Okienko transferowe w NBA
Trade Deadline, czyli ostatni dzień na przeprowadzanie transferów w lidze NBA, miał być w tym roku wyjątkowo nudny. I tak było do czasu. Nagle spadła na nas lawina oficjalnych transferów, które wywróciły do góry nogami składy niektórych zespołów. Co kilkadziesiąt sekund pojawiał się kolejnym „shocking news”. Takiego okna w historii rozgrywek tej ligi chyba jeszcze nie było. W końcu wymieniono aż 37 zawodników! Jeśli interesuje was, jak ja oceniam te roszady w rosterach większości ekip, to zapraszam do lektury poniższego tekstu.
Najgorętszym transferem tej zimy była wymiana, w ramach której ekipę Dallas Mavericks zasilił Rajon Rondo. Moim zdaniem jest to brakujące ogniwo w tym zespole. Ta ekipa z południowego zachodu potrzebowała właśnie takiego zawodnika. Rondo uznawany był wielokrotnie za jednego z najlepszych graczy na swojej pozycji ( nic w tym dziwnego, jeśli uwzględnić fakt, że jego dłoń ma długość aż 24 cm!). Nie było to jednak jedyne widowiskowe wzmocnienie Mavs. Do drużyny Dallas dołączył również Amar'e Stoudemire. Zawodnik, który ma ponoć przeżyć w Dallas drugą młodość i odbudować formę, jaką prezentował w Phoenix Suns. Moim zdaniem Mavericks dysponują obecnie najlepszym rosterem w lidze. Na co dzień kibicuje Lakersom, ale w tym sezonie życzę pierścieni właśnie zawodnikom Mavericks.
W Minnesocie opłacało się tymczasowo zablokować numer 21, bo każdy w Minneapolis wiedział, że wcześniej bądź później, ale powróci on na stare śmieci. Kevin Garnett, człowiek legenda, został wytrade'owany z Brooklyn Nets za Thaddeusa Younga. W Minnesocie spędził 12 lat i tam zaczęła się jego przygoda z ligą. Po powrocie powitano go na hali Target Center iście po królewsku. Garnett ma już – jak to mówią - swoje lata, ale do ekipy leśnych wilków powrócił jako mentor dla młodych zawodników. Fani tego zawodnika liczą się jednak z tym, że może to być jego łabędzi śpiew na parkietach NBA. A może jednak gracz ten odżyje, tak jak Paul Pierce w Waszyngtonie? Na takie oceny na pewno przyjdzie jeszcze czas.
Okazuje się jednak, że nie tylko kibiców drużyny Lakers czekają trudne chwile. Jest bowiem w NBA jeszcze jeden zespół, który może czekać prawdziwy dramat. Philadelphia 76-ers to od jakiegoś czasu tonący okręt. Jedni zbierają znaczki, inni karty, a włodarze 76-ers postanowili zbierać picki w drafcie. I zupełnie nie rozumiem, dlaczego zarząd tego klubu tak ochoczo pozbywa się wszystkich dobrych zawodników? Tym razem oddali Michaela Carter-Williamsa (Rookie Of The Year) i KJ McDanielsa. Dlaczego? Niestety, nie mam pojęcia. Wszystko wskazuje na to, że czekają ich chude lata, na pewno bez udziału w fazie play-off.
Wspomniałem o Carter-Williamsie. Zasilił on szeregi Milwaukee Bucks. Trener Jason Kidd ma więc teraz zespół, który może powalczyć o najwyższe cele w lidze. Mimo straty Brandona Knighta (wymieniony do Suns), szykuje się w tej ekipie niesamowity tercet graczy: Carter-Williams - Jabari Parker - Giannis Antentokounmpo. A pamiętacie, że jeszcze rok temu mówiono o nich, że są najgorszym zespołem w lidze? Cóż, Jason Kidd wyczynia widać na ławce tak niesamowite rzeczy, jakie niegdyś robił na boisku.
Skrajne uczucia budzą również zmiany dokonane przez władze Oklahomy City Thunder. Ci nie poczynili wielkich wzmocnień (no może poza Dionem Waitersem). W zasadzie tylko trochę przewietrzyli skład. Z ekipą pożegnał się Reggie Jackson, który już wcześniej zapowiadał swoje odejście. A szkoda, bo był on w ostatnim okresie czołowym SG w Thunder. Za to odejście innego zawodnika ucieszyło kibiców Oklahomy jak mało co. Pozbyto się bowiem Kendricka Perkinsa, co prawda doświadczonego gracza, aczkolwiek nienajlepszego centra (powiedziałbym nawet, że słabego). Ten będzie teraz reprezentował barwy Cleveland Cavaliers.
Cleveland Cavaliers, gdyby nie drobne potknięcia na początku sezonu, byliby pewnie teraz na drugiej pozycji w swojej konferencji. Okazało się jednak, że trio Irving - James - Love to trochę za mało, by zdobyć pierwsze w historii klubu mistrzostwo. Zarząd klubu zastanawiał się przez pewien czas, co z tym fantem zrobić i sprowadził w końcu... JR Smitha i Kendricka Perkinsa. O ile ten pierwszy jest faktycznie niezły, to ten drugi... już niekoniecznie. Mój znajomy, kibic Bostonu Celtics, nazwał go nawet "rakiem zespołu" (Perkins występował w Bostonie w latach 2003-2010). Coś w tym jest, bo w OKC nie dostawał za dużo minut gry, a jak miał ich więcej, to skutecznie je sobie skracał (faule). Krótko mówiąc Cavs tym trade'm bardziej się osłabili niż wzmocnili. Nie zmienia to jednak faktu, że pozostają w stawce drużyn, która przystąpi do walki o mistrzostwo.
Jest w NBA także zespół, który pokazał, że odejście nawet jednego zawodnika może wpłynąć na grę całego zespołu. Odejście Josha Smitha do Houston Rockets otworzyło przed ekipą Detroit Pistons nowe możliwości. Czas pokazał, że Houston, gdzie się znalazł, jest dla niego lepszym miejscem. Przed odejściem Smitha Tłoki na spółkę z Knicks i 76-ers pucowały dno tabeli zachodu, a po jego odejściu Pistons szybko awansowali w tabeli. Teraz dokonali na dodatek konkretnego wzmocnienia, bo z Oklahomy przybył do nich Reggie Jackson. Czy jest to już zespół, który powalczy o fazę play-off? Jak się postarają, to pewnie tak.
I tym oto akcentem chciałbym zakończyć analizę najciekawszych wymian w NBA. Na ocenę tych ruchów kadrowych trzeba będzie jednak jeszcze trochę poczekać. Do zakończenia rozgrywek fazy zasadniczej zostało około 30 meczów, po których rozpocznie się dopiero tak bardzo wyczekiwana przez kibiców faza play-off.
Grafika:
Komentarze [0]
Jeszcze nikt nie skomentował. Chcesz być pierwszy?