Odrodzenie tarnobrzeskiej koszykówki?
No to jestem zaskoczony. Naprawdę. Bilans meczów koszykarzy Siarki Tarnobrzeg w rozpoczętym kilkanaście dni temu sezonie wynosi 3-0. Rozumiecie – trzy zwycięstwa w trzech meczach! Jakby nie patrzeć, to najbardziej udany start tarnobrzeskich koszykarzy od momentu, gdy drużyna ta zadebiutowała na parkietach polskiej Ekstraklasy. Wielu kibiców zachodzi wiec w głowę i próbuje zrozumieć, co się takiego wydarzyło, że mecze w wykonaniu Siarki nie są już profanacją tej gry.
Przed rozpoczęciem rozgrywek sezonu 2014/2015 prezes i trener klubu Jezioro Tarnobrzeg, Zbigniew Pyszniak, powiedział w jednym z wywiadów, że gorzej niż w poprzednim sezonie być już nie powinno (przypomnę, że Jezioro zajęło wówczas 10 miejsce w tabeli – trzecie od końca - i wygrało tylko 8 z 22 meczy). Niestety, pomylił się i to bardzo - było. Sezon 2014/2015 zakończył się bowiem dla tarnobrzeskich koszykarzy prawdziwą katastrofą. Jezioro zajęło ostatnie, szesnaste miejsce w tabeli, odnosząc w 30 spotkaniach zaledwie 7 zwycięstw. W mieście głośno mówiło się wtedy o rozwiązaniu zespołu i jego degradacji do niższych klas rozgrywkowych. Tak się na szczęście nie stało, bo radni miejscy po raz kolejny stanęli na wysokości zadania i postanowili wspomóc finansowo tarnobrzeski klub. Do obecnego sezonu w TBL nasza drużyna przystąpiła jednak pod inną nazwą, gdyż postanowiono powrócić do tradycyjnej nazwy „Siarka”. Moim zdaniem to dobry pomysł, bo jakoś i mnie lepiej się kojarzy ta nazwa niż „Jezioro”. Swoją drogą ciekawe, czy ta zmiana nazwy nie miała również wpływu na frekwencję na spotkaniach naszych koszykarzy? Kadra również została wymieniona. Drużynę opuścili Dawid Morawiec, Kevin Wysocki, Josh Miller i Craig Williams, a Piotr Wojdyr został wypożyczony do drużyny Zagłębia Sosnowiec. Wobec takiego obrotu spraw włodarze klubu musieli poszukać nowych zawodników. Na początku off-season sprowadzono Łukasza Paula i Jakuba Zalewskiego. Ten pierwszy to póki co raczej melodia przyszłości. Może i talent ma, ale nazbyt często sprawia niestety na parkiecie wrażenie, jakby nie za bardzo wiedział, co się dookoła niego dzieje. Zalewski pokazał natomiast, że dysponuje całkiem niezłym rzutem. Tradycyjnie postanowiono również sięgnąć po zawodników z zagranicy. W zespole pojawili się więc rozgrywający i rzucający Gary Bell (kolega Przemysława Karnowskiego z Gonzaga Bulldogs), rozgrywający Eugene Harris (ostatni sezon spędził na Ukrainie w ekipie DniproAzot Dniepropietrowsk, gdzie zdobywał średnio 16,8 punktu i miał 5,4 asysty na mecz) i środkowy Zach Robbins (absolwent Dixie State University - z drużyną tej uczelni występował w rozgrywkach NCAA2). Niestety, mimo oczekiwań kibiców nie doszło do zmiany trenera, choć ten w ostatnich sezonach niczym szczególnym się nie wykazał.
Przed rozpoczęciem sezonu 2015/2016 znaleziono także sposób na przyciągnięcie kibiców na mecze tarnobrzeskich koszykarzy. Sposób stary jak świat, ale skuteczny. Obniżono po prostu ceny biletów. 5 zł za bilet ulgowy i 10 zł za normalny to w mieście takim jak Tarnobrzeg absolutnie sensowne rozwiązanie. Dawno już nie widziałem takich kolejek do kas i tłumów na hali jak w pierwszych spotkaniach obecnego sezonu. Pierwszy mecz sezonu z faworyzowanym zespołem Śląska Wrocław przyciągnął 10 października na tarnobrzeską halę MOSiR prawdziwe tłumy, a wygrana naszych koszykarzy (co prawda nieznaczna, ale jednak) zaskoczyła i ucieszyła wszystkich fanów naszej drużyny. Wielu twierdziło wprawdzie, że to tylko fart, łut szczęścia i słabsza dyspozycja przeciwnika, ale wynik poszedł w świat. Może faktycznie dopisało nam trochę szczęścia, ale szczęście jak wszyscy wiemy sprzyja lepszym. Tak czy inaczej mogliśmy tego dnia obejrzeć kawał naprawdę niezłego basketu. Szczególne wrażenie zrobili na tarnobrzeskich fanach nasi nowi Amerykanie, którzy - chcąc pokazać się tarnobrzeskiej publiczności z jak najlepszej strony - dali popis koszykówki na najwyższym poziomie. Mnie urzekła gra Zacha Robbinsa. To od wielu lat pierwszy taki podkoszowy w naszym zespole, który równie dobrze radzi sobie w sytuacjach podkoszowych po dwóch stronach parkietu (imponuje również ilością bloków w każdym spotkaniu). To taka defensywna bestia. W następnej kolejce nasza drużyna wybrała się do Szczecina, by stoczyć tam walkę z Morskimi Wilkami. Zapowiadał się ciężki mecz i taki też był, ale ku zaskoczeniu chyba wszystkich fanów basketu w Polsce tarnobrzeżanie wygrali i to spotkanie 75-70. Szok. Ale to jeszcze nic. Wczoraj nasz zespół podejmował na swojej hali póki co najsłabszą drużynę w TBL Polpharmę Stargard Gdański, zatem kibice mieli prawo liczyć na łatwe zwycięstwo. Tak łatwo jednak nie było. Nasi zawodnicy mieli na początku mocno rozregulowane celowniki, dlatego pozwolili odskoczyć gościom w pierwszej kwarcie o 10 punktów. Potem było już coraz lepiej, ale to goście prowadzili przez prawie cały mecz. Nasi koszykarze jednak nie odpuszczali i ostatecznie wyszli na prowadzenie dopiero na 5 minut przed końcem spotkania. Końcówka była niesamowicie emocjonująca, ale to nasz zespół zachował więcej zimnej krwi i to jemu udało się ostatecznie przechylić szalę zwycięstwa. Wygraliśmy 74:69. Na koniec chciałbym jeszcze wspomnieć o pracy sędziów, którzy delikatnie mówiąc nie mieli najlepszego dnia, ale uczciwie trzeba jednak przyznać, że mylili się na korzyść obu zespołów.
Jak oceniam dotychczasowa grę naszych zawodników? Ci, którzy dostają szansę gry, spisują się raczej bez zarzutu, imponując przy tym walecznością. Wspomniany wcześniej Zach Robbins to prawdziwy mistrz gry w strefie podkoszowej. Bell i Harris udowodniają, że celny rzut to naprawdę ich mocna strona (w meczu ze Śląskiem Harris trafił „trójkę”, mając niemal na twarzy dłoń swojego rywala). Warto też pochwalić Patokę i Młynarskiego. Ten pierwszy może i dostaje na razie mniej minut niż w zeszłym sezonie, ale za to gra znacznie lepiej. Młynarskiego wyróżnia natomiast pewność siebie, co przekłada się na to, że jako jeden z niewielu nie boi się oddawać rzutów i to w najtrudniejszych momentach. Myliłby się ten, kto dopatrywałby się w tym objawów jakiegoś szaleństwa. On jest po prostu pewien swojego rzutu i trafia nawet w najbardziej dramatycznych momentach meczu. Na pochwałę zasługuje również Daniel Wall. To prawdziwy walczak, dlatego trzeba mu chyba wybaczyć to, że ciągle łapie dużo tzw. głupich fauli. Na razie najsłabszym ogniwem zespołu jest wspomniany na początku Łukasz Paul. Jest jakiś mocno ociężały i słabo walczy na tablicach. W jego grze nie widać progresu, dlatego nie dziwię się, że dostaje od trenera tak mało minut. Żałuję jednak, że trener Pyszniak i w tym sezonie nie daje pograć wychowankom naszego klubu. Panie trenerze, jak nie teraz to kiedy?
Życzyłbym sobie, aby ten sezon był znacznie bardziej udany od poprzedniego. Na razie tak właśnie jest, bo takich emocji i takiej euforii dawno już na hali MOSiR w Tarnobrzegu nie widziano.
Grafika:
Komentarze [1]
2016-01-09 02:57
Żadne odrodzenie. To było chwilowe tylko.
- 1