Prawo do szczęśliwego dzieciństwa
W sztuce nie powinno być tematów tabu. Artyści niechętnie godzą się także na jakiekolwiek ograniczenia, wolą przełamywać bariery i pewnie dlatego tak chętnie wykorzystują w swoich pracach symbolikę religijną. Przetwarzają ją artystycznie i pokazują potem często w sposób mocno kontrowersyjny, budząc skrajne emocje. Nasuwa się wtedy pytanie, czy czynią to, by zwrócić uwagę na określony problem, czy też może zależy im tylko na tym, by zaistnieć w hermetycznym świecie sztuki?
Kubański fotografik, Erik Ravelo, pracujący obecnie we Francji, postanowił jako kolejny artysta zaryzykować i sięgnął w swojej pracy po motyw religijny. Przy wydatnej pomocy znajomych i ich dzieci, wykonał projekt fotograficzny, który zatytułował „Nietykalne” (ang. The Untouchables). Gdy natrafiłam w sieci na wykonane przez niego fotografie, byłam zszokowana i zniesmaczona. Zaczęłam się zastanawiać, czy to na pewno jest jeszcze sztuka i co takiego myślał sobie autor, gdy te swoje dzieła tworzył.
Cykl zdjęć, wykonanych przez Ravelo, przedstawia półnagie dzieci, upozorowane na Jezusa Chrystusa przybitego do krzyża. Różnica polega jedynie na tym, że u tego artysty krzyż zastąpiony został żywymi ludźmi, reprezentującymi różne zawody i społeczności. Znajdziemy tu więc postaci kardynała, lekarza, żołnierza, sprzedawcy broni czy Ronalda McDonalda, a wspomniane powyżej dzieci zostały zainstalowane na ich plecach. Ravelo twierdzi, że to jest jego protest przeciw łamaniu prawa dzieci do szczęśliwego dzieciństwa.
Projekt ten ma zatem na celu zwrócenie uwagi ludzi na całym świecie na prawa dziecka i problem, jakim jest dziś wykorzystywanie dzieci przez dorosłych w różnych niecnych celach. Postacie symbolizujące krzyż, winny nam uświadamiać, kim - według autora - są najczęściej oprawcy dzieci. Sposób ustawienia postaci na fotografiach przedstawia nie tylko relacje miedzy ofiarą a sprawcą przestępstwa, który dziecko wykorzystał, a potem odwrócił się od niego, nie mając odwagi spojrzeć mu w twarz, lecz także relacje między ofiarą a tymi ludźmi, którzy wolą nie widzieć tego problemu. Ravelo krytykuje w swoim cyklu fotografii tak powszechne zjawiska współczesnego świata jak pedofilia księży, seksturystyka w Tajlandii, angażowanie dzieci w konflikt zbrojny w Syrii, nielegalny handel dziecięcymi organami w Brazylii, idiotyczne prawo do posiadania broni przez małoletnich w USA, narażanie dzieci na wpływ promieniowania jądrowego w Japonii oraz otyłość dzieci, które padły ofiarą sprytnych programów marketingowych i operacyjnych przemysłu fast food.
W przypadku tej kampanii nie sprawdziło się jednak w moim przypadku powiedzenie, że im człowiek mniej wie, tym lepiej śpi. Po obejrzeniu wszystkich fotografii byłam tak poruszona, że nie tylko nie mogłam zasnąć, ale i przez dłuższą chwilę nie potrafiłam znaleźć sobie w domu miejsca. Czułam, że powinnam coś natychmiast zrobić. Miałam ochotę skomentować te zdjęcia na profilu autora, ale po chwili doszłam do wniosku, że najpierw powinnam jednak ochłonąć i bliżej zapoznać się z tematem.
Przyznaję, Ravelo nie wybrał zbyt przyjemnego dla oczu sposobu zwrócenia uwagi społeczności międzynarodowej na problem. Można wręcz powiedzieć, że pokazał nam go w sposób odrażający. No, ale zastanówmy się. Gdyby zrobił to inaczej, przyjemniej dla oka i napisał, że należy w tej jakże słusznej sprawie zacząć działać, to zwrócilibyśmy na to uwagę? Nie sądzę. Większość przeszłaby obok tego jego apelu obojętnie. Może znaleźliby się i tacy, którzy by tę akcję wsparli, ale - jak znam życie - zapomnieliby o niej bardzo szybko lub odłożyli swoją aktywność na dalszy plan. W końcu dzieci nie zające, nie uciekną - prawda? Artysta wiedział doskonale, że delikatne pokazanie tak poważnego problemu to strata czasu i dlatego zrobił zdjęcia, które wżerają się w mózg i zostają w pamięci na długo. Zdjęcia, o których nie da się po prostu zapomnieć.
Cykl "Nietykalne" ma więc swoje mocne strony, ale też i kilka słabości. Jego niewątpliwym atutem jest także globalny charakter i sposób przedstawienia wiktymizacji w kontekście międzynarodowym. Warto też zauważyć, że Ravelo wykonał swoje fotografie, ograniczając wykorzystanie środków technicznych do minimum, co przełożyło się na ich wymowę i sprawiło, że są tak przekonujące i przyciągają uwagę odbiorcy.
Ravelo opublikował te zdjęcia na swoim profilu na Facebooku i chyba nie dziwi to nikogo, że prawie natychmiast wywołały nimi skrajne komentarze internautów. Jedni byli zachwyceni i nie szczędzili autorowi wyrazów uznania, podczas gdy inni stanowczo krytykowali zarówno pomysł, jak i jego wykonanie. Jedni poczuli się urażeni. Inni zarzucili autorowi propagowanie dziecięcej pornografii. Nikt nie deklarował jednak oburzenia poruszonym przez autora tematem. Pojawili się też tacy, którzy zaczęli wywierać presję na zarządzających Facebookiem, domagając się, by ci zablokowali publikację tych zdjąć bądź też je usunęli. Na szczęście ich działania nie przyniosły oczekiwanego przez nich rezultatu. Ravelo naraził się także na ostrą krytykę ze strony Kościoła Katolickiego i ludzi wierzących, którzy, za bardzo skupili się jednak na samych zdjęciach, zapominając zupełnie o problemie i niezwykle istotnym przesłaniu tych fotografii. W jednej z argentyńskich gazet pojawił się z kolei tekst, którego autor domagał się od artysty usunięcia z całego cyklu tylko jednego ze zdjęć, zdjęcia kardynała. Czyżby zdaniem tego dziennikarza inne dotykały problemów mniej ważnych, nad którymi można już przejść do porządku dziennego? Włoska prasa pisała też o możliwym bluźnierstwie (dzieci przedstawiono w pozycji ukrzyżowania, podobnej do przedstawień Jezusa w jego ostatnich ludzkich godzinach). W tej akurat kwestii ja także mam mieszane odczucia. Uważam, że można było zastąpić symbol ukrzyżowania jakimś innym, który nie odnosiłby się tak bezpośrednio do religii chrześcijańskiej. Ale nie chcę ingerować w prawo autora do wyrażania swoich emocji w taki sposób, jaki uważa za najodpowiedniejszy. Cóż, zdaniem Ravelo był to po prostu najlepszy sposób na pokazanie dramatu dzieci, które cierpią za sprawą dorosłych i niosą na swoich barkach ten przysłowiowy krzyż w imię odkupienia win swoich prześladowców?
Zdjęcia zrobiły jednak furorę, wzbudzając gwałtowne dyskusje. Zastanawiam się tylko, czy ich popularność pomoże w osiągnięciu zamierzonego przez autora celu i czy ludzie na świecie zaczną wreszcie zwracać większą uwagę na problem wykorzystywania dzieci i ich prawo do szczęśliwego, radosnego dzieciństwa? Mam nadzieje, że tak się stanie, gdyż to właśnie ci młodzi ludzie są przyszłością tego świata.
Projekt Erika Ravelo uważam osobiście za bardzo ważny i społecznie potrzebny. Nie podoba mi się wprawdzie nawiązanie autora do chrześcijańskiej symboliki, motywu ukrzyżowania, ale rozumiem też wyjaśnienie autora, którego zdaniem symbol ten nie jest niczyją prywatną własnością, dlatego on, jako katolik, a więc osoba, która rozumie znaczenie tego symbolu, pozwolił sobie go wykorzystać, bo jak żaden inny przykuwa on uwagę ludzi na całym świecie, bez względu na kolor skóry czy wyznanie. Doceniam również fakt, że artysta ten rozumie współczesny świat i wie, że dziś można poruszyć ludzkie sumienia tylko przez tak niekonwencjonalne i kontrowersyjne przedstawienie problemu, co niewątpliwie mu się udało.
Grafika:
Komentarze [2]
2014-05-18 11:59
Jeśli te fotografie są dla Ciebie odrażające, to chyba mało w życiu widziałaś... A symbolika chrześcijańska pasuje tutaj idealnie. Bo w końcu fotograf przedstawia problemy społeczeństwa które jest w większości chrześcijańskie i w ten sposób ukazuje hipokryzję.
2014-05-15 22:05
Super :) Na takie coś czekałem. Powiem szczerze że te fotki są genialne.
- 1