Oto wielka tajemnica wiary - złoto i dolary
W ostatnim okresie coraz częściej mówi się i pisze w mediach o mrocznej stronie Kościoła jako instytucji. Coraz więcej osób zabiera głos w tej dyskusji, mówiąc o niedociągnięciach, przekrętach, czy też nieznanych powszechnie wypaczeniach i nadużyciach. Kościół przez wiele lat nie reagował na te zarzuty, aż wreszcie za pontyfikatu obecnego papieża Franciszka coś drgnęło. Nadszedł czas bolesnych rozliczeń i przeprosin. Tym bulwersującym opinię społeczną na świecie tematem, zajął się także jeden z polskich reżyserów filmowych, znany dobrze kinomanom ze swoich wcześniejszych kontrowersyjnych i rozliczeniowych obrazów, Wojciech Smarzowski. Pod koniec września na ekranach polskich kin pojawił się "Kler", najnowszy film tego reżysera, który - jak rozumiem - jest jego osobistym głosem w trwającej dyskusji o kondycji kościoła, i który - jak to teraz widzimy - wymusił na rodzimych hierarchach kościelnych przerwanie zmowy milczenia i zachęcił ich do zabranie głosu w tej trudnej kwestii. Film poważny, przytłaczający, gorzki, ale bez wątpienia potrzebny.
“Kler” to dramat obyczajowy, który od chwili wejścia na ekrany robi w naszym kraju prawdziwą furorę. Smarzowski opowiada w nim historię trzech księży: Lisowskiego (Jacek Braciak), Kukuły (Arkadiusz Jakubik) i Trybusa (Robert Więckiewicz), których losy splotły się ze sobą przed laty na skutek pewnego tragicznego wydarzenia. Od tego czasu księża ci utrzymują ze sobą w miarę bliski kontakt i spotykają się w każdą rocznicę wspomnianego wydarzenia, by świętować swoje ocalenie z katastrofy. Poznajemy ich właśnie podczas jednej z takich zakrapianych imprez, która kończy się, gdy jeden z nich (w stanie upojenia alkoholowego) musi opuścić kompanów, by z ostatnim namaszczenia pojechać do chorej. Na ich przykładzie Smarzowski porusza problematykę całego środowiska. Pierwszy z wymienionych powyżej to idealista, całkowicie skupiony na swojej karierze. Owszem, dostrzega wokół siebie zło, ale sam nim już przesiąkł, stając się częścią tego specyficznego układu. Usilnie chce wyjechać do Watykanu, gdzie ma zamiar rozpocząć nowe życie, ale gdy napotyka na swojej drodze przeszkody, knuje intrygi godne filmu sensacyjnego. To bardzo ciekawa postać o psychopatycznej osobowości, pozbawiona zdolności współodczuwania. Drugi z wymienionych wydaje się być człowiekiem bardzo porządnym, szczerym, pobożnym, ale też okrutnie samotnym i nie radzącym sobie kompletnie ze sobą i dotykającymi go problemami. W pierwszych scenach widzimy co prawda, że cieszy się on szacunkiem parafian, ale to się zmienia, gdy zostaje posądzony o przestępstwo. Trzeci z nich posługuje na biednej parafii i żyje w związku ze swoją gosposią, co prowadzi go z kolei do wielkiego kryzysu wiary, depresji i alkoholizmu. Nad każdym z nich sprawuje nadzór bardzo cyniczny, chciwy, choć nie pozbawiony uroku i poczucia humoru, arcybiskup Mordowicz (Janusz Gajos), którego nazwisko nie jest tu bynajmniej przypadkowe. Wykorzystując nadrzędną względem nich "pozycję" w kościelnej hierarchii, tłumaczy im, jak powinni postępować, by te ich nadużycia nie kłuły zwykłych ludzi w oczy. I choć ta jego hipokryzja i oficjalne przyzwolenie na czynienia zła, musi zwyczajnego człowieka oburzać, to spostrzegawczy widz bez wątpienia dostrzeże też i takie cechy tej postaci, które ją trochę rehabilitują.
Smarzowski, reżyser i scenarzysta filmu w jednym (współscenarzystą jest Wojciech Rzehak), zapytany na festiwalu w Gdyni przez jednego z dziennikarzy, dlaczego wykorzystał akurat taki pomysł na pokazanie tak trudnej problematyki, odpowiedział, że wymyślił takie właśnie a nie inne postaci, bo zależało mu na pokazaniu ludzkiej twarzy kleru i odarciu go z przypisywanego mu przez część społeczeństwa sakralno - cudownego charakteru. Dzięki temu możemy teraz oglądać w tym jego filmie wielowymiarowe i wewnętrzne skonfliktowanie postaci, zmuszone do zmagania się ze swoimi słabościami, własną przeszłością, a także z instytucjonalnym betonem.
Według mnie „Kler” to naprawdę kawał dobrej roboty. Film obnaża mroczną stronę ludzi kościoła i pokazuje, jak działa kościelna machina propagandowa, nawiązując wprost do głośnych, znanych z przekazów medialnych przypadków nadużyć (budowa gigantycznego sanktuarium i związane z tym przekręty finansowe, niejasne kontakty księży z światem ludzi biznesu, politykami i dawnymi funkcjonariuszami SB). Mimo to nie zgadzam się z opiniami, że film ten pokazuje w negatywnym świetle wiarę czy religię. Jeśli już, to krytykuje niektórych księży jako jednostki, czy też Kościół jako instytucję, która nie cofnie się przed niczym dla zachowania władzy, wpływów czy też reputacji. Na szczęście Smarzowski powstrzymał się od subiektywnego spojrzenia na religijność i pokazania czarno - białej wizji tej instytucji. Na pewno nie wystawił również Kościołowi laurki, ale też nie stworzył jakiejś ośmieszającej go karykatury. Pod tym względem to film bardzo wyważony, balansujący między żartem, grozą i wzruszeniem, i nie uciekający się do prostych odpowiedzi.
Obsada i kreacje aktorskie są absolutnie świetne. Arkadiusz Jakubiak, Robert Więckiewicz oraz Jacek Braciak zagrali wręcz rewelacyjnie. Nieco rozczarowała mnie natomiast postać arcybiskupa, grana przez Janusza Gajosa, choć to rola ważna i zagrana naprawdę dobrze. Przypuszczam, że za bardzo zasugerowałam się zwiastunami, które zapowiadały kreację brawurową. Trzeba jednak uczciwie zauważyć, że czasu ekranowego Gajos za wiele nie dostał. Warto także docenić pracę operatorów, których ujęcia nie odbiegają od obecnych światowych trendów. Zwraca również uwagę ascetyczność formy (rozedrgana kamera, naturalizm i unikanie ozdobników). Reasumują, film ogląda się naprawdę dobrze, a czas absolutnie się nie dłuży.
Niektórzy zarzucają reżyserowi niezachowanie proporcji pomiędzy pokazywaniem zła i tego, co dobre w Kościele. Pytanie tylko, czy rzeczywiście powinno się wyznaczać takie proporcje i w jaki sposób je mierzyć. Czy jeśli mamy zdemoralizowanego arcybiskupa, to dla równowagi należałoby koniecznie wprowadzić jakiegoś nieskazitelnego moralnie kardynała? Moim zdaniem absolutnie nie, bo byłoby to raczej niepoważne. Nie warto też moim zdaniem na bazie tego obrazu rozstrzygać dylematu moralnego pt. "czy księża są źli, czy są dobrzy" i „czy ten film to cała prawda o klerze i Kościele”, bo może to spowodować, ze zaczniemy nazbyt powierzchownie interpretować zło, a to nie pozwoli nam z kolei dostrzec tego, co naprawdę ważne, czyli przejawów zła prawdziwego.
Uważam, że film ten nie tylko warto, ale i trzeba koniecznie zobaczyć. Nie wolno jednak nastawiać się w żaden sposób do poruszanych w nim zagadnień. Należy iść do kina tak, jak na każdy świetnie zrobiony, trzymający w napięciu thriller psychologiczny z wielowymiarowymi postaciami, wstrząsającymi i poruszającymi do głębi scenami oraz świetnymi dialogami.
Grafika:
Komentarze [7]
2018-10-31 21:38
Co prawda to prawda, ale tytuł mocno prowokacyjny
2018-10-31 20:50
Brawo za odwagę. Podjęłaś niełatwy temat, ale moim zdaniem dałaś radę
2018-10-30 18:10
@Tipo. Ćwicz kolego czytanie ze zrozumieniem, bo w tekście jest wszystko, co powinna zawierać recenzja. A swoją drogę ciekawe gdzie dostrzegłeś w tej recenzji antykatolicką retorykę?
2018-10-30 17:29
Recenzją tego czegoś nie można nazwać. Nie ocenia filmu, a jedynie popiera jego antykatolicką retorykę, a wręcz agitację. Poprawiłbym tytuł na “Stronnicza broszurka do wspaniałego filmu kler”.
2018-10-30 17:16
Zgadzam się ze film przytłacza i daje do myślenia. Ale to dobre kino. Recenzja naprawdę niezła.
2018-10-29 16:21
To ma być dziennikarstwo? Dno nie dziennikarstwo. To nie jest RECENZJA, a SUBIEKTYWNA OPINIA. Potem biorą takich do wyborczej czy newsweeka.
2018-10-29 16:19
To nie jest recenzja. To jest stronnicze zachwalanie nagonki na kościół.
- 1