Opuszczamy Facebook?
Kryzys wizerunkowy, giełdowy, a przede wszystkim kryzys strategicznego myślenia, które mogłoby pomóc rozwiązać niezwykle trudną sytuację, w jakiej znalazł się obecnie Facebook. Kryzys, który doprowadził do tego, że miliony użytkowników zaczęło gremialnie opuszczać ten popularny serwis społecznościowy. Wygląda na to, że nadchodzą bardzo ciężkie czasy dla Facebooka. Jeśli chcecie dowiedzieć się, jak doszło do tego kryzysu i czy my, użytkownicy, mamy podstawy, by czuć zagrożenie, to zachęcam do lektury mojego tekstu.
Według zachodnich mediów Facebook przechodzi obecnie największy kryzys wizerunkowy w swoich dziejach, powiązany ze znacznym spadkiem wartości akcji na giełdzie (do tej chwili stracił już ponad 50 miliardów dolarów wartości rynkowej). Eksperci CNBC (największa na świecie sieć telewizyjnych kanałów informacyjnych, wyspecjalizowanych w problematyce ekonomicznej) twierdzą, że zarząd koncernu wydaje się być bezradny jak dziecko i nie ma żadnego pomysłu na rozwiązanie tego kryzysu. Zamiast przyznać się do popełnienia błędu, przeprosić użytkowników i skupić się na odbudowaniu ich zaufania do marki, przekonuje ich, że wpadka portalu, związana z utratą wrażliwych danych użytkowników, nie wpłynie na ich bezpieczeństwo. Krótko mówiąc dział PR Facebooka próbuje bronić swej dotychczasowej polityki. Czy to przełoży się na oczekiwane przez nich efekty? Chyba niekoniecznie. Ale o co konkretnie chodzi?
Otóż chodzi m.in. o zamierzone manipulowanie opinią publiczną za pomocą komercyjnych ogłoszeń, które miały zachęcać lub zniechęcać do zagłosowania na konkretnego kandydata w wyborach. A mówiąc jeszcze bardziej precyzyjnie chodzi o sprawę zaangażowania portalu w amerykańskie wybory prezydenckie w 2016 roku. Jak się niedawno okazało, Facebook mocno zaniżył wówczas liczbę użytkowników, którzy natknęli się na sponsorowane reklamy. Firma podawała informacje o 10 mln takich użytkowników, podczas gdy w rzeczywistości było ich aż 120 mln. Prawdziwą burzę wywołało jednak dopiero ujawnienie wykorzystania różnych informacji o użytkownikach, gromadzonych przez ten portal. Pierwsze skrzypce odegrała w tej aferze współpracująca z Facebookiem od kilku lat, a zajmująca się specjalistyczną analizą danych firma Cambridge Analytica. Co prawda odebrano jej teraz możliwość korzystania z danych zgromadzonych na ww. portalu i kategorycznie zażądano usunięcia tych wcześniej zgromadzonych, ale jak twierdzą eksperci, na podstawie tego, co firma ta wie o użytkownikach Facebooka, będzie mogła jeszcze przez wiele kolejnych lat prowadzić skuteczne komercyjne kampanie. Czy Cambridge Analytica naruszyła prawo, pozyskując i wykorzystując w celach komercyjnych dane ponad 50 mln użytkowników Facebooka bez ich wiedzy i zgody? Tego jeszcze nie ustalono i na pewno nie szybko się to wydarzy, ale przyznacie, że nie wygląda to dobrze ani dla Facebooka, ani dla Cambridge Analityca. Tak czy inaczej eksperci CNBC są przekonani, że firma ta na bazie pozyskanych z Facebooka informacji, mogła nie tylko przewidywać preferencje wyborcze użytkowników, ale – co chyba znacznie ważniejsze - mogła wywierać wpływ na ich wybory. Tu warto dodać, że z usług tej firmy korzystali w czasie wyborów prezydenckich republikanie, których kandydat, Donald Trump, został prezydentem USA. Chcecie wiedzieć, jak doszło do pozyskania tych danych?
W 2015 roku niejaki dr Aleksandr Kogan z University of Cambridge zachęcał użytkowników Facebooka do pobierania „aplikacji badawczej” o nazwie „thisisyourdigitallife”. Jak się teraz okazało aplikacje tę pobrało około 270 tysięcy osób, wyrażając tym samym zgodę na dostęp tego programiku do swoich danych osobowych. I choć autor zapewniał firmę Zuckerbega, że dane będą zbierane anonimowo i wykorzystywane tylko do celów badawczych, jedno i drugie okazało się w końcu nieprawdą. Co gorsze, bez wiedzy i zgody użytkowników pobierano również informacje o ich znajomych. Cambridge Analityca potrzebowała jednak do swoich celów znacznie większych zasobów i znalazła na to sprytny sposób. Postanowiła zaoferować zainteresowanym 1 lub 2 dolary za wypełnienie niewinnej wyglądającej internetowej ankiety – haczyk polegał na tym, że przed uzyskaniem tych pieniędzy należało pobrać „odpowiednią” facebookową aplikację i tym samym wyrazić zgodę na dostęp do informacji na temat miejsca zamieszkania czy też polubień. W taki to sposób kupiono owe wrażliwe dane niezbędne do skutecznego prowadzenia dowolnej kampanii. Jak donosi New York Times, w efekcie tych działań udało się zebrać ostatecznie informacje na temat ponad 50 milionów użytkowników. To prawda, że rola Facebooka nie była tu pierwszoplanowa, ale prawdą jest również to, że kierownictwo firmy nie zrobiło nic, by przeszkodzić Cambridge Analytica w gromadzeniu informacji na temat swoich użytkowników.
W wyniku tego całego zamieszania pojawiła się w sieci akcja „#deletefacebook”. Ludzie zaczęli na potęgę kasować swoje konta na Facebooku, pokazując tym samym swój stosunek do tego, co zrobiła firma. Tylko w ciągu ostatniego miesiąca z ww. portalu zniknęło około 6 milionów amerykańskich użytkowników oraz 1,4 miliona użytkowników z Wielkiej Brytanii. Podobnie zachowali się użytkownicy z Kanady, Hiszpanii, Francji, Niemiec i Japonii (średni spadek to około 4,25 proc.). Wybitne postaci świata nauki i polityki, popularni sportowcy, a także piosenkarze, aktorzy i członkowie znanych zespołów muzycznych, zaczęli informować w sieci o swoim potępieniu dla takich praktyk i o usunięciu własnych kont z portalu. Spadek liczby użytkowników nie jest jednak jedynym zmartwieniem Zuckerberga. Z ostatnich badań wynika bowiem, że radykalnie zmniejszył się również czas, jaki ludzie poświęcają teraz na buszowanie po jego serwisie.
Co ciekawe w akcji #deletefacebook wziął udział nawet człowiek, który jest bezpośrednio związany z tą firmą. Mówię tu o współzałożycielu aplikacji WhatsApp Brian’ie Acton’ie. Przypomnę, że WhatsApp od 2014 roku należy do Facebooka, a więc Acton jest częścią tej społeczności. >W internecie można obecnie znaleźć wiele uzasadnień dla usuwania własnych kont, ale mnie najbardziej spodobał się wpis artysty z Chicago Nicka Briza. Napisał on tak: ”Niedawno wypisałem się z Facebooka. Od jakiegoś czasu po prostu nie czułem się tam dobrze, mimo, że Facebook był dużą częścią mojego życia przez ostatnie 9 lat. Nie kupuję tekstów w stylu „to nie jest prawdziwe życie” albo „to niepotrzebne uzależnienie”. Facebook to największa platforma społecznościowa świata, a zatem to także poważna część naszego „prawdziwego życia”. Po prostu nie czułem, jakby ta część cokolwiek mi dawała.”
Czy opuszczenie Facebooka zapewni nam bezpieczeństwo? Co może nam grozić w związku z tą aferą? Pytań jest mnóstwo, ale trudno na nie znaleźć już w tej chwili odpowiedzi. Na razie nie widziałem w mediach informacji, by któryś z moich rodaków doświadczył konsekwencji tej afery. Tak czy inaczej warto wreszcie uzmysłowić sobie, że wszystkie dane i informacje o sobie oraz o swoich bliskich i znajomych, które zamieszczamy i przechowujemy na portalach społecznościowych, udostępniamy de facto, zgodnie z regulaminami, które mniej lub bardziej świadomie akceptujemy, również ich właścicielom oraz firmom, z którymi oni współpracują.
Akcja #deletefacebook jest teraz bardzo modna i cieszy się ogromnym zainteresowaniem. Ci z was, którzy zdecydują się do niej przyłączyć, powinni jednak pamiętać również i o tym, by usunąć wraz z kontem także aplikacje, które znajdują się w posiadaniu Facebooka, a należą do nich m.in WhatsApp oraz Instagram. Ja nie zamierzam opuszczać Facebooka, ale bardzo poważnie rozważam ograniczenie korzystania z tego portalu i przerzucenie się na „bezpieczniejsze” alternatywy, takie jak choćby Twitter czy Signal. Myślę, że każdy z nas powinien się nad tym poważnie zastanowić.
Grafika:
Komentarze [0]
Jeszcze nikt nie skomentował. Chcesz być pierwszy?