Śladami dawnej Jugosławii
6 sierpnia 2015 roku. Rozpoczynamy naszą wakacyjną podróż do Czarnogóry. Pełni energii i w radosnym nastroju pakujemy bagaże do samochodu, zabieramy prowiant na drogę, aparaty fotograficzne, przewodniki oraz mapy i wyruszamy. Jeszcze rzut oka na zegarek. Jest godzina czwarta nad ranem.
Jedziemy przez Słowację, Węgry i Serbię. W Serbii zatrzymujemy się na nocleg w przytulnym pensjonacie. Docieramy tam bardzo późnym wieczorem. Wszystko jest oświetlone i otwarte na oścież, ale na recepcji o dziwo nie zastajemy nikogo. Lekko zdziwieni szukamy recepcjonisty. Niestety, bez efektu. W końcu udaje nam się znaleźć właściciela. Okazuje się, że pokój jest już dla nas przygotowany. Zadziwia nas gościnność tych ludzi. Warunki bardzo dobre. Po śniadaniu płacimy za pokój i ruszamy w dalszą drogę.
Nasz plan na dziś to Czarnogóra. Chcemy dotrzeć do kanionu rzeki Tary, drugiego co do głębokości na świecie i przespacerować się po niezwykłym moście, który ma 366 metrów długości i zawieszony jest na potężnych przęsłach. Uwierzcie, robi ogromne wrażenie. Potem jedziemy do Parku Narodowego w Górach Durmitor. Cudowne widoki na dolomity i wapienne skały porośnięte wysokogórską roślinnością. Droga jest bardzo kręta i niesamowicie wąska. Robimy mnóstwo zdjęć. Z okna samochodu obserwujemy pasące się owce i krowy, które w pewnym momencie wchodzą nam na drogę. Przy wyjeździe z parku kolejna niespodzianka. Szereg przepięknych tuneli wykutych w skałach. Droga staje się coraz bardziej kręta, wąska, a do tego wjeżdżamy co i raz w kolejne ciemne, kiepsko oświetlone skalne tunele. Pięknie, ale też trochę strasznie. Po wyjeździe z jednego z takich tuneli naszym oczom ukazuję się kanion i most na rzece Pliwie. Przejeżdżamy po nim, kierując się do kolejnego celu naszej podróży – Ulcini, leżącej nad morzem Adriatyckim. Docieramy tam wieczorem i naszym oczom ukazuję się cudowny widok. Miasto wielu kultur, o niesamowitej zabudowie i oświetleniu. Z jednej strony morze i stare średniowieczne miasto, a z drugiej pensjonaty, sklepiki, restauracje i góry opadające stromo ku morzu. Wynajmujemy pokój w pensjonacie na jednym z tych stromych wzgórz. Nigdy nie zapomnę widoku z naszego balkonu, zarówno wieczorem jak i o poranku. W Ulcini spędzamy tydzień. Przed południem jeździmy na piaszczystą plażę, która ciągnie się przez 15 kilometrów aż do granicy z Albanią. Zażywamy tam kąpieli w ciepłym morzu, którego barwa przypomina turkus. Wieczorami zwiedzamy miasto, degustujemy lokalne potrawy w klimatycznych knajpkach i obserwujemy z zaciekawieniem ludzi reprezentujących odmienne kultur, np. muzułmanów. Zadziwiają nas stroje muzułmańskich kobiet, szczególnie, że te noszą je nawet w ponad czterdziestostopniowym upale. W małych, egzotycznie wyglądających sklepikach, kupujemy pamiątki. Czas mija szybko i ósmego dnia opuszczamy gościnne Ulcini, żegnając się z gospodarzami naszego pensjonatu w języku niemieckim.
Kolejnym punktem naszej podróży ma być Kotor – średniowieczne miasteczko zwane małym Dubrownikiem. Zwiedzamy je przez całe popołudnie. Zachwyca nas jego średniowieczna zabudowa, wąskie uliczki, nieregularnie uformowane place, mnóstwo restauracji i sklepików z pamiątkami. Wieczorem udajemy się na nocleg nad zatoką Kotorską. Z okien po raz kolejny widzimy piękną zatokę otoczoną górami. Na zatoce cumują jachty, statki oraz prom wycieczkowy. Uwieczniamy to wszystko na fotografiach.
Ostatniego dnia podróży udajemy się do Chorwacji, aby zwiedzić miasto marzeń mojej mamy, Dubrownik. Po drodze mijamy wyspę św. Stefana, podobno najdroższe miejsce wypoczynku w tamtym rejonie (znane z wizyt gwiazd światowego kina). Dojeżdżamy do Dubrownika, w którym spędzamy cały dzień. Zwiedzamy, podziwiamy i degustujemy lokalne potrawy. Nagle nadchodzi burza, połączona z mocną ulewą. Przeczekujemy ją w akwarium morskim, obserwując kraby, koniki morskie, żółwie i płaszczkę, która pływa w kółko w swoim basenie. Wyjeżdżamy zauroczeni, z nadzieją, że kiedyś tam jeszcze wrócimy. Przed nami wielogodzinna podróż do domu i ostatni nocleg po drodze. W samochodzie podsumowujemy naszą bałkańską przygodę, dzielimy się wrażeniami i podziwiamy krajobraz za oknami. 18 sierpnia o 5 nad ranem docieramy do domu.
Grafika:
Komentarze [1]
2015-09-26 16:05
Zaczyna się fajnie, ale im dalej w las, tym więcej drzew i coraz bardziej mam wrażenie, że coś podobnego sprawdzałem bratu dwa tygodnie temu.
Styl nijaki i sporo powtórzeń.
Zdjęcia spoko, ale jak już zrobiliście mnóstwo, to można się było w całości oprzeć o własny materiał._________________________________________________
Klikam żyrafę.
- 1