Świat mierzony w Zettabajtach
Internet to ogromna sieć połączonych ze sobą komputerów. Ten twór człowieka, uważany jest przez wielu za najdonioślejszy wynalazek w historii i liczy obecnie 3 200 000 000 000 000 000 000 bajtów! Właśnie tyle wynosi dziś BIG DATA, czyli zbiór danych, który jest tak wielki, że do ich magazynowania i przetwarzania zaprzęgnięto najnowsze technologie (głównie sztuczną inteligencję). Niemniej ciekawe jest również to, że internet nadal niezwykle szybko się rozwija. Zdecydowana większość z tych 3 Zettabajtów danych powstało bowiem w ciągu ostatnich 3 lat. Gdyby tak jednak zważyć internet i podać wynik w wartościach fizycznych, to uzyskalibyśmy ok. 4 kg. Dacie wiarę? Mnie wydaje się to wręcz nieprawdopodobne, uwzględniając ogrom danych przechowywanych w tym systemie. Inna rzecz, że w 2011 wartość ta wynosiła ok. 50 gram. Przyrost - jak na dekadę - zaiste niesamowity. Jak do tego doszło?
Na początek należałoby sobie uświadomić fakt, że dane przechowywane w internecie mają faktycznie swoją wagę. Oczywiście tę merytoryczną, w sensie wartości, którą uznajemy za wyjątkową, ale również tę fizyczną. Niektórzy z was zapewne zapytają teraz, jak można zważyć coś, co nie ma żadnej namacalnej postaci? Tu z pomocą przychodzi fizyka i znane nam elektrony. Elektrony to przecież nośniki energii oraz wszelkich informacji zawartych w sieci. W dużym przybliżeniu masa elektronu wynosi 10-3. kg. Innym, znacznie bardziej syzyfowym sposobem byłaby próba zważenia wszystkich elementów, które składają się na istnienie całej sieci. To oznaczałoby jednak agregację komponentów, które generują ruch danych, czyli komputerów, kabli, a nawet satelitów komunikacyjnych czy też elektrowni, które dostarczają energię dla wszystkich internetowych operacji. Jednak, jak się domyślacie, nikt nie podjął się jeszcze tak karkołomnego zadania. W rzeczywistości wydaje się to mało prawdopodobne, by kiedykolwiek ktoś zdołał tego dokonać. Swoje drogą nie miałoby to także sensu, bo gdy zaczęlibyśmy sumować pierwsze cyfry, wartości nie byłyby już aktualne, gdyż każdego dnia sieć poszerza się o tysiące nowych urządzeń elektronicznych, a my, ludzie generujemy imponujące ilości danych. Ten tekst również został częścią Internetu, a co się z tym wiąże i on przyczynił się do wzrostu jego masy.
Russell Seitz, fizyk z Uniwersytetu Harvarda i główny umysł operacyjny Microbubbles LLC, przeprowadził niedawno obliczenia, które rzuciły całkowicie nowe światło na masę Internetu. Według jego szacunków, globalna sieć pochłania energię z blisko 10 milionów serwerów, co odpowiada mocy 50 milionów koni mechanicznych. Sama liczba jest już imponująca. Jednak zaskakujący jest rezultat obliczeń Seitza dotyczących wagi Internetu, która wynosi zaledwie 2 uncje, czyli około 56,5 gramów. To mniej więcej tyle, co jedno jajko lub niewielki rogalik. Ta porównawcza waga pokazuje, że mimo ogromu danych i energii, którą pochłania Internet, to jego fizyczna masa jest zaskakująco niewielka.
Przyszło nam żyć w dobie ery cyfrowej. Nasze życie digitalizuje się na naszych oczach i czy tego chcemy, czy też nie jest to proces nieodwracalny. Nasze życie wtapia się w internet i tam funkcjonuje jako oznaczenia, posty, playlisty czy też subskrypcje. Internet tyje błyskawicznie od informacji, które do niego wrzucamy i staje się czymś na miarę albumu, opisującego życie ludzi. Wszyscy jesteśmy częścią tej cyfrowej biblioteki, która nie ma końca. Ponad 3 dekady temu, kiedy internet nie był jeszcze tak ogólnodostępnym dobrem cywilizacyjnym, tylko 6% danych było zdigitalizowanych. Dzisiaj jest to już wartość w granicach 99.2%. Coraz częściej możemy zauważyć profile nienarodzonych jeszcze dzieci bądź zwierząt, co idealnie ukazuje skalę tego zjawiska. Ekstremalny przypadek tej digitalizacji życia ciekawie opisał francuski filozof nowych mediów, zarazem zaciekły ich krytyk, Paula Virilio, w swej książce "Bomba informacyjna". Przywołując historię June Houston, Virilio ukazuje, jak skrajne działania w świecie cyfrowym mogą doprowadzić do zatarcie istniejących granic między rzeczywistością a wirtualnością. Obawiając się obecności duchów, Houston postanowiła zainstalować kamery w każdym zakamarku swojego domu, przekształcając swoje mieszkanie w interaktywną arenę codziennego życia. Dzięki tej ekspozycji próbowała odnaleźć psychiczny komfort, czując, że mimo pustki w otoczeniu, ma wirtualną obecność kogoś po drugiej stronie kabla, jak napisał Virilio, "tele-obecnego". Jane transmitowała swoje życie na żywo do internetu, a internauci pełnili rolę jej strażników-widm i to oni mieli ostrzegać ją przed potencjalnym zagrożeniem. Ocenę moralną takiego postępowania pozostawiam wam. Moim zdaniem najważniejsze jest jednak wyraziste ukazanie wpływu, jaki sieć wywiera na nas wszystkich.
Google przetwarza codziennie ponad 24 petabajty danych, Twitter każdego roku poszerza swoją objętość trzykrotnie, YouTube zalewany jest każdej sekundy przez 800 milionów użytkowników godzinami ich nowych filmików, a na Facebooku pojawia się co godzinę blisko 10 milionów nowych zdjęć. Ustalono także, że użytkownicy dokonują codziennie w sieci blisko 3 miliardów różnych aktywności.
Najbardziej zaskakującym aspektem jest jednak wzrost tzw. pustyni danych, który narasta z niewiarygodną szybkością. Według firmy Oracle do 2020 roku w sieci wygenerowanych już zostało ponad 45 zettabajtów danych, co stanowi 44-krotny wzrost w porównaniu do danych z 2009 roku. IDC podaje natomiast, że na jednego mieszkańca Ziemi przypadnie już wkrótce ponad 5,2 gigabajta danych, z czego tylko 33% będzie miało znaczącą wartość, jeśli zostaną dokładnie otagowane i przeanalizowane przez specjalistów. To pokazuje, że przyszłość niesie ze sobą ogromne wyzwania związane z zarządzaniem ogromnymi ilościami danych. Już teraz przechodzimy od Big Data do Huge Data, co tylko podkreśla dynamiczny rozwój cyfrowego świata, z którego korzystamy na co dzień.
Przyjmijmy, że na przeczytanie tego tekstu poświęcisz kwadrans. W tym niewielkim okresie Internet rozrośnie się o około 2 biliardy bitów danych. Wartość ta znajduje swoją analogiczną równowartość w dziełach tworzących kanon światowej literatury. Wyobraźcie sobie teraz, że zaistniałby krach Internetu, pozbawiający nas tego globalnego archiwum i baz danych. Takie zdarzenie mogłoby stanowić śmiertelny cios dla naszej kultury i cywilizacji. W efekcie tego kryzysu cofnęlibyśmy się w rozwoju o dziesiątki lat, a "normalne" życie stałoby się dla nas niesamowitym wyzwaniem. Przyszłość, wobec takiej cyfrowej apokalipsy, jawiłaby się jako prawdziwa katastrofa.
Ci wszyscy, którzy z uporem chcą przekładać istotę Internetu na wartości fizyczne, zdają się popełniać ten sam podstawowy błąd. Wszelkie próby mierzenia "wagi Internetu" za pomocą gramów czy kilogramów wydają się niczym próba wydobywania wody ze studni przy użyciu dziurawego wiadra. Nawet gdybyśmy próbowali do takiego zadania zaangażować wszystkie dostępne nam narzędzia pomiarowe, wątpię, abyśmy byli w stanie uzyskać pełny obraz jego wartości. Wydaje się za to, że prawdziwa "waga Internetu" ukryta jest gdzie indziej i to poza ramami tradycyjnego systemu metrycznego.
Grafika:
Komentarze [1]
2023-10-31 21:44
Bardzo ciekawy tekst
- 1