Piątkowe granie
ENEJ
Zbliża się godzina 19.00. Czas wychodzić z domu. Zakładam adidasy, biorę bluzę i ruszam przed siebie. Po drodze zgarniam jeszcze koleżankę, żeby było mi trochę raźniej. W pobliżu „Tesco” słychać już muzykę. Z oddali ilość ludzi zgromadzonych na błoniach wygląda naprawdę imponująco, chociaż jest jeszcze widno. Pod sceną wyraźnie widać przewagę dzieciaków i młodzieży nad dorosłymi. Siadamy sobie z koleżanką na trawie.
Co jakiś czas przechodzą obok nas podekscytowane dziewczyny i komentują sprawę telebimu. Słychać piosenki znane z MustBeTheMusic, tj. „Myła Moja” czy „Radio Hello”. Pogo jest nieobecne, ale jak ktoś chce, to się buja. Grają nieźle, energicznie, żywo i przy tym dokładnie. Wokalista ma dobry kontakt z publicznością. Nacisk położony jest na nową płytę - „Folkorabel”. Dane jest nam zatem usłyszeć jeszcze „Amelię”, „Państwo B” czy „Pan Babilon”. Zaskoczenie wywołuje natomiast cover zespołu Kult „Wódka”. Po krótkiej „śpiewającej” konsternacji Enej schodzi ze sceny. Nie może się obyć oczywiście bez bisu.
KSU
Ludzie oczekują na gwiazdę wieczoru – zespół KSU. Kapela ma już na karku 30 lat grania. Oczekiwanie trwa i trwa. W międzyczasie Piotr Duma – prowadzący koncert – organizuje konkursy dla widzów. W końcu nadchodzi chwila, na którą wszyscy czekają. Po długim skandowaniu na scenie pojawia się legenda muzyki punkowej – KSU. Zaczyna się od żywiołowych kawałków m.in. „Pod Prąd”, „Martwy Rok”, a co za tym idzie – ludzie zaczynają skakać bez opamiętania (w końcu na to czekali). Bez glanów sztuka nieucierpienia jest trudna, zatem staram się bardzo uważać. Ludzie upominają się co chwilę o największy hit grupy, jak choćby „Jabol Punk”. Po godzinie pojawiają się nieprzyjemne incydenty – „wojny” subkultur. Skini wypatrują punków i metali z zamiarem dania im w czapę. Ochrona nie robi jednak nic, chyba że akcja toczy się tuż przy barierkach. Wtedy machają swoimi pałkami i rozdzielają uczestników „jatki”. Co jakiś czas ktoś zgłasza im alarm o „ryzyku pobicia”, ale goście w kombinezonach są dziwnie bezradni. Koncert trwa nadal. Przychodzi czas na instrumentalną partię basu i perkusji. Widać, że muzycy kochają to, co robią i lubią bawić się muzyką. KSU przechodzi od aneksu akustycznego do koncertu. Na scenie pojawiają się nowi muzycy i co za tym idzie inne instrumenty. Teraz mamy do czynienia m.in. z gitarami akustycznymi, fletem, skrzypcami. Wokalista Eugeniusz „Siczka” Olejarczyk zostawia swojego „elektryka” i siada na krześle, by śpiewać. Jest to refleksyjna partia koncertu. Słyszymy takie piosenki jak „Moje Bieszczady” czy „Za Mgłą”. Aż chce się śpiewać. Ludzie z przodu bujają się przy barierkach, niektórzy nadal skaczą. Po kilku piosenkach grupa znów przechodzi do elektrycznego grania. Słyszymy bardzo znanego „Pijanego Gówniarza”. Bójki najwyraźniej toczą się gdzieś nadal, bo wokalista zespołu wypowiada się o tym z ogromną dezaprobatą, mówiąc, że takie incydenty są naprawdę nie na miejscu, a zespół nie może się skupić. Kolejnym utworami są „Kto Cię obroni Polsko” i „Dno”. Później „Siczka” wykonuje spektakularny skok ze sceny grając przez cały czas na gitarze. Pod koniec koncertu słyszymy jeszcze utwór, o który publiczność prosiła od samego początku – „Jabol Punk”. Po ok. dwóch i pół godzinie kończy się koncert KSU. Nie zostaje nam nic innego, jak powoli odmaszerować, kierując się w stronę swoich domów.
Mam nadzieję, ze zgodzicie się ze mną, że piątkowy wieczór na tarnobrzeskich błoniach wypadł pod względem muzycznym naprawdę świetnie.
Grafika:
Komentarze [2]
2011-05-31 22:40
chyba zjadłaś porządne, a przynajmniej zadowalające zakończenie :)
2011-05-30 21:39
no niestety, szkoda że zamiast skupić się na muzyce częśc ludzi przychodzi tylko po to, żeby się nachlać albo wyżyc na innych… szkoda tez ze ochrona nie wykonuje tego za co im płaca… bo dni pod wzgledem muzycznym stoja na bardzo wysokim poziomie :))
- 1