Symbol jedności przyczyną podziału
4 marca 2023 roku polska stacja telewizyjna TVN wyemitowała reportaż zatytułowany. „Franciszkańska 3”, w którym polski dziennikarz i reportażysta Marcin Gutowski zmierzył się z kontrowersyjnym problemem wykorzystywania seksualnego w Kościele katolickim. To kolejny reportaż wspomnianego autora (po „Don Stanislao”), który wszedł w skład serii reportaży (nazywanych serią „Bielmo”), pokazujących mechanizmy tuszowania przestępstw seksualnych w Kościele katolickim. Bohaterem tego reportażu Gutowski uczynił uwielbianego przez wielu Polaków i nieżyjącego już od osiemnastu lat papieża Polaka, św. Jana Pawła II. Autor reportażu, w oparciu o zgromadzony materiał, dał widzom do zrozumienia, że człowiek ten świetnie wiedział o problemie pedofilii w Kościele i to zanim jeszcze został wybrany na Tron Piotrowy. Po emisji reportażu, podzieleni już mocno przez działania polityków Polacy, podzielili się chyba jeszcze bardziej.
Tym razem Polacy podzielili się od razu na tych, którzy przyjęli do wiadomości fakty przedstawione przez autora na ekranie, mówiące o tym, że kardynał Karol Wojtyła, a potem papież Jan Paweł II, nie tylko był świadomy, ale miał też niemałą wiedzę na temat tego bardzo patologicznego zjawiska w Kościele (szczególnie w podległej mu diecezji krakowskiej), ale pozostawał bierny, nie podejmując w tej materii prawie żadnych działań oraz tych, którzy nie dopuścili do siebie pokazanych w reportażu faktów, uważając, że przedstawiony tam materiał był bardzo stronniczy, niepełny, a jedynym celem jego autora było uderzenie w świętość Kościoła, autorytet jego najwyższych hierarchów oraz próba obrzydzenia Polakom papieża rodaka, który był dla nich postacią nieskazitelną i to pod każdym względem. Upolitycznienie tego tematu tylko dolało oliwy do ognia i jeszcze bardziej zaogniło podziały pomiędzy rodakami, którzy zarówno w rozmowach prywatnych jak i w wypowiedziach publicznych na ten temat, przestali już przebierać w środkach, odsądzając często oponentów od czci i wiary. Przyznaję ze smutkiem, że przygnębiający jest dla mnie fakt, że moi rodacy nie potrafią już niestety elegancko różnić się w ocenie różnorodnych zjawisk, przedkładając zazwyczaj emocje nad logikę i rozumienie. Nie zamierzam jednak stawać po żadnej ze stron tego sporu, gdyż nie mnie sądzić, kto ma rację, co jednak wcale nie znaczy, że nie mam w tej kwestii własnego zdania.
Amerykański socjolog James Davidson Hunter opisał już w 1991 roku zjawisko tzw. wojny kulturowej w swojej książce „Culture war”, zwracając istotna uwagę zarówno na mechanizmy takiej wojny jak i skutki. Zdefiniował ją jako rywalizację pomiędzy skrajnymi, wrogimi i odmiennymi systemami rozumienia. Granica pomiędzy tymi systemami przebiega jego zdaniem w tym samym miejscu, gdzie leży umowny podział pomiędzy stereotypową lewicą i prawicą. Mówiąc w sposób uproszczony, w dyskusji między skrajnymi środowiskami nie może dojść do porozumienia, gdyż wszystkie „merytoryczne” argumenty przytaczane przez strony są zdecydowanie bardziej oparte na emocjach, niż na rozumowaniu. Tak więc żadne przytaczane dowody nie będą w stanie przekonać strony przeciwnej, gdyż obie strony reprezentują zgoła odmienne systemy wartości i rozumienia.
Jak już wspomniałem we wstępie, olbrzymi wpływ na skalę oraz zasięg tego konfliktu w naszym kraju miało bez wątpienia upolitycznienie go. Politycy największych partii postanowili wykorzystać nadarzającą się okazję, by upewnić swój elektorat, co do ich spojrzenia na tę kwestię oraz przekonać też do siebie niezdecydowanych wyborców, a jednocześnie zniechęcić ich do przeciwnej opcji, pokazując wyraźnie jak nierozsądne i nieetyczne jest to z założenia ugrupowanie.
Tak więc jedni ostrzegali społeczeństwo, że ich przeciwnicy chcą swymi działaniami doprowadzić jedynie do upadku Kościoła i bronili nieskazitelności papieża wszelkimi dostępnymi środkami, nie licząc się przy tym z nikim i z niczym, narażając się jednak często tym samym na śmieszność, a drudzy z kolei zaczęli szydzić z zaciętości i zaślepienia tych pierwszych, używając w stosunku do siebie epitetów (komuchy, zdrajcy itp.), którymi ci pierwsi ich obdarzali. Jestem absolutnie pewien, że ani jedna, ani druga taktyka nie spotkała się ze zrozumieniem czy też zainteresowaniem młodego pokolenia. Tak więc ani jedni, ani drudzy nie przekonali młodych ludzi do zainteresowania się i zachwycenia się tą postacią, którą obecni nastolatkowie kojarzą raczej z zabawnych memów, które można obejrzeć w sieci, niż z dokonań z czasów jej pontyfikatu. Wywołano za to przy okazji tej walki tzw. „efekt Streisand”, czyli zjawisko internetowe, polegające na tym, że próby cenzurowania lub usuwania określonych informacji na wielką skalę, kończą się z reguły zjawiskiem odwrotnym do zamierzonego, to znaczy społeczność internetowa w krótkim czasie znacznie bardziej i częściej niż wcześniej zaczyna rozpowszechniać te informacje.
Obie strony w sumie zgadzały się co do tego, że papież zrobił dla Kościoła i naszego kraju naprawdę wiele dobrego (przyczynił się choćby do upadku komunizmu), ale już nie potrafiły porozumieć się w kwestii tego, że był też tylko człowiekiem, który mógł popełniać błędy, bo przecież on także nie był doskonały. Rozumiem również, że mógł być dla tego pokolenia bohaterem, symbolem polskości i spoiwem naszego narodu. No, właśnie - spoiwem...
Cóż jednak zrobić, gdy interesy partyjne przesłaniają niektórym rozsądek i zaczynają nad nim dominować. Tak więc politykom zawdzięczamy to, że podziały społeczne są dziś jeszcze głębsze. Szkoda, że nasi politycy definitywnie zapomnieli, że dla dobra i w interesie nas wszystkich, powinni się porozumiewać ponad partyjnymi podziałami, szukając zawsze możliwe optymalnych i zadowalających wszystkich, w mniejszym lub większym zakresie, rozwiązań. Według mnie każdy obywatel ma prawo widzieć świat po swojemu i nikt nie powinien narzucać mu swojej oceny zdarzeń, ani przekonywać go w tak agresywny i mało elegancko sposób do swoich racji. Nie powinno się również nigdy ośmieszać, czy też ostentacyjnie wyszydzać publicznie tych, którzy nie podzielają naszego zdania. Ocena jest bowiem z natury subiektywna i dlatego powinna pozostać sprawą indywidualną. Także i w tym kontrowersyjnym przypadku. Inne działanie nie ma już bowiem nawet znamion demokracji.
Zastanawia mnie co takiego jest w nas Polakach, że nie potrafimy żyć w zgodzie, tylko musimy się nieustannie ze sobą kłócić. Nie dyskutować, nie polemizować, ale skakać sobie do oczu, kierując się własną oceną rzeczywistości, w oczekiwaniu, że stanie się ona obowiązująca dla wszystkich. Ludzie na całym świecie mają różne zdania w wielu sprawach, ale potrafią się jakoś ze sobą porozumieć. My, przedkładając często emocje nad rozum, nie. Nie wyciągamy też żadnych wniosków z naszej historii, którą przecież tak lubimy wspominać i upamiętniać. Przypomnę więc, że już raz kłótliwi i zapatrzeni we własne interesy politycy doprowadzili do tego, że nasz kraj zniknął z mapy świata na 123 lata, co implikowało kolejne tragiczne w skutkach wydarzenia. Jak tu więc się nie zgodzić z Janem Kochanowskim, który jedną ze swoich pieśni zakończył słowami:
„Cieszy mię ten rym: Polak mądr po szkodzie; Lecz jeśli prawda i z tego nas zbodzie, Nową przypowieść Polak sobie kupi, Że i przed szkodą, i po szkodzie głupi.”
Grafika:
Komentarze [2]
2023-03-31 19:25
Temat bardzo na czasie i bardzo niewdzięczny, ale poradziłeś sobie naprawdę dobrze.
2023-03-31 10:03
Brawo Gutek! Bardzo interesujący i dobrze napisany tekst.
- 1