Oszustwo, zaradność, a może nałóg?
Temat stary jak świat i ciągle na czasie! Któż z nas nie ściąga? Według definicji ściąganie to nic innego jak świadome oszukiwanie dokonywane przez osobę egzaminowaną, a polegające na wykorzystaniu w trakcie prac pisemnych i egzaminów informacji pochodzących ze źródeł zewnętrznych. Warto wiedzieć, że nie we wszystkich krajach problem ten traktowany jest w identyczny sposób. W krajach rozwiniętych udało się w skuteczny sposób, przez wprowadzenie rygorystycznych regulaminów i ich bezwzględne przestrzeganie, ograniczyć ten proceder, ale okazuje się, że w naszej, słowiańskiej kulturze jest on zakorzeniony na tyle głęboko, że wyrugować go się do tej pory nie udało. Chyba zgodzicie się ze mną, że anarchia leży jakby w polskiej tradycji, a uczciwość równoznaczna jest u nas naiwności. Zatem gwiazdą nie jest w naszym kraju ten, kto osiągnął sukces dzięki uczciwości i rzetelnej pracy, a ten, któremu udało się przechytrzyć system w szerokim tego słowa znaczeniu.
Tak, tak, drodzy czytelnicy. W Polsce, w odróżnieniu od wielu innych rozwiniętych krajów, przebiegłość i pomysłowość w sposobach ściągania jest nadal bardziej powodem do przechwałek niż do wstydu. Faktem jest, że Polacy, o czym przekonuje historia naszego kraju, raczej nigdy nie lubili przestrzegać reguł i zawsze kombinowali, by przechytrzyć system (władzę) i wyjść na swoje. Poza tym w naszej mentalności utrwaliło się z jakiegoś powodu, że zasady są nie po to, by wprowadzać w świecie ład, tylko po to, by je łamać, o czym zawsze chętnie informujemy swoich rozmówców. Jak wszyscy dobrze wiemy, elementem każdego systemu jest edukacja. Dlaczego więc mielibyśmy mieć jakieś wyrzuty sumienia z powodu ściągania w szkole lub na studiach? Przecież w rozumieniu powszechnym proceder ściągania to nic innego jak jeden ze sposobów walki z systemem. A poza tym konsekwencji takich działań też za bardzo obawiać się nie musimy, bo są raczej mało dokuczliwe. Rzecz zupełnie nie do pomyślenia w wielu innych krajach, w których uczniowie bądź studenci podpisują na początku każdego etapu edukacji oświadczenia, że będą uczciwie rozwiązywać zadania, a gdy zostaną przyłapani na próbie oszustwa, mogą oczekiwać surowych kar, do relegowani ze szkoły lub uczelni włącznie. Tam nie ma od lat społecznego przyzwolenia na ściąganie, a każdy osobnik, przyłapany na takim rodzaju oszustwa, zdaje sobie sprawę, że tym samym zamyka sobie powoli lub radykalnie (zależy od stopnia edukacji) drzwi do kariery zawodowej. Wyobrażacie sobie coś takiego u nas?
A może wy, drodzy czytelnicy, miewacie lub miewaliście kiedykolwiek wyrzuty sumienia z tego powodu? Bo, że ściągacie lub ściągaliście, to rzecz pewna jak dwa razy dwa cztery. A może choć raz stanęliście przed dylematem ściągać, czy nie ściągać? Zakładam, że jeśli już, to chyba raczej rzadko, bo gdy nadarza się okazja, to większość z was zapewne chętnie z niej korzysta. Myślę, że w pewnym sensie jest to także kwestia naszych priorytetów. Chodzi o mi to, że czasem zdanie egzaminu, czy też pozytywne zaliczenie sprawdzianu lub kolokwium, wydaje się nam się sprawą o wiele istotniejszą, niż zachowanie czystego sumienia. Ba, dla takiego działania nie szukamy nawet jakoś specjalnie usprawiedliwienia. Uważamy, że skoro robimy wiele innych rzeczy uczciwie, to takie drobne oszustwo, które nikomu krzywdy nie czyni, nic nie znaczy. Faktem bezspornym jest również i to, że ściąganie się nam zwykle opłaca. Pozwala dostać lepsze oceny, zdać egzamin i oszczędzić czas na naukę tego, co lubimy lub na wzmożoną aktywność w swoim ulubionym obszarze. Zamiast marnować czas na uczenie się geografii, która mało nas interesuje, i z którą nie wiążemy swojej przyszłości, wolimy często pouczyć się matematyki, z którą będziemy mieli w znacznie większym zakresie do czynienia na kolejnym etapie edukacji.
Ściąganie to jednak również pewien rodzaj gry, która wymaga od wszystkich uczestników posiadania określonych zdolności i umiejętności, że o sprycie już nie wspomnę. Chyba każdy z nas był w swoim życiu świadkiem wpadki podczas ściągania jakiegoś kolegi lub koleżanki, którzy sztukę ściągania opanowali niestety tylko na poziomie czeladniczym, jak i sukcesu innych, którzy mogliby śmiało ubiegać się o dyplom mistrzowski. Ja zaliczam się raczej do tej pierwszej grupy, co nie znaczy, że nie potrafię docenić kunsztu tych z drugiej grupy. A wszyscy wiemy, że czasami trzeba naprawdę wykazać się prawdziwą maestrią, by nie dać się „złapać”.
Nie sposób nie wspomnieć w tym miejscu o technikach ściągania. Formy odpisywania na egzaminach i testach są prawdopodobnie tak stare, jak stare są testy i egzaminy. Rozwój technologii sprawił jednak, że z biegiem lat pojawiły się znacznie nowocześniejsze i bardzo udoskonalone sposoby ściągania. Jeden z nich zakłada na przykład korzystanie z zestawów szpiegowskich do porozumiewania się na odległość lub z telefonu z dobrze ukrytą douszną słuchawką. Okazuje się, że w praktyce to sposób bardzo ryzykowny, o czym w okresie egzaminów informują często media, piętnując tych, którzy z tej metody skorzystali. Takie ściąganie może mieć również poważne konsekwencje prawne. Tak czy inaczej to już nie te czasy, gdy ściągi robiło się na kilometrowych wąskich paskach papieru zwijanych w rolkę i wkładało do specjalnie wszytych na tę okoliczność wewnętrznych kieszeni. Okazuje się jednak, że niektóre starsze metody, jak choćby zapisanie trudno przyswajalnych wzorów lub słów na ręce, nodze, piórniku czy podeszwie buta, bronią się nadal.
„Jeśli już ściągasz, to rób to tak, abym nie widział” – brzmi znajomo? Mam wrażenie, że ściąganie w Polsce to zjawisko nie tylko powszechne, ale i społecznie akceptowane, które wpisuje się doskonale w pojęcie tzw. „polskiej zaradności”. Niektórzy twierdzą nawet, że to już rodzaj naszego narodowego sportu. Jeśli tak faktycznie jest, to uczciwość musiała chyba jakoś niepostrzeżenia zostać wyparta z naszego moralnego etosu. Przecież ściąganie to nic innego jak oszustwo, a oszustwo, z moralnego punktu widzenia, zawsze było czymś złym.
Czy waszym zdaniem ludzie, którzy dzięki ściąganiu na egzaminach i uzyskaniu lepszych stopni, zdobywają stypendia naukowe, zasługują na nie? Jeśli tak, to moim należy zmienić nazwę tego stypendium, bo nie dostali go raczej za wiedzę, umiejętności czy osiągnięcia naukowe, a za przebiegłość i pomysłowość – nie sądzicie? Ba, jeżeli warunkiem otrzymania stypendium naukowego jest odpowiednio określony poziom wiedzy, to dla mnie oznacza, że ktoś, kto uzyskał je w sposób nieuczciwy, po prostu okradł swoją szkołę lub uczelnię?
Za tym, by nie ściągać, przemawia niestety tylko serce, które zwykle przegrywa w pojedynku z rozumem. Fakt jest faktem. Ściąganie, choć bywa opłacalne, to może być też niebezpieczne. I nie chodzi mi tu o kartkówki czy sprawdziany, bo te zawsze można poprawić. Nie chodzi mi również o egzaminy cząstkowe na studiach, bo te też w końcu udaje się jakoś zdać. Chodzi mi przede wszystkim o egzaminy większej rangi, czyli te zdawane na zakończenie danego etapu edukacji: egzamin gimnazjalny, maturę i egzamin dyplomowy. Jak myślicie, czy osoby, które oszukują nawet w takich sytuacjach, mają poczucie wstydu, wynikające choćby i z tego faktu, że oszukują swój kraj, który sfinansował im edukację?
Mnie otoczenie ukształtowało tak, że gdy czasami na jakimś sprawdzianie zerkam dyskretnie na kartkę kolegi, to moje sumienie siedzi cicho i nie krzyczy „nie rób tego”, bo automatycznie włącza mi się tryb „ walki z systemem”, ale mogę śmiało powiedzieć, że na pewno nie należę do tych osób, którzy ukończenie szkoły będą zawdzięczać wyłącznie sprytowi i opanowaniu do perfekcji sztuki ściągania.
Grafika:
Komentarze [0]
Jeszcze nikt nie skomentował. Chcesz być pierwszy?