Ograniczenie czy uwolnienie języka?
Chyba zgodzicie się ze mną, że nasza wiedza na temat przepisów prawa obowiązujących na obszarze Polski jest naprawdę nikła. Najgorsze jest chyba jednak to, że wielu z nas, młodych, uważa, że wiedza ta jest im tak naprawdę niepotrzebna. Tę postawioną przeze mnie powyżej tezę potwierdza choćby nasze zainteresowanie uczniów statutem własnej szkoły, który bądź co bądź reguluje nie tylko zasady funkcjonowania tej instytucji, ale i określa szczegółowo prawa oraz obowiązki zarówno tutaj zatrudnionych, jak i tych, którzy tu się uczą. Pomyślałam, że czas to zmienić, bo nieznajomość prawa nie zwalnia jednak nikogo z odpowiedzialności za swoje czyny. Każdego dnia widzę, jak niektórzy z nas łamią nieświadomie zapisy zawarte w statucie szkoły, a niekiedy również te zawarte w kodeksach, a potem dziwią się, że spotyka ich kara. Postanowiłam jednak ten ten temat poruszyć dopiero teraz, bo ostatnio dowiedziałam się, że możemy zostać ukarani za używanie w miejscu publicznym słów, które powszechnie uważane są za nieprzyzwoite, co trochę mnie zaskoczyło. Jeśli chcecie dowiedzieć się, jak możemy zostać za to ukarani i co ja o tym sądzę, to zapraszam do lektury mojego tekstu.
Art. 141. KW oznajmia: „Kto w miejscu publicznym umieszcza nieprzyzwoite ogłoszenie, napis lub rysunek albo używa słów nieprzyzwoitych, podlega karze ograniczenia wolności, grzywny do 1500 złotych albo karze nagany” (przez ogłoszenie rozumie się tu wiadomość umieszczoną w miejscu publicznym w formie pisemnej, rozprzestrzenioną ustnie lub przez środki przekazu). Mówiąc bardziej zrozumiale, w rozumieniu prawa ogłoszeniem jest chyba wszystko, co wstawiamy na portalach internetowych bądź też piszemy w komentarzach pod jakimś postem. Gdy usłyszałam od znajomych o tym zapisie, nie uwierzyłam im, że może to być prawda. Sprawdziłam więc i przekonałam się naocznie, że faktycznie taki zapis istnieje. Dlaczego doszło do uchwalenia tego artykułu? W roku 2018 (24 września) Sąd Najwyższy uznał, że wolność jednostki (w tym naturalnie wolność wypowiedzi) nie może być w żadnej sferze ograniczana, ale granicą tej wolności ustalił sferę wolności każdej innej jednostki lub ograniczenia nałożone w drodze ustawy zgodnie z wymogami klauzuli limitacyjnej (art. 31 ust. 3 Konstytucji RP). Tym samym SN uznał, że używanie w przestrzeni publicznej słów nieprzyzwoitych i nieobyczajnych może jednak zagrażać sferze wolności innych jednostek.
Faktycznie trudno się z taką wykładnią nie zgodzić. Są osoby, szczególnie starsze, którym przeszkadza wygląd czy zachowanie nastolatków, a używany przez nich język - obfitujący często w wulgaryzmy - zniesmacza, a niekiedy nawet uraża. W przestrzeni publicznej, a mam tu na myśli social media czy też nieformalne spotkania, używanie przekleństw jest dziś jednak na porządku dziennym. Oczywiście można zgodzić się z opinią, że ich używanie świadczy o braku kultury osobistej, ubogim zasobie słownictwa czy ograniczonym intelekcie, ale jakoś trudno jest mi podzielić zdanie, że człowiek ich używający jest zwyczajnym chamem czy też prostakiem. Mnie osobiście razi używanie takich słów jedynie w określonych sytuacjach, w chwilach podniosłych bądź gdy otaczają mnie ludzie, dla których mam wiele szacunku.
Osobiście staram się nie używać tzw. ,,brzydkich słów” w życiu codziennym, ale mimo to uważam, że są one bardzo ważną częścią naszej kultury i naszego języka. Właściwie myślę, że stanowią jego nieodłączny element.
Według językoznawcy Macieja Grochowskiego przekleństwa służą do kanalizowania emocji, są puste, nie niosą za sobą znaczenia i jako takie nie służą przekazywaniu informacji. Służą głównie do informowania o stanie emocjonalnym mówiącego, przy czym, co istotne, mogą, ale wcale nie muszą być wulgarne. Językoznawca prof. Jerzy Bralczyk wyliczył kiedyś, że podstawowych wulgaryzmów w języku polskim jest tylko pięć. Reszta to kombinacje tych pięciu słów, wyrazy pochodne oraz związki frazeologiczne. Warto też przypomnieć, że w przeszłości często przeklinano używając imion boskich lub świętych: „przebóg”, „dalibóg”. Równie częstym zwyczajem było życzenie komuś rychłej śmierci lub choroby, pochłonięcia przez ogień piekielny czy innego nieszczęścia. A używanie obscenów fizjologicznych lub przyrównanie człowieka do zwierzęcia miało z kolei wzmocnić niechęć do danej osoby.
Jak już wspomniałam wulgaryzmy są wszechobecne i towarzyszą naszemu życiu przez tak długi czas, że się do nich przyzwyczailiśmy. Znam wiele osób, które używają przekleństw prawie tak często jak znaków interpunkcyjnych i nie przeszkadza im to ani w komunikacji, ani w relacjach z innymi ludźmi. Przekleństwa pomagają im bowiem często wyrazić emocje, zarówno te negatywne jak złość czy rozczarowanie, jak i te pozytywne, jak radość czy miłe zaskoczenie. Mówiąc w dużym uproszczeniu, pozwalają one zawsze dosadnie podkreślić to, co chcemy powiedzieć, a często nam na tym zależy. Wiele żartów, memów, czy historii nie miałoby sensu bez wulgaryzmów.
Uważam więc, że dopóki nikogo nie obrażamy, żadna kara nie powinna być nakładana, gdyż ogranicza to tylko wolność jednostki. Myślę też, że wprowadzanie takich nieuzasadnionych i nieakceptowanych ustaw, nie ma po prostu sensu i nie powinno mieć miejsca. Nie wiem, czy się ze mną zgodzicie, ale jak nie do końca rozumiem, w jakim celu uchwalono takie prawo.
Grafika:
Komentarze [0]
Jeszcze nikt nie skomentował. Chcesz być pierwszy?