Pierwszy na świecie kac-bar
Od wieków wiadomo, że następstwem każdej imprezy, na której spożywane są w dużych ilościach napoje wysokoprocentowe, jest morderczy kac, który przybiera różną postać. Najczęstsze objawy to boląca głowa, światłowstręt, niesamowita gastrofaza, rozkojarzony umysł i rozedrgane dłonie. To wynik reakcji obronnej organizmu, który próbuje się pozbyć toksycznych związków. Mózg jest w tym czasie tak nieprawdopodobnie mocno zaabsorbowany odbudowywaniem szarych komórek, że nie pozwala się skoncentrować nawet na najprostszych czynnościach.
Kac na szczęście mija. Zazwyczaj szybko, choć niekiedy ludzie męczą się z nim przez cały dzień, lecząc go tak, jak potrafią. Jedni piją hektolitry wody, soków lub kawy, inni jedzą coś na tłusto, a jeszcze inni łykają specjalne tabletki. Wszyscy zalegają jednak w łóżku i starają się nie myśleć o sobie w kategoriach człowieka upadłego. Wyjście z domu nie wchodzi wówczas raczej w grę. A może jednak nie?
Ostatnio znalazłam bowiem w sieci informację, że Holendrzy postanowili podać pomocną dłoń imprezowiczom i otworzyli w Amsterdamie pierwszy na świecie bar dla skacowanych. Brzmi trochę abstrakcyjnie - nieprawdaż? Dotychczas trochę naiwnie myślałam, ze każdy bar może być miejscem, w którym skacowani mogą uzyskać wsparcie w zwalczaniu tej przykrej dolegliwości, ale przecież bary nie czekają raczej na klientów od rana.
Joep Verbunt, jeden z pomysłodawców tego baru mówi tak: „Dzień po imprezie nigdy nie jest tak udany jak sama impreza. Aby pokonać kaca potrzebujesz wygodnego materaca, dobrego jedzenia, zabawy i wielu witamin. W Hangover Bar wszystkie te elementy są dostępne”.
Hangover Bar zlokalizowany jest przy Tweede Jan Steenstraat 80 w Amsterdamie, mieście znanym w świecie z pięknych mostów i wielkiej ilości rowerzystów (jak widać także z grubo zakrapianych imprez) i otwarty jest od piątku do niedzieli od 10 rano do 18. Zainteresowani usługą nie mają tam jednak szansy skorzystania z popularnej metody „czym się strułeś, tym się lecz”, bo w miejscu tym nie podaje się po prostu żadnego alkoholu. Przed wejściem czeka natomiast na ewentualnych gości obsługa z alkomatem, a wejście do środka możliwe jest po pozytywnym odczycie wyniku badania. Wnętrze baru przypomina, co widać na zdjęciach, tropikalną dżunglę połączoną z przytulną sypialnią. Nie widać tam jednak tapczanów „z odzysku”, na które da się patrzeć, ale bez obrzydzania nie da się na nich usiąść, lecz bardzo ekskluzywne i przytulne łoża. Do dyspozycji gości są tu też filmy, książki, gry video, czyli typowe „umilacze czasu”, bo - jak twierdzi wyżej wspomniany pomysłodawca - kaca trzeba po prostu godnie przetrwać.
W menu znajdziemy najróżniejsze dania, opracowane pod kątem zneutralizowania skutków kaca i szybkiego powrotu do dobrego samopoczucia. W polskich realiach byłby to zapewne rosół, barszczyk bądź flaki, a tam są to różne tłuste przekąski i suplementy diety. To samo dotyczy napojów. Królują tu smoothies, czyli warzywne i owocowe soki, których zadaniem jest jak najszybsze uzupełnienie wypłukanych z organizmu elektrolitów. Ci najmocniej sponiewierani i cierpiący mogą w tym miejscu również skorzystać z baru tlenowego i relaksujących masaży.
Autor tego pomysłu twierdzi dziś, ze miał to być jedynie performance, ale szybko przekonał się, że bar zaczął cieszyć się nadzwyczajnym powodzeniem, a klienci walą rzekomo drzwiami i oknami. No cóż, pogratulować pomysłu na biznes. A swoją drogą ciekawe, czy taki pomysł zyskałby uznanie wśród rodzimych imprezowiczów?
Grafika:
Komentarze [1]
2016-11-15 19:56
Cóż, Holendrzy to głęboko nieszczęśliwy naród, który jeszcze nie poznał na masową skalę cudownego działania wody spod ogórków kiszonych na zmęczony kacem organizm. I tak sobie żyją w tym nieszczęściu, próbując tę czarną rozpacz kaca przykryć fasadowym kac-barem. A przecież najprostsze rozwiązania są najlepsze. Aż dziw bierze, że nie skorzystali z wielowiekowej mądrości narodów słowiańskich, które kaca leczą kiszonymi ogórkami, kefirem, czyli kiszonym mlekiem, albo też kwasem chlebowym, czyli kiszonym wywarem z ciemnego chleba. Ale cóż – to typowo zachodnie poczucie wyższości nakazuje im wiecznie trwać w tym samym błędzie z coraz większym przekonaniem o jego słuszności. Soki owocowe na kacu? Błeeee!
- 1