Szkolna Gazeta Internetowa Liceum Ogolnoksztalcacego im. Mikolaja Kopernika w Tarnobrzegu

Prawie jak „Chłopcy z ferajny”   

Dodano 2014-02-17, w dziale recenzje - archiwum

Gdy ponad rok temu reżyser David O. Russell przedstawił światu swój „Poradnik pozytywnego myślenia”, krytycy i widzowie oniemieli z zachwytu. Dziś ponownie gościmy na ekranach dzieło tego twórcy i ponownie się zachwycamy. „American Hustle” to wciągająca i zabawna historia, trudna jednak do sklasyfikowania. Trochę tu komedii, trochę dramatu i trochę kryminału. Reżyser dorzucił do tego jeszcze fantastyczną obsadę i efekt jest, jaki jest, czyli znakomity.

/pliki/zdjecia/ah1_0.jpgO. Russell jest twórcą, który nie ogranicza się do jednego gatunku. Po dość nietypowej historii miłosnej wziął się za luźno oparty na faktach kryminał. Nie zrezygnował jednak z koncepcji komediowej i zamiast mrocznego kina w stylu noir, zaserwował nam przyjemną w odbiorze komedię, ze skrywanymi dramatami ludzi, którzy nie godzą się z własnym życiem. Co ciekawe, widz po wyjściu z kina nie czuje się bynajmniej przygnębiony i nie zadaje sobie niezliczonej ilości pytań na temat własnego życia, natomiast ma poczucie miło spędzonego czasu, bo doświadczył inteligentnej i solidnie zrobionej rozrywce. Recenzując ten film nie da się jednak uniknąć skojarzeń z „Poradnikiem pozytywnego myślenia”. W obu produkcjach mamy jeden wielki chaos. Nie ma w nich miejsca na spokojne, długie sceny, filmowane nieruchomą kamerą. Wszystko pokazane jest tu dynamicznie. Kamera szaleje jak podczas trzęsienia ziemi, muzyka gra głośniej w kulminacyjnych momentach scen, a postacie nie należą do gatunku ludzi cichych i spokojnych. Ale reżyser – jak na prawdziwego mistrza przystało - ani na chwilę nie traci nad tym wszystkim panowania, doskonale wie, kiedy zwolnić rytm, a kiedy podkręcić go ze zdwojoną siłą. To sprawia, że jego filmy to zawsze pokaz filmowej formy, a z O. Russella czyni twórcą kina autorskiego. Jego styl, (możliwe, że nieco inspirowany stylem Martina Scorsese) doskonale pasuje do „American Hustle”.

Akcja filmu dzieje się w latach siedemdziesiątych w New Jersey. Głównym bohaterem jest oszust, niejaki Irving Rosenfeld (Christian Bale), który wraz z kochanką Sydney Prosser (Amy Adams), podającą się za Angielkę Lady Edith, bogaci się na oszukiwaniu zdesperowanych ludzi, naiwnie myślących, że robią z nim dochodowe interesy. Para wpada w końcu w sidła FBI, za sprawą ambitnego agenta Richiego DiMaso (Bradley Cooper). Ten zachęca ich potem do współpracy, w zamian za oczyszczenie z zarzutów. Mają mu pomóc mu w zdobyciu dowodów, które mogłyby posłużyć do postawienia zarzutów i aresztowania skorumpowanych polityków i mafiosów. Jedną z ich ofiar staje się jednak uczciwy burmistrz Carmine Polito (Jeremy Renner), z którym Irving się nawet zaprzyjaźnia. Ta przyjaźń wzbudzi w Irvingu wyrzuty sumienia, gdyż na początku operacji sam przekonał go do nieumyślnego wzięcia łapówki. Dużą rolę w tej historii odgrywa żona Irvinga, Rosalyn (Jennifer Lawrence), zaniedbywana, siedząca całymi dniami w domu. Gdy w końcu z niego wyjdzie, wprowadzi jednak trochę bałaganu.

/pliki/zdjecia/ah2_0.jpg„American Hustle” to dzieło świetnie wyreżyserowane, z nastrojową ścieżką dźwiękową i dobrze wykonaną pracą operatorską. Jednak największą zaletą tego obrazu jest znakomite aktorstwo. Gwiazdorską obsadę do swoich filmów zatrudnia wielu reżyserów, ale O. Russell jest jednym z nielicznych, który potrafi wykrzesać z nich pełnię ich talentu. Tak było w „Fighterze”, tak było w „Poradniku…” i tak jest też tutaj. Christian Bale, który przytył na potrzeby filmu aż 18 kg, jest doskonały w roli Irvinga, sympatycznego i spokojnego oszusta z tupecikiem na głowie. Jego kochanka, grana przez Amy Adams, jest wybuchowa, łatwo ją zezłościć, jest zła na Irvinga, że nie chce opuścić żony i szuka pocieszenia w ramionach DiMaso. Ta rola, zagrana przez Bradleya Coopera, spodobała się mi najbardziej. Ten chorobliwie ambitny człowiek robi wszystko, by akcja, którą uważa za swoją, zakończyła się powodzeniem. Przyświeca mu przy tym zasada, że cel uświęca środki. Najbardziej barwną rolę dostała jednak Jennifer Lawrence. Jej Rosalyn to postać, którą od początku darzy się sympatią, a jednocześnie się jej nie lubi. Zaniedbywana przez męża, dba jedynie o własne sprawy, ale widzowie od razu ją usprawiedliwiają, gdyż czują, że jest niechciana i bardzo samotna. Grono aktorskie dopełnia jeszcze Jeremy Renner, który bardzo przekonująco wykreował jedynego, w pełni pozytywnego bohatera w tym filmie. Świetną pracę wykonali również scenarzyści. Postacie są dokładnie dopracowane, a ich działania wiarygodnie uargumentowane. O. Russell nie potępia swoich filmowych postaci, kibicuje każdej z osobna, przez co widzom bardzo łatwo jest się z nimi utożsamić. Wzbudzają oni sympatię i kibicuje się im i trzyma się za nich kciuki, by osiągali swoje cele, chociaż wiemy, że nie są one raczej spójne.

Od strony wizualnej film prezentuje się również nienagannie. Budujące nastrój kostiumy, nienachalna scenografia i ładne zdjęcia (pełne dynamicznych ujęć), bardzo dobrze wpasowały się w koncepcje reżysera. Oglądając ten film łatwo odnieść momentami wrażenie, /pliki/zdjecia/ah3.jpgże jednym z zamiarów reżysera było oddanie hołdu gangsterskiemu kinu Martina Scorsese. Kilka scen przywołuje na myśl jak nic słynnych „Chłopców z ferajny” (chociażby ta, w której Irving poznaje Sydney). A do tego zamiana roli narratora (jedno opisuje drugie), chwyt, który 24 lata temu jako pierwszy zastosował Scorsese. Obsadzenie w roli gangstera Roberta De Niro jeszcze bardziej przywołuje na myśl legendarne dzieło tego wielkiego mistrza. Nie wiem, czy efekt ten był zamierzony, czy po prostu mamy do czynienia ze zwykłą zrzyną, ale mam nadzieję, że jest to raczej to pierwsze.

„American Hustle” nie jest filmem odkrywającym jakąś wielką tajemnice życia i nie zmusza nas do głębokich refleksji na ważne tematy. Jest to po prostu bardzo dobra i inteligentna rozrywka, przy której można miło spędzić czas, nie wyłączając przy tym myślenia. Jednak od bohaterów można się sporo nauczyć. Naukę tą dostrzegą jednak tylko ci widzowie, którzy tego chcą, jeśli nie, efekt wcale nie musi być gorszy.

Dzieło O. Russella to pokaz filmowej formy, udekorowany kostiumami, scenografią i fantastyczną obsadą, pozostawiający miłe doznania po wyjściu z kina i do którego chce się wracać.

Grafika:

Oceń tekst
  • Średnia ocen 4.8
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
  • 6
Średnia ocena: 4.8 /24 wszystkich

Komentarze [2]

~jestembogiem
2014-02-19 00:09

film trzymający w napięciu jak Trynkiewicz przedszkolaka, akcja porównywalna do doznań towarzyszących przy obieraniu ziemniaków. klimat, kostiumy i obsada pomijając spasionego batmana) to jedyny atut tego filmu…

~ja
2014-02-18 13:46

Dafuq? Prawie jak “Chłopcy z ferajny”?? Jak w ogóle można porównać te dwa filmy? Poza tym jeżeli nie umiesz napisać o filmie tak żeby nie sypać spojlerami to nie pisz… mocne 1.

  • 1

Dodaj komentarz

Możesz używać składni Textile Lite

Aby wysłać formularz, kliknij na żyrafę (zabezpieczenie przeciw botom)

Najaktywniejsi dziennikarze

Artemis 27artemis
Hush 15hush
Hikkari 11hikkari

Publikujemy także w:

Liczba osób aktualnie czytających Lessera

Znalazłeś błąd? - poinformuj nas o tym!
Copyright © Webmastering LO Tarnobrzeg 2018
Do góry