Szaleństwo scen akcji i szczątkowa fabuła
Kiedy wybierałem się na ten film, wiedziałem, że jest w nim scena, w której zrzucają z samolotu auta na spadochronach, a znajdujący się w nich kierowcy przeżywają. Siostra mi zaspoilerowała. Na takie akcje właśnie czekałem, bo kiedy F&F7 ma gdzieś prawa fizyki, to ogląda się go z bananem na twarzy. Niestety, śmierć aktora grającego jedną z głównych postaci w serii wpłynęła na tę produkcję. No i moim zdaniem był to wpływ negatywny.
Czyste szaleństwo scen akcji i szczątkowa fabuła, będąca jedynie wymówką do ich implementowania, przywodzą mi na myśl równie pokręcone i nierealistyczne wyścigi resoraków marki Hot Wheels, którymi jeździłem po dywanie jeszcze kilka lat temu. Obowiązywała tylko jedna zasada – przygody kierowców miały być jak najmniej powiązane z rzeczywistością i jazdą prawdziwymi samochodami.
W "Szybkich i wściekłych 7" z jeżdżeniem prawdziwymi samochodami związek ma chyba tylko zmienianie biegów. Chociaż też robią z tego nie wiadomo co, dając takie fajne ujęcie na dźwignię zmiany biegów. Ale to jest efekciarskie i po prostu fajne, więc się już nie czepiam.
I właśnie – póki grają kartą efekciarstwa, jestem totalnie kupiony, czuję, iż dostaję to, za co zapłaciłem – niczym nieskrępowaną rozrywkę, polegającą przede wszystkim na łamaniu praw fizyki, eksplozjach oraz efektownym niszczeniu tych wszystkich ładnych aut. Problem pojawia się, gdy film próbuje uderzyć w inny ton.
Mam wrażenie, że nie byłoby tyle gadania o rodzinie i innego rodzaju scen zupełnie niepasujących do tonu produkcji, gdyby nie śmierć aktora. Jasne, zadedykowanie mu tej produkcji i końcowy monolog Vina Diesla są bardzo w porządku, bo z tego co się orientuję, Walker był twarzą serii, obecny w większości części, ale w moim odczuciu nijak się to ma do esencji filmu, czyli wspomnianych już wielokrotnie fikuśnych akrobacji.
Jak już napisałem, fabuła stanowi jedynie pretekst do tego festiwalu fajerwerków – gdzieś tam są jacyś terroryści, jacyś tajni agenci na ich tropie (pod wodzą Kurta Russella), jakaś bieda-intryga, a za ekipą bohaterów podąża bezlitosny Jason Statham, pragnący pomścić swego brata. I dzięki temu wszystkiemu cyrk się kręci, a karawana jedzie dalej etc.
Z minusów chciałbym jeszcze wypunktować marginalną obecność Dwayne’a Johnsona. Nie wiem jakim cudem, ale zacząłem się przekonywać do tego aktora. Pojawia się on w pojedynku na początku filmu, a następnie dopiero w finale, dzierżąc gargantuiczny karabin maszynowy (jak w drugiej części G.I. Joe), no i aż chciałoby się widzieć go więcej. On jest stworzony do takich ról.
"Szybcy i wściekli 7" stanęli w rozkroku między świetnym akcyjniakiem, przeładowanym przesadzonymi akcjami, a hołdem dla Paula Walkera. No i nie wyszło im to na dobre.
Jaskier
Grafika:
Komentarze [2]
2015-05-25 19:42
Miło przeczytać. ;)
Jakby co, to ja cały czas w miarę regularnie piszę, więc zapraszam na bloga.
2015-05-20 22:01
Jaskier, widzę, że powrót na stare śmieci :D dobry tekst.
- 1