Szkolna Gazeta Internetowa Liceum Ogolnoksztalcacego im. Mikolaja Kopernika w Tarnobrzegu

O byciu dobrym człowiekiem   

Dodano 2011-04-19, w dziale felietony - archiwum

Gdyby ktoś zapytał mnie, co najbardziej utkwiło mi w pamięci po czwartkowej wycieczce naszej dziennikarskiej braci do Warszawy, to powiedziałabym, że film w kinie 5D, w którym, w jednej ze scen, zaatakowały mnie szczury. Ale gdyby ktoś zapytał o to, co najbardziej utkwiło mi w sercu, to powiedziałabym, że przypadkowe spotkanie z pewnym bezdomnym. Tak właśnie, dobrze przeczytaliście - bezdomnym. Nie poznałam jego historii, nie rozmawiałam z nim, nawet nie zapałałam do niego sympatią - chociaż sprawił, że przez chwilę poczułam się lepszym człowiekiem.

Siedzieliśmy oto z Jorgiem w jednej z restauracji warszawskiej Galerii Fort Wola i lekko pochyleni nad talerzami z ruskimi pierogami dyskutowaliśmy o tym, jak to wspaniale jest być na przykład krytykiem kulinarnym (tyle jedzenia za darmo!). Pochłonięci konsumpcją i wymianą myśli nie zauważyliśmy w pierwszej chwili, że przy sąsiednim stoliku usiadł jakiś nieznajomy mężczyzna. No dobrze, może i zauważyłam go kątem oka, ale doszłam do wniosku, że wygląda jak były muzyk kapeli rockowej i nic poza tym. Przytaknęłam za to Jorgowi, że owszem, farsz w naszych pierogach jest naprawdę nieźle przyprawiony (na samo wspomnienie robię się znowu głodna!). Po chwili nieznajomy ów odwrócił się jednak w naszą stronę i wymamrotał coś, ale zbyt cicho i niewyraźnie, abyśmy mogli go zrozumieć. I chyba oboje zastanawialiśmy się wtedy, jak się zachować i co powiedzieć, bo zapadła taka męcząca, gęsta jak mgła cisza. W końcu któreś z nas postanowiło ją przerwać (sama już nie pamiętam które) i zapytało siedzącego obok mężczyznę o co mu chodzi.

Obiad. Zostaliśmy poproszeni o postawienie mu obiadu. Dacie wiarę? Nie o dwa lub trzy złote na jakieś świństwo, ale o ciepły posiłek. Wystarczyła chwila, porozumiewawcze spojrzenie i kiwnięcie głową, bo przecież takich próśb się nie ignoruje. Przynajmniej ja tego nie robię.

- Na co ma pan ochotę? - spytałam.

- Ziemniaki z sosem - odpowiedział nieznajomy.

Tak więc były ziemniaki z sosem. Wydaliśmy na to cztery złote (dzieląc koszt tego sponsorowanego przez nas obiadu po połowie, wyszło nam po dwa złote na twarz - co to za wydatek?), ale satysfakcja była ogromna. Dawno już nie czułam się taka z siebie zadowolona. I w sumie dawno już nie czułam się tak dobrym człowiekiem.

Co prawda na herbatę, o którą nas jeszcze poprosił, nie mogliśmy już sobie pozwolić, bo oboje nie mieliśmy drobnych, a pani przy kasie nie miała nam jak wydać reszty, a kart płatniczych nie przyjmowała więc... trudno. Ale i tak zrobiliśmy coś dobrego, prawda?

Myślę, że nie umiałabym inaczej. Nie umiem przechodzić obojętnie obok czyjegoś nieszczęścia. Bo może nie jestem idealna... ale ignorantką - nawet gdybym chciała - nie umiem być. Za bardzo się wszystkim wzruszam i przejmuję. Nie umiem inaczej i już! I nie potrafię zrozumieć ludzi obojętnych. Przechodzą obok i co? Nie czują nic? Ignorują fakt, że właściwie przed ich stopami ktoś zamarza, głoduje, cierpi? Wzruszają ramionami, mówiąc, że to nie jest ich problem. Oczywiście, że nie ich. Ale czy to przeszkadza w robieniu dobrych uczynków? Właśnie. Wkurzają mnie równie mocno ludzie, którzy biegają co i raz do kościoła, modlą się na okrągło, odmawiają różaniec trzy razy dziennie, a widząc przed kościołem żebraka, prychają na niego z pogardą, albo w ogóle przechodzą bez słowa, odwracając spojrzenie w zupełnie inną stronę. Bardzo to pobożne, serio!

Ale ja nie jestem przecież religijna. Właściwie to mam wszystko w nosie, odliczając momenty "Panie Boże, jak mnie nie spyta z chemii, to pójdę w niedzielę do kościoła!" (wiecie, że to działa?!). Mimo to nie odwracam się od ludzi w potrzebie.

No dobrze, może na początku wcale nie podbiegliśmy do tego człowieka, chcąc mu na siłę wcisnąć wszystkie nasze pieniądze, ale przecież nie odeszliśmy, jak gdyby nigdy nic, tak?

To niesamowite, jak dobrze można spożytkować cztery złote i jak ogromną satysfakcję z tego mieć! Nasuwa mi się na myśl pewien wniosek: wszyscy przygnębieni, pogrążeni w smutku ludzie powinni spełniać dobre uczynki. Po pierwsze: dobre uczynki zawsze do Nas wracają (to akurat założenie Buddyzmu, karma - skoro jakoś katolikom to wychodzi nieudolnie), a po drugie: dobry humor gwarantowany - nawet w najgorszym okresie. Może nie za długo, ale na pewno intensywnie. Zastanawia mnie tylko, czy mogę na końcu dorzucić "polecam - Kamila Ciuła" - jak w reklamach. Mogę?

Oceń tekst
  • Średnia ocen 5.1
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
  • 6
Średnia ocena: 5.1 /14 wszystkich

Komentarze [5]

~Mila
2011-04-23 21:16

Teraz tylko weszliśmy na nieprzyjemną ścieżkę dyskusji o Kościele, a coś takiego nie ma sensu, bo nie da się rozstrzygnąć, jak jest naprawdę. Ne wiemy nawet, czy jest Bóg. Ja nie wiem, w co teraz wierzę i jestem aktualnie na etapie “nie chce mi się iść do kościoła”, ale serio, nazywanie czegoś, co odnosi się do wiary INSTYTUCJĄ? Nie, dzięki. Instytucja kościoła, super.
Ja jednak nie o tym napisałam i nie o tym chcę pisać, bo to nie mój temat. Do tego muszę dojrzeć – a minie jeszcze trochę, trochę czasu.
Drażni mnie tylko jedna rzecz: udowadniasz mi coś, o czym wiem, jakbyś mi wmawiał, że chcę się z Tobą o coś kłócić. Przecież wcale nie powiedziałam nic o tym, że Ci co chodzą do kościoła, nic nie pomagają. Napisałam raczej o ludziach, którzy tak święcie się modlą, a tak naprawdę gardzą kimś, kto żebrze im pod stopami. Nie mówi mi, proszę, że takie przypadki się nie zdarzają. Bo zdarzają się bardzo często. A moje porównanie do buddyzmu? Jest tylko alternatywą, innym wyjściem, skoro moich “przypadków” coś w ten deseń “u nas” nie interesuje. Temat rzeka, cóż.
Btw, z tego co wiem, to pieniądze które idą na tacę – idą na kościół, przez małe “k”. Za prąd, kwiaty, sprzątanie, wino, etc. A co z puszek… powinno iść tam, gdzie jest napisane, że pójdzie. To akurat moja wiedza z lekcji religii.

~WłOS
2011-04-23 20:46

Mila: Chrześcijaństwo to w istocie 2-miliardowa wspólnota, której możliwości niesienia pomocy zdają się nie mieć granic. Oczywiście zakładając, że każdy skrupulatnie stosuje się do zaleceń nauk Kościoła i pamięta o wszystkim co powiedział Jan Paweł II czy inni wielcy chrześcijanie. Niestety tak nie jest – jesteśmy tylko ludźmi. Mimo wszystko często nie dostrzegamy tej pomocy, którą niosą zwykli ludzie. Co więcej – często ta pomoc staje się obiektem drwin i brutalnych ataków. Wystarczy bowiem regularnie uczęszczać na Eucharystie (co w moim przypadku dzięki Bogu się udaje) i zaobserwować to co dzieje się w kościele. Wiele ofiar, pieniędzy, które rzucają na tace i do puszek wyśmiewani tak często staruszkowie trafia właśnie do Afryki, Azji, do domów dziecka w Polsce, do placówek z “oknami życia” i w miejsca gdzie te pieniądze są naprawdę potrzebne. Nikt zdaje się tego nie widzieć. Pieniądze wrzucone do puszki w kościele to zdaniem wielu zupełnie coś innego od ofiarowania czegoś przy blasku fleszy na aukcje Owsiaka. I nie jest ważne dla nich, że wiele razy te pieniądze trafiają do miejsc innych aniżeli kościelna skarbnica. Ważniejsze jest dla nich wyszukiwanie takich przypadków, gdzie pieniądze zbierane przez katolików, chrześcijan giną w kieszeniach księży. Oczywiście to skrajnie rzadkie przypadki ale są o wiele głośniejsze od tego np ile pieniędzy poszło “w świat” z samej małej parafii, do której ja osobiście należę. To “opinię publiczną” nie interesuje. Postawy “katolików”, którzy do Kościoła chodzą z nudów nie można utożsamiać z tym prawdziwym trzonem ludzi realnej wiary. Jestem przekonany, że byłabyś pod wrażeniem wielu akcji lokalnych jakie podejmują katolicy w naszym kraju, województwie po to aby nieść pomoc innym. Zdaję sobie sprawę, że duża część obecnej młodzieży (szczególnie tej młodej młodzieży, młodzieży wykształconej i światłej jak wnętrze rury kanalizacyjnej) to katolicy jedynie deklarowani. Wiem, że wielu chodzi do kościoła zaledwie po to aby ubłagać dobrą ocenę z chemii. To jednak nie są katolicy. To tylko ludzie ochrzczeni, może bierzmowani. Dalej idą sami więc nie mają powodu być przekonanym, że idąc na ślepo depczą po śladach jakie wyznaczyła nam przed wiekami stopa Jezusa Chrystusa. To po prosu niedorzeczne bo jasnym jest, że coś co ostatnio jest dość modne a więc – wierzący ale niepraktykujący – nie ma racji bytu, nie istnieje. Tacy pseudokatolicy po prostu chcą w to wierzyć, chcą wierzyć w to, że Kościół jest bee, że śluby są bee, że ochrona życia jest bee ale za to ich wiara w Chrystusa jest ponad to wszystko, ponad te 2 miliardy. I to wedle ich mniemania ma wystarczyć do zbawienia. Czy wystarczy? Nie wiem. Oby znalazło się w niebie miejsce i dla takich. Dobra… Koniec kazania.

~Mila
2011-04-23 18:50

Jej, nie mówię wcale, że katolicy są nieudolni. Nie wspominałam o takich “masowych akcjach”. Raczej o tym, co można zaobserwować każdego dnia. Wiadomo przecież, że jak się faktycznie za to zabiorą, to jasne, ale to organizowane przez kościół. A ja cały czas pisałam o pojedynczych osobach. Sama to przecież widzę. Przykład mam nawet pod nosem, niestety. Oczywiście nie generalizując, bo każdy jest inny, no nie?

~WłOS
2011-04-22 20:53

Mila: Niestety, ale to właśnie akcje katolickie są przeprowadzane z największym rozmachem i z najlepszym skutkiem. Zapominasz o setkach różnych organizacji z Caritas na czele. To z twojej strony cholernie niesprawiedliwe jako, że dajesz wzmiankę o filozofii buddystów. Zapewniam cię, że buddyści, hinduiści nie odwalają ani połowy tej dobrej roboty, którą katolickie organizacje odwalają codziennie na całym świecie, często kosztem życia niewinnych misjonarzy, wolontariuszy. Nie bredź zatem o nieudolności katolików, którą sobie wyimaginowałaś. Pozdrawiam.

~~~Ja
2011-04-19 17:25

OTA DRABINA DAWANIA
Pierwszy szczebel:dawać niechętnie
Drugi szczebel:dawać radośnie, ale nie według potrzeb
Trzeci szczebel:dawać radośnie i według potrzeb, ale dopiero wtedy, gdy o to poproszą
Czwarty szczebel:dawać radośnie i według potrzeb, nie czekając aż poproszą, ale składać swój dar w ręce ubogiego zawstydzając go w ten sposób
Piąty szczebel:tak dawać aby potrzebujący znali swego dobroczyńcę, choć on ich nie zna
Szósty szczebel:znać obdarowanych, ale pozostawać dla nich nieznanym
Siódmy szczebel:dawać tak aby nie wiedzieć komu się pomaga i aby obdarzany nie znał dobroczyńcy
I najwyższy szczebel w złotej drabinie dobroczynności:zapobiegać ubóstwu ucząc zawodu, dając komuś pracę lub jeszcze w inny sposób zapobiegać potrzebie darowizny

  • 1

Dodaj komentarz

Możesz używać składni Textile Lite

Aby wysłać formularz, kliknij na słonia (zabezpieczenie przeciw botom)

Najaktywniejsi dziennikarze

Luna 100luna
Komso 31komso
Artemis 25artemis
Hush 11hush

Publikujemy także w:

Liczba osób aktualnie czytających Lessera

Znalazłeś błąd? - poinformuj nas o tym!
Copyright © Webmastering LO Tarnobrzeg 2018
Do góry