Rok 2020 - kultura w czasach pandemii
Rok 2020 za nami. Wielu ludzi, z którymi o nim rozmawiałam, rozstało się z nim bez żalu, twierdząc nie bez racji, że znajdzie on z pewnością w przyszłości swoje odzwierciedlenie w podręcznikach szkolnych. Trudno się z tym nie zgodzić, ponieważ w minionym roku miało miejsce naprawdę wiele bardzo istotnych wydarzeń zarówno w naszym kraju jak i w skali globalnej. Najważniejszym z nich jest jednak bezsprzecznie wybuch i przebieg pandemii COVID-19 i powiązane z nią lockdowny (zamknięcie teatrów, sal koncertowych, kin, sal wystawowych, galerii sztuki, muzeów i wielu innych nie mniej ważnych obiektów kultury), co nie pozostało bez wpływu na kulturę, a w związku z tym i na życie bardzo wielu ludzi na całym świecie.
Pod koniec roku 2019 Sejm RP ustanowił patronów roku 2020. Uhonorowani zostali: św. Jan Paweł II, hetman Stanisław Żółkiewski (znakomity strateg i wódz oręża polskiego, pełniący szereg ważnych urzędów w I Rzeczypospolitej), Roman Ingarden (jeden z najwybitniejszych polskich filozofów, profesor akademicki i autor ponad 220 prac naukowych) oraz Leopold Tyrmand (wybitny polski pisarz, dziennikarz i publicysta z lat 50. i 60.). 2020 rok był także rokiem Bitwy Warszawskiej z 1920 roku oraz Zaślubin Polski z morzem w Pucku. Z tej racji zaplanowano oczywiście w całym kraju masę wydarzeń kulturalnych, które z racji rygorystycznych obostrzeń sanitarnych szybko odwołano. Tak więc po kilkunastu tygodniach roku 2020 wkroczyliśmy wbrew woli i oczekiwaniom na kulturową pustynię.
Chyba wszyscy zdają sobie sprawę, że przez pandemię szeroko rozumiana kultura, a głównie jej twórcy oraz jej miłośnicy ponieśli ogromne straty i to w wielu wymiarach. Naturalnie nie wszystkich twórców kultury sytuacja ta dotknęła równomiernie. Zdecydowanie najgorzej los potraktował artystów scenicznych, przyzwyczajonych przez lata do występów na żywo przed publicznością, bo tym odebrał możliwość zarobkowania. Człowiek potrafi jednak naprawdę wiele znieść i odnaleźć się w różnych często niekorzystnych dla siebie sytuacjach. Tak było i w tym przypadku. Wielu artystów, zmuszonych sytuacją, walcząc o przetrwanie, przeniosło prawie natychmiast swą działalność do Internetu. Strach pomyśleć, jak potoczyłyby się losy wielu z nich, gdyby nie to tak często krytykowane narzędzie. Dzięki Internetowi mogliśmy więc oglądać koncerty domowe lub studyjne swoich ulubieńców i cieszyć się spektaklami, które za darmo lub za niewielką opłatą mogliśmy oglądać za pośrednictwem różnych portali. Dzięki niemu miłośnicy sztuki mogli podtrzymać z nią kontakt, przeżywać kolejne emocje i śledzić rozwój karier swoich idoli. Przypuszczam też, że bardzo wielu ludzi, niekiedy chyba z nudów, zetknęło się, a niekiedy zapewne i przekonało do nowych dla nich odmian kultury, a ci najbardziej leniwi mogli sobie obejrzeć dokonania swoich ulubieńców nie ruszając się z wygodnych domowych foteli. Na początku nawet nas to bawiło, a nawet satysfakcjonowało, ale z czasem zaczęło irytować. Wtedy przekonaliśmy się, że nie ma to jednak jak kontakt ze sztuką na żywo i do tego w naturalnej dla niej scenerii.
Rok 2020 zapowiadał się znakomicie w temacie premier filmowych. Niestety. Zobaczyliśmy tylko kilka z zapowiadanych tytułów, a większość z nich przesunięto na kolejny rok (niektóre nadal nie mają ustalonej daty). Myślę tu choćby o takich produkcjach jak „Nie czas umierać” z Danielem Craigiem w roli agenta 007, „Matrix 4”, „Diuna”, „Top Gun: Maverick”, „Fast & Furious 9”, „Ghostbusters: Afterlife”, „Black Widow” i wielu innych, na które kinomani się nie doczekali. Zdążono ich uraczyć zaledwie kilkoma nowymi tytułami, z których największe wrażenie wywarły chyba: „Gambit królowej”, „Ludzie i bogowie” czy też „Sala samobójców. Hejter”. Niestety i tym razem trafiły się filmy, które mocno rozczarowały jak choćby „Psy 3. W imię zasad”, Władysława Pasikowskiego, „Mank” Davida Finchera, „Tenet” Christophera Nolana, „W głębi lasu” Bartosza Konopka, czy „365 dni” Barbary Białowąs. Reasumując był to rok kiepski zarówno dla aktorów, jak i dla miłośników sztuki filmowej i teatru. Ale świat się jednak nie zatrzymał i jeśli w kolejnym roku sytuacja wróci do normy, a jest na to szansa, to może być on podwójnie atrakcyjny, szczególnie pod względem ilości premier filmowych i teatralnych. W 2020 roku pożegnaliśmy również zaskakująco wielu wybitnych aktorów. Na zawsze odszedł Kirka Douglasa - jeden z największych gwiazdorów „Złotej Ery Hollywood”, Sean Connery - brytyjski aktor, reżyser, producent filmowy i scenarzysta, Maxa Von Sydow -szwedzki aktor charakterystyczny, odkryty przez Ingmara Bergmana, czy Chadwick Aarona Bosemana - amerykański aktor i producent filmowy. Nie mniej, a może nawet bardziej boli śmierć wielu wybitnych rodzimych aktorów: Pawła Królikowskego, Emila Karewicza, Piotra Machalicy, Wojciecha Pszoniaka, Dariusza Gnatowskiego, Andrzeja Strzeleckiego czy też Katarzyny Łaniewskiej.
W muzyce, wbrew temu co napisałam powyżej, działo się jednak całkiem sporo. Muzycy co prawda nie ruszyli w trasy i nie mieli zbyt wielu możliwości koncertowania, za to mieli go aż nadto, by skoncentrować się na pracy nad nowym materiałem. Wielu wykorzystało tę okazję maksymalnie tworząc i wydając w trakcie roku nawet kilka płyt. Inni wydali swoje debiuty. Chciałabym polecić wam płytę aktora musicalowego Jana Traczyka „Nadal jestem” oraz płytę Krzysztofa Zalewskiego „Zabawa”. Fani Anny German również mieli szansę odkryć na nowo utwory tej piosenkarki, dzięki płycie, na której jej piosenki śpiewają młode polskie wokalistki (ciekawy materiał można też obejrzeć na kanale „Międzynarodowy Festiwal Piosenki – Anna German”). Jak pisałam powyżej branża koncertowa w minionym roku praktycznie przestała istnieć, ale za to prawie od razu pojawił się nowy trend - występy online. Dzięki niemu dane nam było zobaczyć w sieci choćby solowy występ Nicka Cave’a, serię koncertów Gorillaz w różnych strefach czasowych – nadawanych z ich własnych domów, a 18 kwietnia wielką światową akcję koncertową pod hasłem Together at Home, zorganizowaną pod patronatem WHO, w której sławni artyści (z Lady Gagą na czele) wypełnili nam wieczór, łącząc się ze swoimi fanami ze swoich salonów i sypialni. U nas pojawiły się natomiast ciekawe imprezy muzyczne telewizyjnej Dwójki z publicznością, która oklaskiwała wykonawców z własnych samochodów (Niemcy organizowali w ten sposób imprezy techno). Mnie bardzo spodobała się charytatywna akcja #Hot16Challenge, zapoczątkowana przez rapera Solara, która miała dowieść, że polski hip hop potrafi się angażować i lubi pomagać innym (akcja polegała na stworzeniu w ciągu 72 godzin piosenki i zarapowaniu jej – choć zdarzały się też wykonania śpiewane). Przyłączył się do niej nawet obecny prezydent RP Andrzej Duda, który nagrał słynną już „Szesnastkę” o ostrym cieniu mgły. Oczywiście głównym celem tej akcji była zbiórka pieniędzy na wsparcie medyków w walce z koronawirusem, ale zabawa także była przednia. Warto zauważyć, że numer wykonany przez prezydenta RP, miał znacznie więcej odsłon, niż numery większości profesjonalnych artystów, którzy podjęli się wykonania tego zadania. Rok 2020 to jednak również pożegnania z wybitnymi kompozytorami, wokalistami i instrumentalistami. Chciałabym w tym miejscu przypomnieć tych, których z pewnością fani muzyki nigdy nie zapomną: Kenny Rogers - śpiewający aktor, kompozytor oraz tekściarz, Juliette Gréco - obdarzona charakterystycznym głosem legenda francuskiej piosenki, Little Richard - amerykański muzyk, legenda rock’n’rolla, Piotr Szczepanik – największa polska gwiazda piosenki lat 60. i 70. XX wieku, Ewa Demarczyk - legendarna polska piosenkarka, wykonująca utwory z nurtu tzw. poezji śpiewanej, Ennio Morricone - włoski kompozytor i dyrygent, autor rewelacyjnej muzyki do ponad 500 filmów, Krzysztof Penderecki - polski dyrygent i kompozytor muzyki klasycznej, Romuald Lipko - kompozytor, współzałożyciel Budki Suflera i autor piosenek dla wielu innych polskich artystów, Peter Green - brytyjski gitarzysta, założyciel i lider grupy Fleetwood Mac, Eddie Van Halen - amerykański wirtuoz gitary i jeden z założycieli zespołu Van Halen.
Dla literatury rok 2020 najgorszy nie był. Niektórzy twierdzą, że był to rok słodko-gorzki, z dominującą nutą goryczy. Pandemia koronawirusa przyczyniła się bowiem do odwołania tradycyjnych targów książki (choćby tych w Krakowie) i uroczystych imprez związanych z rozdaniem literackich nagród, a organizatorów wielu literackich festiwali i innych wydarzeń zmusiła do pracy w nietypowych warunkach. Stąd wydarzenia te odbywały się zazwyczaj w trybie hybrydowym lub całkowicie online. Zamknięto także biblioteki, muzea, galerie sztuki, domy kultury i nagminnie odwoływano przez cały rok zaplanowane spotkania autorskie w księgarniach i bibliotekach. Tak więc i życie literackie przeniosło się jak widzicie w dużej mierze do internetu. Co ciekawe statyści odnotowali wzrost internetowej sprzedaży książek, ale alkoholu też sprzedano więcej niż zwykle, stąd nie wyciągałabym z tej informacji zbyt pochopnych wniosków. Dla twórców był to mimo wszystko niezły rok, gdyż przyznano im wszystkie liczące się nagrody literackie. W naszym kraju Radek Rak za „Baśń o wężowym sercu albo wtóre słowo o Jakóbie Szeli” otrzymał nagrodę Nike, Dominika Słowik za powieść „Zimowla” otrzymała „ Paszport Polityki”, Dorota Kotas za „Pustostany” nagrodę Conrada, Katarzyna Kobylarczyk za reportaż literacki „Strup. Hiszpania rozdrapuje rany” nagrodę im. Ryszarda Kapuścińskiego, a Barbara Sadurska za „Mapę” nagrodę im. Witolda Gombrowicza (najlepszy debiut ). W 2020 roku w Wydawnictwie Literackim ukazała się również pierwsza po otrzymaniu nagrody Nobla nowa książka Olgi Tokarczuk „Czuły narrator”. Niestety, w minionym roku pożegnaliśmy także kilku wybitnych prozaików i poetów. Pozwólcie, że wspomnę tylko o Carlosie Ruizie Zafón - pisarzu, którego uważa się za kulturalną wizytówką Hiszpanii, czy Jerzym Pilchu, którego uważa się z kolei za jednego z najwybitniejszych współczesnych polskich literatów.
Jak widzicie w 2020 roku, mimo poważnych obostrzeń związanych z pandemią, działo się w kulturze naprawdę bardzo wiele. Mimo wszystkich tych ograniczeń i nieoczekiwanych odejść wybitnych twórców, kultura przetrwała, choć dopiero przyszłość pokaże, czy bez znaczącego uszczerbku. Cenne jest przede wszystkim to, że ludzie się nie poddali i próbując dopasować się do nowej sytuacji wykazali ogromną kreatywność, która zrodziła wiele cennych inicjatyw. Mam nadzieję, że rok 2021 będzie dla kultury i wszystkich jej miłośników bardziej przyjazny.
Wiktoria Fajt
Grafika:
Komentarze [0]
Jeszcze nikt nie skomentował. Chcesz być pierwszy?