Szkolna Gazeta Internetowa Liceum Ogolnoksztalcacego im. Mikolaja Kopernika w Tarnobrzegu

Ona nie ma gorącej d…   

Dodano 2011-12-11, w dziale felietony - archiwum

Natolin, mała, nic nieznacząca wioska na północny zachód od Częstochowy. Mieszkańców około pół tysiąca. Istne centrum plotek i zawiści. Tam się urodziłem. Zamknięty w sobie, ukrywając wszystkie zadane mi rany, dzieląc cierpienia i troski jedynie z wypchanym trocinami misiem, z małego chłopca przeszedłem powoli w ciało dorosłego mężczyzny. Ciało. A dusza? Dusza nadal mieszka w zapyziałym, osnutym melancholią Natolinie. I tylko mały, siedzący w rogu pokoju miś wie, że jestem gejem. Gejem z kochającą żoną i dwójką rozbrykanych dzieci…

/pliki/zdjecia/ona1.jpg

Zapewne teraz przed oczyma jawi Wam się wizerunek dwunastoletniego gówniarza, nie mającego żadnych ambicji na przyszłość i którego jedynym zadaniem jest stukanie w klawisze swej lśniącej od tłustych paluchów klawiatury, by zbawić Internet kolejną ze swych wydumanych w drodze ze szkoły durnych i kompletnie absurdalnych historyjek. Chciałbym, żeby tak było. Chciałbym swoją młodość przeżyć dzisiaj. Wydaje mi się, że dzisiejszy świat jest o wiele prostszy. Współcześnie niewielu spogląda na Ciebie przez pryzmat samego siebie. Podobno teraz ceni się jednostki oryginalne. Kiedyś było inaczej. Przynajmniej w znikomym Natolinie wypełnionym po brzegi obłudnymi spojrzeniami czekającymi tylko na twoje potknięcie i bolesny upadek. Przynajmniej…

Nie. Zacznijmy od początku. Mówią, że młodzież nie lubuje się w rozciąganych w nieskończoność, melancholijnych historyjkach. Podobno woli wiadomości skondensowane do granic możliwości, bo tak się łatwiej czyta. Bo tak się lepiej zapamiętuje. Nie dziwię się. Sam przecież do młodzieży się „zaliczam”. Umówmy się więc, że będzie to felieton. Felieton nietypowy, bowiem różniący się od wszystkich innych swoim wstępniakiem. I też dlatego, że szkoda byłoby mi niszczyć aż dwa akapity napisanego już tekstu, skądinąd, przelanego na wirtualną kartkę monitora z wielkim wysiłkiem. Niech więc już tak zostanie.

Swego czasu w „Polityce” ujrzał światło dzienne ciekawy artykuł. Niecodzienny, nietuzinkowy, specyficzny. Określeń znaleźć można byłoby bez liku. Poruszał już nie jeden, ale kilka tematów tabu, do których w Polsce podchodzi się niemalże tak, jak pies podchodzi do jeża. Seks, zdrada, homoseksualizm. Nie lubimy o tym rozmawiać. Szczególnie, gdy problem, w miarę zagłębiania się w treść, proporcjonalnie do niej, równie szybko się pogłębia. Szczególnie, gdy ktoś, z butami wchodzący w przepełnione błogim spokojem życie, na siłę stara się otworzyć nam oczy, abyśmy i my mogli ujrzeć prawdziwe oblicze tego, co niegdyś, pod zamkniętymi powiekami wydawało się takie piękne.

A rozmawiać jest o czym, aż w nadmiarze. „Czy zastanawialiście się kiedyś, ilu Waszych ojców jest gejami?” rzuca pytanie, nie ma co owijać w bawełnę, dosyć odważna autorka tekstu. I ma w tym naprawdę dużo racji. Bo komu przyszłoby tak naprawdę do głowy, że ta stara i przemiła zarazem panna spod trzynastki, spacerująca co dzień rano pod blokiem ze swoim równie co ona udręczonym życiem pieskiem, mogłaby nie czuć mięty do płci zgoła brzydszej? Absurd. Szczerze powiedziawszy sam się sobie nieco dziwię, ale też mocno zastanawiam się, czy z podobną osobą nie minąłem się przypadkiem w pobliskim warzywniaku. Ba, mając w głowie obecne szacunki, które mówią o tym, że w Polsce co trzydziesta osoba woli tę samą płeć, jestem niemalże pewien, że stało się to nie raz. Szczególnie, kiedy stereotypowe wyobrażenia lesbijki – chłopczycy i „zbabiałego” geja odzwierciedlają się w społeczeństwie w znikomym stopniu. Jeszcze szczególniej, kiedy podobni ludzie, pod presją otaczającego ich społeczeństwa, wchodzą w związki małżeńskie z osobami płci przeciwnej. A wszystko tylko po to, by żyć w świętym spokoju, z dala od wyzwisk i nieprzychylnych spojrzeń, w całkowitej akceptacji otoczenia.

Wcześniej - szczególnie w okresie silnych wpływów socjalizmu w Polsce - przyznanie się do swojej odmienności nie miało nic wspólnego z odwagą, a raczej z niepełną świadomością popełnianych przez siebie czynów. Ale nie tylko państwo silnie piętnowało homoseksualizm. Związki heteroseksualistów z homoseksualistami zapewne były i - jeżeli sytuacje takie nadal mają miejsce - są nadal głównie podyktowane bardzo silnym przywiązaniem do narodowych - bądź co bądź mocno prawicowych - tradycji oraz niezwykle rozwiniętym wpływem społeczeństwa na jednostkę, szczególnie w miejscowościach nieco mniejszych niż Warszawa czy też śląska konurbacja… W takich warunkach rzeczywiście nietrudno zatracić poczucie własnej wartości, stając się kolejnym elementem, sztywno określonej i zaprojektowanej przez „widzimisię” otoczenia, układanki. Podobno homoseksualni mężczyźni w wieku od 40 do 49 lat niemalże w połowie przypadków związani są z kobietami. Ponoć teraz zdarza się to coraz rzadziej. W końcu dzisiaj jakoś łatwiej. Ale łatwiej nie oznacza lekko. Nadal wskaźnik owej „łatwości” rośnie rzekomo proporcjonalnie do wzrostu zurbanizowania i poziomu wykształcenia. To niemalże tak, jak w znienawidzonej przez wielu teorii ewolucji. Żyć normalnie i w zgodzie z samym sobą mogą tylko najsilniejsi. Ci, którzy byli zbyt słabi, przechadzają się właśnie parkową ścieżką razem z żoną i gromadką dzieci. Te, które nie potrafiły wyrwać się z owej układanki, czekają z niecierpliwością na kochającego męża, który od lat domyśla się, że coś na rzeczy jednak jest.

/pliki/zdjecia/1323629597ona2.jpg

Domyśla się głównie dlatego, że sfera łóżkowa, trywialnie ujmując, „leży” na całej długości. I jeżeli dojdzie już do jakiegokolwiek stosunku, to jest on zazwyczaj „szybki, techniczny i na odczepnego”. Uczucia szukać w nim na próżno, a sam w sobie przypomina niezłą zabawę w podchody, gdzie nikt nie wie, o co biegać może. Może się mu znudziła? Może ma innego? A może cały ten cyrk odprawiany jest tylko po to, by w życiu, nie męcząc zbytnio się, czegoś się dorobić?

Niektórzy w nieprzerwanym zakłamaniu żyć mogą całe życie. Do śmierci trzymają swój sekret gdzieś daleko, tam, gdzie nie dochodzi niczyj głos i tam, gdzie żaden wzrok nie dosięga. Inni nie wytrzymują jednak tej wewnętrznej presji. Ich sekret powoli wypływa na zewnątrz, zalewając potokami łez i niszcząc wszystko, co budowane było przez tyle wspólnie spędzonych chwil. Gdy już jednak i wody owej powodzi powoli ustępują, wracając na swój właściwy tor i ukazując to, co z małżeństwa jeszcze pozostało, bałagan trzeba uprzątnąć. Rozwiązań jest wiele. Jedni decydują się na to najoczywistsze i najprostsze – bolesny, szczególnie dla dzieci, zwykle zażarty rozwód. Inni próbują żyć dalej, pomijając zrozumiałe już od teraz spotkania z „parzącymi piersiami” i opisanymi w dosyć ciekawym manifeście lesbijki, Moniki Czaplickiej „owłosionymi, śmierdzącymi jajkami”. Jeszcze inni wybierają zadanie najtrudniejsze – pozostając w związku, starają się pozostać ze sobą także w sferze intymnej. Proponując sobie wzajemne igraszki w erotycznych wielokątach, liczą na zerwanie wszystkich granic, oswojenie się ze sobą na nowo, bo przecież „w tłoku jakoś się wszystko wymiesza i pozaciera”.

Ale czy wiedząc wzajemnie o wszystkich swych tajemnicach da się żyć szczęśliwie i w chociaż względnej normalności? Nie trudno domyślić się przecież, że życie w podobnym ożenku do najłatwiejszych na pewno nie należy. Trudno bowiem uniknąć spotkania z tym, do czego prowadzi tak wiele dróg, niemalże każda rozmowa i każde spojrzenie. Nie można uciec przed samym sobą i przed kimś, z kim pragniemy spędzić całe swe życie, nawet wówczas, gdy sfera intymna staje się tylko wspomnieniem dawnych „podchodów”.

Co więc ważniejsze? Dążenie do spełnienia swych marzeń o wzorowej, kochającej się rodzinie i ucieczka przed rzeczywistością, czy uczciwość wobec osoby, która mimo wszystkich tych barier nadal pozostaje integralną częścią naszej duszy? Naprawdę trudno znaleźć jednoznaczną odpowiedź na podobny problem. Ale czy czasami to nie my mamy wpływ na jego rozwiązanie? Czy to nie my każdego dnia decydujemy o przyszłości owych nadzwyczajnych związków, które za kilka lat potrzebować będą mogły stworzenia całkiem nowego działu, gdzie zostaną skrzętnie „upakowane”? Działu podobnego do tego, nad którego stworzeniem dumać będzie za chwilę profesor prowadzący nasze pismo, chcąc zaliczyć mój twór z pogranicza felietonu i opowiadania , do którejś z istniejących już kategorii. Kategorii nie uznającej bynajmniej miksów, na siłę przyciągających ogień z wodą, by stworzyć coś, co z samego zamierzenia stać ma się tym, co nierozerwalne…

Źródło:

Grafika:

Oceń tekst
  • Średnia ocen 4.1
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
  • 6
Średnia ocena: 4.1 /32 wszystkich

Komentarze [6]

~Huarache Nike
2018-11-26 09:30

Wow! Super! Serdecznie pozdrowienia – miłos się czyta

~Ania
2018-11-26 09:29
Czy ktoś moderuje tutaj?
~ortograf
2011-12-18 01:07

skądinąd razem!!!

~Lasiodora
2011-12-13 12:17

Całkiem ciekawie, tylko ten tytuł ...

~Zdzich
2011-12-12 18:47

Dokładnie miałem napisać to samo co Luca, tylko nie potrafiłem ująć tego w słowa, ale kolega mnie wyręczył.

~Luca
2011-12-11 22:09

Zacznij pisać o CZYMŚ, bo zaczynam doceniać twój talent do napisania 2 stron (pi x oko) o niczym. Ja bardziej od wielkości cenię sobie przekaz. Twój przekaz wyceniam na mniej niż zero…

  • 1

Dodaj komentarz

Możesz używać składni Textile Lite

Aby wysłać formularz, kliknij na słonia (zabezpieczenie przeciw botom)

Najaktywniejsi dziennikarze

Luna 100luna
Komso 31komso
Artemis 25artemis
Hush 10hush

Publikujemy także w:

Liczba osób aktualnie czytających Lessera

Znalazłeś błąd? - poinformuj nas o tym!
Copyright © Webmastering LO Tarnobrzeg 2018
Do góry