Polskie Halloween
Rytmicznie wpuszczane i wypuszczane przez nozdrza powietrze odwzorowywały jedynie rytm pogmatwanych myśli, jakie plątały się w głowie Julii niczym palce mocno zaciskające się w pięść. Jej rumiane policzki przypominały kolorem owocową herbatę, która dawno już wystygła, choć zapach cytrusów jeszcze się z niej nie ulotnił. Kropla tego aromatycznego napoju spływała powoli po jej delikatnej dłoni. Wiedziała, że jednym ruchem palca potrafi wyczarować z niej postaci, które będą toczyły batalię w jej roztargnionych wizjach. Te jej rysunki nie były jakąś tam abstrakcją, a znacznie bardziej wyrazem jej planów i marzeń. Rysowała je, sądząc, że te wyimaginowane obrazy staną się kiedyś rzeczywistością. Kolejny łyk zimnej herbaty podrażnił nieco jej przełyk, ale nie zmniejszył uczucia herbacianej rozkoszy, Przenosiła napój z policzka do policzka, rozmyślając przy tym nad zakończeniem tej dręczącej ją refleksji.
Jej umysł był niezwykły. Otaczającą ją brutalność zamieniał w kwiat jaśminu, który ona zasadzała w głębi swych niebanalnych myśli. Potrafiła tym kwiatem zwabić potem każdą zagubioną istotę, przywracając w niej harmonię i układając z jej myśli pełną niezwykłych barw symfonię. Mimo tej wrodzonej finezji i wszechstronnego talentu, nie wyróżniała się jakąś inną niezwykłością. Była jak ta herbata, którą wielu ludzi pije z rana, rozpoczynając tak swój kolejny zwyczajny dzień.
Gdy dziewczyna bawiła się kubkiem z napojem, poczuła coś w sercu. Nie mogła złapać oddechu, a jej twarz z rozpromienionej stała się blada, jakby jej ciało w tej jednej chwili pozbawione zostało duszy. Wstała od stołu i gwałtownym ruchem wylała do zlewu resztę herbaty z kubka, zostawiając na dnie jedynie trochę fusów. Te ułożyły się w kształt, przypominający jej niespełnione marzenia. Dziewczyna wybiegła czym prędzej z domu z nadzieją, że tym samym zostawi za sobą całą wiarę w niemożliwe. Szła teraz - jak co dzień - po nierównym chodniku do szkoły.
W drodze spojrzała na swoją rękę, na której widniał jeszcze obraz, jaki namalowała tam wczesnym rankiem. Próbowała go zmazać drugą dłonią, jednak okazało się to niemożliwe. Gdy dotarła do celu, pewnym ruchem chwyciła za klamkę drzwi wejściowych. Ku jej ogromnemu zaskoczeniu drzwi były zamknięte, chociaż był środek tygodnia. Nieco zdezorientowana zajrzała przez okno do sali matematycznej i osłupiała. Zauważyła tam bowiem siebie, choć jej postać różniła się od jej aktualnego wyglądu. Dokładnie była tam na oko dwunastoletnia dziewczyna w fartuszku, z dwoma kucykami. Siedziała w ławce i na pożółkłych kartkach papieru zapisywała polecenia nauczyciela. Głowę miała opuszczoną, a strach emanował z niej tak wyraźnie, że oczy Julii zeszkliły się, jakby miały zaraz wydobyć z siebie cały ukrywany smutek. Nauczyciel mówił coś twardym i donośnym głosem po niemiecku. Julia uczyła się niemieckiego, zrozumiała więc, że mówił coś o rzetelności, pracowitości i oddaniu narodowi niemieckiemu. Julia kompletnie nie rozumiała, co się tu dzieje i przyglądała się całej tej scenie jak zahipnotyzowana. Po upływie kilku minut jej uwagę przykuł duży napis umieszczony na tablicy ogłoszeń "Polenschule". Ten napis przywołał jej w pamięci wykład profesora od historii, który opowiadał im kiedyś o pewnej organizacji funkcjonującej w okresie drugiej wojny, której zadaniem było przygotowanie dzieci na podbitych przez Niemców terenach do przymusowej pracy na rzecz III Rzeszy. Jedyną umiejętnością, jaką musiały tam dzieci opanować było nauczenie się pisanie swojego imienia i nazwiska oraz arytmetyki po niemiecku. Julia postanowiła szybko opuścić miejsce, które zajmowała, mając nadzieję, że te niezwykłe wizje znikną wraz ze zmianą scenerii. Usłyszała jednak w tej chwili znajome głosy dobiegające z pokoju nauczycielskiego. Zajrzał przez okno, rozpoznając wszystkich dobrze sobie znanych nauczycieli. Zauważyła również swojego wychowawcę, Michała, nauczycielkę od biologii oraz ulubionego profesora od historii. Zobaczyła też swojego ojca, który uczył w tej szkole. Wszyscy stali w jednym rzędzie na baczność, spoglądając z pogardą i nienawiścią na stojących przed nimi żołnierzy ze swastyką na piersi. Ci zaś trzymali w rękach karabiny maszynowe, a na ich głowach spoczywały solidne hełmy.
Julia postanowiła, że musi się dostać do środka, aby powstrzymać to, co za chwilę może się tam wydarzyć, a byłby to bez wątpienia największy koszmar w jej dotychczasowym życiu. Usiłowała zwrócić na siebie uwagę, uderzają z całych sił rękoma w okno, które jawiło się jej teraz jako wrota do prawdziwego piekła. Była jednak całkowicie niewidzialna dla tych żołnierzy, którzy zamierzali popełnić okrutną zbrodnię. Kiedy ci unieśli lufy karabinów i wymierzyli je w osoby tak bliskie jej sercu… odwróciła oczy i ruszyła przed siebie, wyrażając wszystkie nagromadzone w sobie emocje przerażającym krzykiem bezradności. Biegnąc, usłyszała tylko głośny huk, który dobiegł z pokoju nauczycielskiego, po czym wszystko ucichło.
Na dłoni, na której nadal widoczne były ślady porannego fantazjowania, poczuła ból. Nie był on jednak na tyle silny, by stłumić dramatyczne przeżycia sprzed chwili, ale w jakiś magiczny sposób przeniósł ją na powrót w domowe zacisze, gdzie zaczęła ten niezwykły dzień. Na blacie stołu w kuchni nadal widoczna była rozlana herbata, a pod stołem kręcił się pies, który warczał na leżące tam rozbite naczynie. Dziewczyna wstała z kanapy, wyjęła z kredenzu mały znicz, spojrzała na rozmazaną na ręce wizję swoich marzeń, ubrała się i bez pośpiechu wyszła z domu, by zapalić ten dziękczynny płomień tym, którym ją zawdzięcza.
Grafika:
Komentarze [0]
Jeszcze nikt nie skomentował. Chcesz być pierwszy?