Szkolna Gazeta Internetowa Liceum Ogolnoksztalcacego im. Mikolaja Kopernika w Tarnobrzegu

To nie może być prawda – cz.2   

Dodano 2013-04-07, w dziale opowiadania - archiwum

Tak myślę. Znowu spojrzałem na zegarek, ale tym razem bez szczególnego zainteresowania. Wskazówki pokazywały dwudziestą pierwszą, a więc byłem już spóźniony. Przyśpieszyłem kroku. Anka mieszkała nieopodal kina samochodowego. Niekiedy wchodziliśmy na wzgórze leżące tuż obok i oglądaliśmy z oddali projekcje filmów. Z Anką znam się już dobre dziesięć lat. Zawsze gdy moi rodzice się kłócili, a zdarzało im się to dosyć często, biegałem właśnie do niej. Oczywiście Ania nie była wtedy jeszcze moją dziewczyną. W związku jesteśmy dopiero od półtora roku. Niby to szmat czasu, a jednocześnie tak niewiele.

Wszedłem w ulicę, na której mieszkała Anka, ale zwolniłem kroku i znów zacząłem się zastanawiać. A może nasze życie jest jak film, z tą różnicą, że my, aktorzy, nie znamy swoich kwestii i nie mamy pojęcia, co może się dalej wydarzyć. Nie to jest chyba jednak najważniejsze. Nam się wydaje, że film ruch, a to tylko iluzja wywołana błyskawicznym przesuwaniem poszczególnych obrazów. A może to nasze życie nie ma czasu i ruchu, a jest jedynie iluzją wywołaną przez szybką zmianę określonych obrazów?

Zamyślony wpadłem w płot przed domem Ani, fiknąłem kozła i bez otwierania furtki znalazłem się w jej ogródku. Z początku nie wiedziałem, co się stało. Z domu wybiegła Ania, która najwyraźniej wypatrywała mnie przez okno lub po prostu usłyszała hałas. Uklękła obok mnie i zaczęła oglądać moją głowę. Poczułem, jak z czoła spływa mi krew. Podniosłem się jednak z ziemi i razem poszliśmy w stronę domu. Ania podała mi jakiś ręcznik, którym przewiązałem sobie głowę. Była sama w domu, ale za chwilę miała wrócić jej matka. Normalnie musiałbym z tą rozciętą głową iść do lekarza, ale nie tym razem, ponieważ mamy Ani jest pielęgniarką i zestaw do zszywania ran ma w domu.

Usiadłem na sofie w pokoju gościnnym, a Ania przyniosła mi kawałek ciasta, które upiekła razem z mamą. Nie miałem jednak ochoty jeść. Opowiedziałem jej o Bartku i wypadku. Ania posmutniała, a ja zacząłem opowiadać jej o tym, co przyszło mi ostatnio do głowy. Miałem wrażenia, że na początku w ogóle mnie nie słuchała, ale kiedy już zaczęła, zauważyłem w jej oczach zdziwienie. Nigdy nie byłem typem intelektualisty. Mówiono o mnie raczej, że żyję jak człowiek, który nic o świecie nie wie. W każdym bądź razie słuchała z zainteresowaniem i nie przerywała mi. Kiedy już skończyłem, zapytałem, co ona o tym myśli? Ania zaczęła się śmiać i powiedziała, że chyba sobie jakieś żarty robię, ale kiedy upewniłem ją, że to wszystko jest absolutnie na poważnie, pobladła i stwierdziła, że chyba od tego uderzenia coś mi się z głową porobiło.

Wtem otworzyły się drzwi i do salonu weszła mama Ani. Kiedy dowiedziała się o zaistniałej sytuacji, pobiegła po apteczkę i pozszywała mnie. Potem zjadłem ciasto, podziękowałem, pożegnałem się i wyszedłem z domu. Na zewnątrz było cicho i ciemno, a zegarek wskazywał wpół do jedenastej.

Ruszyłem przed siebie. Kiedy tak szedłem, naszła mnie kolejna myśl. A może w ogóle to ja jestem bohaterem jakiejś książki albo opowiadania? Skoro razem z naszą myślą powstają równoległe rzeczywistości, to jaką mamy pewność, że podczas czytania opowiadań i książek nie tworzymy sobie innych światów i nie dajemy tamtym ludziom szansy zakosztowania życia? Nagle zrobiło mi się smutno, bo uświadomiłem sobie, że tacy ludzie też mają nadzieję, że Bóg istnieje, że życie ma jakiś głębszy sens, że zostali stworzeni w jakimś określonym, wyższym celu, że będą żyć i umierać, chorować i cierpieć, zakochiwać się i łamać serca i w końcu, że będą mieli choćby takie nędzne życie jak ja.

Spojrzałem przed siebie. Stałem właśnie przy skrzyżowaniu, na którym doszło do wypadku. Z początku chciałem ominąć to miejsce, ale jakaś podświadoma siła zmusiła mnie do podejścia bliżej. Przy krawężniku leżało jeszcze rozsypane szkło, a w miejscu, gdzie leżało ciało Bartka, można było zauważyć przyschnięte już ślady krwi. I znów zrobiło mi się smutno. Zacząłem zastanawiać się, dlaczego ten ktoś, kto wymyśla moje życie, stawia przede mną tak trudne zadania? Dlaczego tak krzywdzi ludzi? Ruszyłem w stronę rzeki. Po twarzy zaczęły mi płynąć rzęsiste łzy. Chciało mi się wyć. Kiedy byłem już na plaży, zacząłem się zastanawiać, czy przypadkiem nie jestem chory umysłowo, ale ostatecznie przepędziłem te myśli. Cały czas byłem skupiony tylko na jednym temacie? Kim jest ten ktoś, kto napisał moją opowieść? Czy jest rzeczywiście wolny i czy sam decyduje o tym co robi? Ja od zawsze myślałem, że jestem panem swego życia, a to co się dzieje, to po prostu splot przypadków. Tak myślałem aż do dzisiaj. Teraz już nie jestem pewien. A w sumie to ciekawe, czy jeśli ktoś czyta te moje wynurzenia, to będzie mógł także zmienić sens tego, o czym opowiadam? Byłoby to bardzo miłe, bo przecież gdyby była to książka o mnie, to za każdym razem, kiedy ktoś by ją czytał, musiałbym przeżywać całe swoje życie na nowo. Nie to jest jednak najgorsze. Najgorsze jest to, że za każdym razem wydawałoby mi się, że żyję pierwszy. Za każdym razem uczyłbym się nowych dla mnie rzeczy, które tak naprawdę kiedyś już poznałem, zaprzyjaźniałbym się z nowymi ludźmi, których już wcześniej znałem, zakochiwałbym się i kolejny raz miałbym złamane serce i musiałbym cierpieć. Musiałbym także kolejny raz oglądać śmierć Bartka i pewnie musiałbym też kolejny raz przeżywać śmierć mojej matki i ojca. W końcu musiałbym też przeżywać wielokrotnie i własną śmierć. A co, gdyby tak czytelnik mógł zmienić sens tych zapisanych zdań, to może wreszcie w moim życiu wydarzyłoby się coś nowego, innego - może byłoby lepiej?

Spojrzałem w górę na szczyt skarpy. Gdy byłem młodszy często wchodziliśmy tam z kolegami, bo świetnie było z stamtąd widać całą okolicę. Pod wpływem jakiegoś impulsu postanowiłem tam wejść i teraz. Chwile mi to zajęło, bo już nie byłem tak sprawny jak wcześniej, ale w końcu dotarłem. Widok nadal zapierał dech w piersiach, ale ja nie potrafiłem się nim napawać. Cały czas zastanawiałem się nad tym, czy jestem wolny i nad tym, że bardzo chciałbym zrobić coś własnego.

Stanąłem w lekkim rozkroku, uniosłem głowę wysoko w górę i z całych sił krzyknąłem: życzę ci, żebyś i ty był bohaterem jakiejś zasranej książki i żebyś cierpiał równie mocno, a może i mocniej niż ja. Potem spojrzałem w dół. Dostrzegłem kamieniste dno. Pomyślałem, że muszę to zrobić. Muszę. To będzie moja i tylko moja decyzja. Pierwszy raz mogę być tak naprawdę wolny…

Koniec

Oceń tekst
  • Średnia ocen 4.4
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
  • 6
Średnia ocena: 4.4 /12 wszystkich

Komentarze [0]

Jeszcze nikt nie skomentował. Chcesz być pierwszy?

Dodaj komentarz

Możesz używać składni Textile Lite

Aby wysłać formularz, kliknij na żyrafę (zabezpieczenie przeciw botom)

Najaktywniejsi dziennikarze

Luna 100luna
Komso 31komso
Artemis 25artemis
Hush 10hush

Publikujemy także w:

Liczba osób aktualnie czytających Lessera

Znalazłeś błąd? - poinformuj nas o tym!
Copyright © Webmastering LO Tarnobrzeg 2018
Do góry