Stephen King znów zaprasza do Castle Rock
Każdy, kto choć trochę interesuje się literaturą bądź filmem, musiał przynajmniej raz w życiu zetknąć się z jakimś dziełem wybitnego i szalenie płodnego amerykańskiego przedstawiciela literatury grozy Stephena Kinga, twórcy ponad 70 powieści (cześć napisał pod pseudonimem Richard Bachman), 10 zbiorów nowel i opowiadań i ponad 20 komiksów, które cieszą się ogromną popularnością na całym świecie. Zatem nikogo nie powinno dziwić, że wiele z nich doczekało się ekranizacji, choć nie wszystkie z nich są udane. W grupie najlepszych znajdziemy tak znakomite filmy jak „Lśnienie”, „Martwa Strefa”, „Skazany na shawshank”, „To”, „Zielona mila”, „Kosiarz umysłów”, czy „Autostrada strachu”. Akcja wielu jego powieści i opowiadań rozgrywa się w typowym, choć fikcyjnym amerykańskim miasteczku Castle Rock w stanie Maine, które - jak to zwykle w takich sytuacjach bywa - skrywa liczne tajemnice (po raz pierwszy miasteczko to pojawiło się u Kinga w powieści „Martwa strefa” w 1979 roku). To taka smutna, pozbawiona perspektyw dziura. Gdy więc pewnego dnia natknęłam się w sieci na informację, że oto pojawił się na kanale HBO serial telewizyjny pod takim właśnie tytułem, jako fanka twórczości tego autora, wiedziałam, że muszę go koniecznie obejrzeć.
Premiera tego serialu, wyprodukowanego przez Bad Robot Productions oraz Warner Bros, miała miejsce w minione wakacje. Serial składa się z 10 odcinków, z których każdy trwa około 60 minut. „Castle Rock” to thriller, utrzymany w konwencji horroru psychologicznego, łączący popularne wątki i motywy z różnych dzieł Stephena Kinga, które stały się głównym źródłem inspiracji dla autorów scenariusza. Znajdziemy tu wzmianki o morderczym bernardynie i Jacku Torransie, w więzieniu Shawshank spędzimy kilka epizodów, a jednym z naszych przewodników po tym mrocznym świecie będzie Alan Pangborn, główny bohater Sklepiku z marzeniami. W serialu przewijają się jednak nie tylko bohaterowie i miejsca, ale też inne charakterystyczne dla króla horroru elementy, dobrze znane fanom jego książek. Jednak dla osób, która nie miały do tej pory styczności z twórczością Kinga, nie powinno to być przeszkodą. Nawiązania, to jedynie miły dodatek, podkręcający serial. Nie trzeba więc znać książek, aby zrozumieć konwencje i przesłania twórców. Serial ogląda się przyjemnie na każdym poziomie znajomości twórczości Kinga, a dla nieznających twórczości mistrza horroru, może on stać się zachętą do sięgnięcia po jego książki.
Fabuła, choć utrzymana w podobnych klimatach i zawierająca bohaterów Kinga, jest inna od tych, znanych nam z jego powieści i opowiadań. Serial opowiada kilka przeplatających się ze sobą zupełnie nowych historii. Postaci wprowadzane są więc stopniowo, co jednak nie czyni mniej ważnymi tych, które dołączają później, od tych, które pojawiły się już nieco wcześniej. Scenarzyści już od pierwszego odcinka konfrontują widza z bardzo intrygującymi bohaterami, poczynając od Henry’ego (André Holland), za którym ciągną się jakieś niezwykle tajemnicze sprawy sprzed lat, przez jego matkę Ruth (Sissy Spacek), aż po handlującą nieruchomościami sąsiadkę Henry’ego Molly Strand (Melanie Lynskey). Zdecydowanie wyróżniłabym również Billa Skarsgårda (znanego z roli Pennywise’ a w „To”) za genialną kreację mrocznego i tajemniczego chłopaka. Ta intrygująca, wielowymiarowa postać od chwili pojawienia się na ekranie budzi w widzach ogromne zainteresowanie, ale i przerażenie. Moim zdaniem to jedna z najlepiej obsadzonych i zagranych postaci tego serialu. Autorzy scenariusza skupiają się jednak przede wszystkim na historii Henry’ego Deavera. Poznajemy jego przeszłość oraz bliskich mu ludzi. Pomimo wielu retrospekcji, serial ogląda się przyjemnie, bo zabieg ten realizowany jest na tyle sprawnie, że nie tylko nie wprowadza widza w stan dezorientacji, a wręcz pozwala mu bliżej poznać pozostałe postaci i lepiej zrozumieć jego historię.
Produkcji Sama Shaw i Dustina Thomasona nie nazwałabym jednak klasycznym horrorem. Nie obejrzymy tu bowiem zbyt wielu krwawych, czy też przerażających scen. Twórcy nadrabiają to grą klimatem. Akcja, podobnie jak w wielu powieściach Kinga, rozgrywa się tu również powoli, ale przez cały czas trzyma widza w napięciu. Musimy jednak liczyć się z tym, że i tu nie znajdziemy odpowiedzi na wszystkie pytania, które będą nas nurtowały.
„Castle Rock” zrobił na mnie niesamowite wrażenie. Już pierwszy odcinek rozpoczyna się bardzo zaskakująco. Potem widzimy mroczne miasteczko przesiąknięte z jakiegoś bliżej niejasnego powodu złą atmosferą. Obserwujemy też zwyczajnych niby ludzi, z których każdy skrywa jednak jakąś tajemnicę. Suma summarum nie jesteśmy jednak w stanie ocenić, czy to ludzie winni są tragedii, które ich spotykają, czy też działają tu jakieś tajemnicze siły, które ich do tych dramatycznych działań popychają.
Twórcy „Castle Rock” łączą podobnie jak King elementy zdarzeń realnych z nierealnymi, ale narracja jest tu już trochę odmienna i jak twierdzą niektórzy recenzenci, brakuje typowego dla mistrza gatunku umiejętności budowania klimatu grozy i nieustannego zagrożenia. Ja jednak uważam ten serial za bardzo udany. Aktorzy grają efektownie i przekonująco. Scenariusz i dopełniająca go muzyka tworzą spójną klimatycznie całość. Według mnie to jeden z lepszych seriali, jakie ostatnio widziałam i zdecydowanie mogę zachęcić wszystkich was do jego obejrzenia, a już szczególnie fanów twórczości Stephana Kinga.
Grafika:
Komentarze [0]
Jeszcze nikt nie skomentował. Chcesz być pierwszy?