Sen we śnie
Zastanawialiście się kiedyś czym są sny, te fascynujące, przedziwne, często pełne alegorii filmy odtwarzane niezależnie od woli w naszych głowach? Często próbujemy zapamiętać choćby urywki z nich. Nie zawsze nam się to jednak udaje. A co powiecie na sen we śnie? Te spotykaliśmy dotychczas najczęściej w cienkich horrorach komediowych, gdy scenarzyście zależało na przestraszeniu lub rozśmieszeniu widza. Ale podwójny, a nawet poczwórny sen, jak najbardziej realny (a może nie?), zaprezentował nam w swojej najnowszej produkcji Christopher Nolan. „Incepcja”, ze świetną rolą główną Leonarda Di Caprio, zapadła mi głęboko w pamięć za sprawą niespotkanej fabuły i niezwykłych wprost efektów specjalnych.
W skład całej ekipy kradnącej myśli wchodzą Cobb (specjalista w dziedzinie ekstrakcji – wydobywania informacji wprost z ludzkich snów), jego przyjaciel Arthur (architekt – projektuje otoczenie dla podświadomości śpiących – w tej roli Joseph Gordon-Levitt), fałszerz Eames (Tom Hardy), chemik Yusuf (Dileep Rao), Saito oraz kolejna projektantka Ariadne (Ellen Page). Ostatnia postać jest moim zdaniem najgorzej wykreowaną w całym filmie. Ariadne dołączyła do ekipy prawie z łapanki, za radą ojca Cobba. W założeniu miała być ciekawską i humorystyczną wisienką na torcie całego teamu. W moim odczuciu jest jednak niezwykle wścibska, niekiedy żenująca i bardzo zarozumiała. Naprawdę nietrafiony obsadowo strzał…
Akcja całego filmu rozgrywa się w… samolocie. A trwa, żeby nie skłamać, chyba 10 lat. Czy to możliwe? Dzięki incepcji, tak. Tajemniczy i potężny magnat Saito (Ken Watanabe) zleca utalentowanemu ekstraktorowi (to ten, który posiadł umiejętność zaszczepiania lub wykradania idei podczas snu) Domowi Cobbowi (Leonardo Di Caprio) podsunięcie Robertowi Fischerowi (Cillian Murphy) pomysłu zniszczenia firmy ojca. Dla szarego człowieka pomysł taki kłóci się sam ze sobą. Dlaczego jedyny spadkobierca potężnej firmy energetycznej miałby chcieć ją zniszczyć? Dlatego zadanie to zostało zlecone właśnie Cobbowi. Ma on za zadanie wkraść się do umysłu Fischera i na czterech poziomach snu zaszczepić mu zalążek tej myśli. Piekielnie trudne zadanie, a ma na to tylko 10h, bo tyle trwa lot z LA do Sydney. Skąd więc wzięło się 10 lat? Otóż każde 5 minut rzeczywistości odpowiada jednej godzinie podczas snu. Schodząc na głębsze poziomy czas ten potęguje się. Najpierw cała ekipa biorąca udział w ekstrakcji usypia siebie i Fischera w samolocie, a następnie przechodzi na coraz to niższe poziomy podświadomości. To, co następuje później, to fantastyczne kino sensacyjne. Intryga się komplikuje, zwroty akcji następują jeden za drugim, tak, że niczego już nie można być pewnym, a głównie tego, gdzie przebiega granica między jawą a snem. Pościgi, strzelaniny, piętrzące się problemy, a wszystko to wewnątrz snu, który osadzony jest wewnątrz innego snu, który osadzony jest wewnątrz kolejnego. Najbardziej porywający i sugestywny jest jednak moim zdaniem poziom drugi, gdy cała ekipa usypia się w furgonetce, by przejść na kolejny poziom, a w tym czasie dochodzi tu po karkołomnym pościgu i strzelaninie do wypadku wspomnianego samochodu, który następnie przez prawie pół filmu spada z mostu do rzeki.
„Incepcja” otrzymała aż 8 nominacji do Oscara, m.in. za najlepszy film. Na pochwałę zasługują tu również efekty specjalne, których kwintesencją jest scena wtajemniczenia „ciekawskiej i uroczej” Ariadne. Film przetykany jest czasami wzruszającymi scenami Cobba z żoną lub z ich dziećmi. Ale nie można zapominać o tym, że choć wzbudza on u widza wiele sympatii, to tak naprawdę jest on złodziejem próbującym wszczepić destrukcyjną myśl w podświadomości potentata firmy energetycznej i to on tu jest czarnym charakterem. Czy uda mu się to zadanie? W celu poznania odpowiedzi odsyłam was przed ekrany kin. Naprawdę warto! Mogę tylko zdradzić, że zakończenie jest tak zaskakujące, że po prostu zwala z nóg. Szkoda, że filmów z takim zakończeniem jest tak niewiele.
Grafika:
Komentarze [7]
2011-02-09 16:20
Oczywiście, że można napisać 3 razy więcej, ale czy byłaby to wtedy recenzja? Mógłbym walnąć 3-stronicowego tasiemca i uwzględniłbym wszystkie wątki, a tak to musiałem z niektórych zrezygnować.
O Ellen mam takie zdanie, a nie inne, a recenzja daje mi możliwość wyrażenia swojego ociekającego subiektywizmem zdania, co skrupulatnie wykorzystałem.
2011-02-07 23:55
O tym filmie można napisać bez zbytniego wysiłku spokojnie 3 razy tyle, tym bardziej, że recenzja to to nie jest – sprawdziłbyś się w pisaniu opisów filmów na tylnej stronie tekturowych opakowań dvd z Vivy, ale z recenzjami albo daj sobie spokój, albo ćwicz. Do tego dochodzą naprawdę nietrafione obserwacje – Ellen Page jest bardzo dobrą młodą aktorką, a postać, cytując ciebie, W ZAŁOŻENIU miała być właśnie wścibska i zarozumiała. Zgodzę się z tym, że jest to pewne niedociągnięcie filmu, ale bez przesady – aktor tylko odgrywa, a nie wymyśla sobie postać.
2011-02-07 19:21
Sama zastanawialam sie o napisaniu artykulu dotyczacego tego filmu. Ale bazujac na polaczeniu rezyser/kompozytor (Nolan/Zimmer)i zestawiajac go z “Black Swanem” (Aronofsky/Mansell). Zabraklo mi napomknienia o tej muzyce, bo Hans odwalil kawal dobrej roboty. Soundtrack z pewnoscia buduje klimat i napiecie.
E tam zaskakujace, po prostu otwarte. Ale fakt faktem zabieg ten nie jest czesto uzywany. Podobno gdzies mozna wyszperac dluzsza (alternatywna) wersje. A z Nolana Ci polecam “Prestiż” jeden z moich ulubionych filmow z reszta.
Ode mnie masz 5.
2011-02-07 17:36
Film widziałem – faktycznie świetny, a recenzja palce lizać! Dam 6 a co!
2011-02-07 17:33
Niezły jesteś w te klocki i tylko wypada żałować, że tak rzadko piszesz.
2011-02-06 21:40
Bardzo ładnie Tomaszek :)
2011-02-06 21:09
Świetnie napisane. Może być z ciebie kiedyś niezły dziennikarz.
- 1