta początkowo odtrąca go (w końcu jest Galijką i do tego kapłanką), ale ostatecznie zgadza się na wspólną ucieczkę.

W drugiej odsłonie widzimy Normę w sekretnym domu w puszczy, w którym rozmawia z opiekunką swoich synów Klotyldą. Norma opowiada jej, że Pollion odtrącił jej uczucie i nie zamierza zabrać ich do Rzymu. Wtedy w chacie pojawia się Adalgiza i zwierza się Normie ze swej miłości, ale nie mówi jej od razu, kogo tak naprawdę kocha. Po pewnej chwili jednak wyznaje, że jej ukochany jest Rzymianinem, a gdy w drzwiach staje Pollion, ta, nieświadoma łączących go więzi z Normą, mówi jej, że to właśnie jest jej ukochany, z którym zamierza wyjechać. Norma wpada w furię i grozi Pollionowi odebraniem mu życia. Ten wychodzi z chaty, chcąc zabrać ze sobą Adalgize, ale ta zostaje z Normą.

W drugim akcie Norma chce początkowo zabić swoich synów, by wymierzyć niewiernemu kochankowi karę, ale Erynie powstrzymują ją przed tym czynem. Wtedy opiekunka dzieci, dyskretna Klotylda, mówi, iż przybyła wezwana przez nią Adalgiza. Norma prosi ją, by ta wyjechała jednak z Pollionem do Rzymu i została przybraną matką ich synów. /pliki/zdjecia/nor3.jpgDziewczyna odrzuca jednak tę propozycję i przedstawia jej swój plan. Poznawszy sekret Normy zamierza teraz namówić Polliona do powrotu do niej. Obie kapłanki, ofiary wielkiej, namiętnej miłości, poprzysięgają sobie wieczną przyjaźń. W tym czasie wojowie czekają na dźwięk gongu, który nadal nie następuje. Adalgize podejmuje się wypełnienia swej misji pogodzenia Polliona i Normy, ale się jej nie udaje. Pollion nie chce dalej czekać i postanawia porwać Adalgize ze świątyni siłą. Norma dowiaduje się o tym i w akcie zemsty uderza w gong. Po chwili Klotylda oznajmia jej, że w świątyni pochwycono wroga, który czyhał nieopodal "świętego koła", jej ukochanego. Początkowo Norma zamierza złożyć bogini ofiarę z jego ciała, ale przekonuje się, że nie potrafi go zabić. Poleca więc wszystkim opuścić świątynię, by "przesłuchać" Rzymianina. Obiecuje mu darowanie życia za powrót do niej i wyrzeknięcie się Adalgize. Pollion odmawia, ale mięknie dopiero wtedy, kiedy Norma grozi mu złożeniem ofiary z Adalgize. Ratunku nie ma już jednak dla nikogo. Norma wzywa Galów i każe im wznieść stos, bo jak twierdzi jedna z kapłanek zdradziła bogów i ojczyznę. Ale ku zaskoczeniu nie mówi im o Adalgize tylko o sobie. Tak oto Galowie dowiadują się, że jedna z ich najważniejszych kapłanek zadała się z wrogiem. Pollion uświadamia sobie wtedy, jak szlachetną kobietę odrzucił i to, że w sercu nadal ją kocha. Widoki na wieczne szczęście z ukochanym zakłóca jednak Normie myśl o losie chłopców, ale jej zdruzgotany tym faktem ociec, Oroves, wysłuchuje jej błagań i obiecuje się nimi zająć. W finale kochankowie razem wchodzą na stos i giną w płomieniach.

Temat opery zaczerpnął Bellini z francuskiej tragedii Soumeta „Norma albo dzieciobójstwo'', ale zmienił jej zakończenie (w oryginale heroina zabija synów i siebie), bo wydawało mu się ono zbyt płytkie. Widać w tym dziele również spory wpływ francuskiej opery Cherubiniego ,,Medea”. Podobno ,,Norma'' powstała jako hołd dla talentu fantastycznej włoskiej sopranistki koloraturowej o niezwykłym wyczuciu dramatycznym, Giuditty Pasta (Bellini pisał to dzieło przez cztery miesiące, mieszkając przez ten czas w jej willi nad jeziorem Como). Tym samym dowiódł, że kompozytor nie potrzebuje znowu tak dużo czasu na opatrzenie libretta partyturą. /pliki/zdjecia/nor4.jpgW jego czasach panowała notabene moda na bicie takich rekordów. Rossini szczycił się, że jego "Cyrulik sewilski” powstał w ciągu dziewięciu dni!

Wspaniałość inwencji linii melodycznych, tak charakterystyczna dla Belliniego; libretto spod pióra Felice Romaniego (jedno z najbardziej udanych w historii opery); a przy tym jedność dramatyczno-muzyczna (odpowiednie zestawienie numerów i recytatywów w muzyce) nie uratowało jednak opery Belliniego przed klęską w 1831 roku. Bellini miał w Mediolanie do dyspozycji dwie legendarne dziś sopranistki: Giudittę Pastę, którą obsadził naturalnie w roli Normy oraz Giulię Grisi, która wykreowała postać Adalgize, jednak niewyobrażalna wręcz skala trudności muzycznej sprawiły, że zmuszony był aż ośmiokrotnie przerabiać arcytrudną arię Normy ,,Casta diva''. Tenor Donzelli, urażony marginalną rolą, nie nauczył się jej z kolei na pamięć. Ale powszechnie wiadomo, ze świat wielbicieli opery jest przekorny, dlatego i tak pokochał ,,Normę”. Jej niezwykłość opiewali w swoich dziełach Stendhal, Eugene Delacroix, Zygmunt Krasiński, a Fryderyk Chopin poświecił tej postaci swoje wariacje fortepianowe. Wszystkie partie w tej operze są niebywale trudne wokalnie: ,,Trzy Brunhildy kosztują mnie mniej niż jedna Norma” - mówiła w jednym z wywiadów wybitna niemiecka sopranistka Lilli Lehmann, a trzeba wam wiedzieć, że partie wagnerowskie, w których się specjalizowała, są nie mniej karkołomne. Mawiano więc, że występ w tej roli może być dla sopranistki końcem lub koroną jej kariery. Jedno jest wszak pewne. Śpiewaczka musi posługiwać się potężnym, ciemnym sopranem, z na tyle rozwiniętą koloraturą, że burza w partyturze nie będzie w stanie zmieść jej ze sceny. Partia Adalgizy jest tylko odrobinę łatwiejsza aktorsko i wokalnie, zatem sopranistce w tej roli nie łatwo jest dotrzymać kroku na scenie wybitnym odtwórczyniom roli Normy, tym bardziej, że nie ma w tej roli równie imponującej arii, a są tylko duety: ,,Va, crudele'' z Pollionem, ,,Ah, si fa core e abracciarmi'', ,,Mira, o Norma” z Normą i jeden tercet poszerzony o Polliona. Zamysłem kompozytora było powierzenie tej partii sopranowi, ale w kolejnych latach w roli tej obsadzano równie często mezzosoprany jak Giuletta Simonato czy Marylin Horne. Odnoszę jednak wrażenie, że współcześni reżyserzy chyba znów chętniej powierzają rolę Adalgizy sopranom. /pliki/zdjecia/nor5.jpgTenorzy również mają tu czym błysnąć (choćby piękną arią "Meco all'altar di Venere"). Jednak dobór odpowiedniego tenora nie jest już taki prosty. Co ciekawe, nie najlepiej w tej roli wypadają tenorzy specjalizujący się w operach Belliniego. Kompozytor nie miał bowiem raczej na myśli delikatnego, męskiego głosu, a zdecydowanie tenor bohaterski, dramatyczno-liryczny. Problem w tym, że śpiewacy dysponujący takim oto głosem nie mają z reguły pojęcia o śpiewaniu belcanta, co u Belliniego jest najistotniejsze. Towarzyszący w „Normie” Marii Callas, Mario del Monaco, miał niestety głos mocno siłowy i odebrał całą subtelność i lekkość każdej belliniowskiej frazie, bo zależało mu tylko na tym, by pokazać, że ma okazały głos. O wiele lepiej zaprezentowali się w tej roli Franco Corelli i Carlo Bergonzi, którzy dysponują głosami bardziej w typie bohatera romantycznego, takiego włoskiego napaleńca. Słyszałem też opinię, że najlepszy w tej roli był mimo wszystko niejaki John Alexander. Posłuchałem go nawet w tej roli i powiem wam, że głos ma ładny, ale ten jego angielski akcent jednak frustruje.

Basową rolę ojca Normy na ogół się bagatelizuje, jednak ma on w roli piękną arię i każdy odtwórca może wnieść tu coś ciekawego i pogłębić postać, ale nie jest to proste, zważywszy, że faktycznym uczestnikiem dramatu córki staje się dopiero w finale, a wcześniej widzimy go tylko jako zagorzałego patriotę. Według miłośników opery najpiękniej odtworzyli tę postać Nicola Zaccaria, Cesare Siepi oraz Boris Christoff.

Jak się łatwo domyślić nie ma idealnego nagrania ,,Normy'', ale zawsze trzeba zwrócić uwagę na odtwórczynię tytułowej roli. Dwudziestowieczne nagrania tej opery dzielimy zatem na te, które pozostawiła po sobie Maria Callas i Joan Sutherland. Maria Callas wykreowała chłodną, niebezpieczną, jednak bardzo ludzką i wiarygodną sylwetkę bohaterki. /pliki/zdjecia/nor6.jpgKażde śpiewane przez nią słowo ma mnóstwo odcieni i jest związane z muzyką, melorecytowane frazy budzą wręcz zachwyt, a wykonie arii "Casta diva" (szczególnie z 1955 roku), to kamień milowy w historii muzyki operowej. Prawdziwy geniusz wokalny Maria pokazuje nie tylko w partiach solowych ale chyba nawet bardziej w scenach zbiorowych. "Ah, non tremare, o perfido" w jej wykonaniu ścina krew, "Deh non volerli vittime" wzrusza do głębi, a deklamowane teatralne smaczki ("Jestem matką", "Dobrze łączę", „Rzymianin? Jego imię!? Kontynuuj!") wręcz zachwycają. Callas nagrała tę operę w studio dwukrotnie – w roku 1953 i 1960. Za najwspanialszą kreację ja uważam jej pierwsze studyjne nagranie, nie zaś nagrania na żywo z Londynu z 1952 roku czy z Mediolanu z 1955 roku, które krytycy muzyczni cenią zdecydowanie bardziej. Nie jest to może nagranie wybitne, ale ma inne zalety. Mezzosopran i tenor są tu przeciętni, ale ratuje ich "włoskość". Bas jest tylko dobry, a maestro Serafin nie czuje jeszcze dostatecznie dobrze partytury Bellniego. Callas jest tu za to bardzo młoda, przez co jej bohaterka jest dziewczęca, a to mi się bardzo podoba, zważywszy na fakt, że Galowie uważają ją za niewinną. Każda sylaba różni się światłocieniem od innej, a każde słówko jest tu przemyślane. Według mnie to „Norma” wszech czasów. Kolejne studyjne nagranie tej opery w wykonaniu Callas zrobiono już z pompą: Corelli jako Pollion, Christa Ludwig jako Adalgiza, Nicola Zaccaria w roli Orovesa, a Serafin wreszcie pokazuje, że zrozumiał partyturę. Niby wszystko jest wspaniale tylko... Callas, jest tu zupełnie bez formy. Jej głos jest już zraniony. O ile nie przeszkadza mi to w operach Pucciniego, to u Belliniego i owszem. Nagranie to zajęło jednak 33. miejsce w rankingu 50 największych nagrań muzyki poważnej.

Zupełnie inna była natomiast Norma w kreacji Joan Sutherland, śpiewaczki zdecydowanie niemającej zacięcia tragicznego, a skupiającej się głównie na prawidłowym wykorzystaniu głosu. Jej Norma jest posągowa, majestatyczna, choć dysponuje też o piękniejszym głosem z pewniejszym górnym rejestrem. Sutherland skupiła się jednak w roli tak bardzo na technice, że umknęły jej dykcja i poprawny akcent. /pliki/zdjecia/nor7.jpg Moim zdaniem druga najwybitniejsza kreacja po Callas. Za najlepsze uważa się jej trzy rejestracje: studyjną z 1964 roku, na żywo z roku 1970 i video z roku 1979 - wszystkie pod batutą męża sopranistki, Richarda Bonynge'a. Studyjna jest o tyle wspaniała, że Sutherland i Marylin Horne są faktycznie w szczytowej formie i czuć, jak między paniami tworzy się chemia. Jej mąż (muzykolog) dokonał jednak pewnych zmian w partyturze, by żona mogła pokazać swoje nieprzeciętne umiejętności technicznych. Obu paniom towarzyszą też wybitni śpiewacy: bas – Cesare Siepi oraz tenor: Carlo Bergonzi. To ostatnie nagranie jest według mnie najsłabsze. Sutherland straciła pełnię głosu, który stał się bardziej metaliczny. Tenor jest mierny, choć dobrze posługuje się włoskim. Jedyne, czym się wyróżnia to nagranie jest to, że to inscenizacja tej opery w wersji video (jedna z nielicznych) i to w bardzo dobrej reżyserii.

Nie możemy mówić o istnieniu jednej najbardziej genialnej opery, jeśli jednak moglibyśmy o czymś takim mówić, to moim zdaniem „Norma” mogłaby tu pretendować. XXI w. nie zyskał jeszcze interpretatorki absolutnej, choć spektakl Metropolitian Opera z 2017 roku oczarował widzów wysokim poziomem. W spektaklu tym jako Norma wystąpiła Sondra Radnovsky, a w roli Adalgizy Joyce di Donato. Częściej odnotowywaliśmy jednak w tym stuleciu klęski. Z drugiej strony śpiewaczka, która zabłyśnie w XXI wieku jako Norma nie będzie miała lekko. Podobnie jak kiedyś Callas grzęzła w porównaniach do Rosy Ponselle, tak samo ta nowa może być policzkowana wspomnieniem "Boskiej".

Grafika:

Oceń tekst
  • Średnia ocen 5.4
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
  • 6
Średnia ocena: 5.4 /26 wszystkich

Komentarze [0]

Jeszcze nikt nie skomentował. Chcesz być pierwszy?

Dodaj komentarz

Możesz używać składni Textile Lite

Aby wysłać formularz, kliknij na słonia (zabezpieczenie przeciw botom)

Najaktywniejsi dziennikarze

Luna 100luna
Komso 31komso
Artemis 24artemis
Hush 10hush

Publikujemy także w:

Liczba osób aktualnie czytających Lessera

Znalazłeś błąd? - poinformuj nas o tym!
Copyright © Webmastering LO Tarnobrzeg 2018
Do góry