Trudno wyobrazić sobie bardziej amerykańską historię
Zacznijmy od tego, że od lat jestem wierną fanką Leonarda Di Caprio. Jestem również fanką wszelkich spektakli. Opera, balet, koncert symfoniczny czy musical mają swoje stałe miejsce w moim serduszku. Ba, uwielbiam część obsady musicalu „Catch me if you can”, który wraz z moimi koleżankami i kolegami ze szkolnej Grupy Aktywnych miałam okazję nie tak dawno temu obejrzeć w Teatrze Muzycznym w Łodzi. Jechałam do Łodzi z wielkim entuzjazmem i z wielkimi oczekiwaniami. I dziś mogę śmiało powiedzieć, że się nie zawiodłam.
Gdy dowiedziałam się, że pani prof. Marzena Gorzała, pani prof. Joanna Pelic oraz pan prof. Zbigniew Ryba organizują dla szkolnej Grupy Aktywnych wycieczkę na musical do Teatru Muzycznego w Łodzi, jako dziennikarka Lessera od razu poprosiłam o wpisanie mnie na listę, zwłaszcza, że od pewnego czasu interesuję się musicalami i naprawdę chciałam obejrzeć ten spektakl. Moim zdaniem słowo spektakl nie oddaje jednak tego, co dane nam było na znanej łódzkiej scenie zobaczyć. Według mnie znacznie bardziej trafnym określeniem byłoby w tym wypadku wydarzenie artystyczne.
W 2002 roku miał premierę kryminał w reżyserii Stevena Spielberga, do którego scenariusz napisał Jeff Nathanson. To oparta na faktach historia o młodym fałszerzu, który w latach 60. XX wieku, podszywając się pod ludzi różnych zawodów, wyłudził z amerykańskich banków ponad 2,5 mln dolarów. Główną rolę (fałszerza) we wspomnianym filmie zagrał oczywiście niesamowity Leonardo Di Caprio (z tego powodu wspomniałam o nim na początku artykułu), ale w obsadzie pojawiły się także takie nazwiska jak Tom Hanks czy Amy Adams. Z takimi nazwiskami po jednej jak i po drugiej stronie kamery, film po prostu nie mógł się nie udać.
W roku 2011 amerykański dramaturg Terrence McNally wraz z Marc’iem Shaimanem oraz Scottem Wittmanem stworzyli musical oparty na tej historii. Historii o pogoni za marzeniami. Nie miałam okazji obejrzeć oryginalnej wersji musicalu, ale czytałam, że krytycy uznali ją za naprawdę bardzo dobrą. Wiem również, że cieszyła się ona ogromną popularnością zarówno na Broadwayu jak i nieco później na londyńskim West Endzie.
Polska premiera spektaklu miała miejsce w Łodzi 18 marca 2023 roku, ale my mieliśmy go okazję obejrzeć dopiero pod koniec października. Dotarliśmy na miejsce nie bez problemów, lekko spóźnieni, ale gdy kurtyna poszła w górę, weszliśmy w świat magii.
Ja najczęściej miewam okazję oglądania spektakli wyjazdowych w naszym Domu Kultury, stąd jestem przyzwyczajona do raczej skromnej obsady i minimalistycznej, a nawet niekiedy mocno tandetnej scenografii. Nie czepiam się natomiast kreacji aktorskich, ponieważ te są z reguły na bardzo przyzwoitym, a niekiedy nawet wybitnym poziomie. W Łodzi już od pierwszych chwil oszołomił mnie rozmach tego wielobarwnego, pełnego energii i dynamiki wydarzenia. Scenografia prezentowała się fantastycznie i trudno byłoby też nie docenić pracy grupy ludzi, którzy byli odpowiedzialni zarówno za opracowanie koncepcji plastycznej kostiumów, fryzur i rekwizytów, jak i ich wykonanie. Ogromne wrażenie wywarła również na mnie choreografia układów tanecznych, szczególnie tych w scenach zbiorowych.
Spektakl składał się z dwóch aktów, ale nie umknął mojej uwadze również fakt, że pierwszy akt był bardzo statyczny, natomiast drugi znacznie bardziej dynamiczny, a za sprawą aktorów i ich niebanalnych kreacji widz w sumie przez cały spektakl doładowywany był humorem a z drugiej emocjonalnie prowokowany do wzruszeń.
Aktorzy spisali się oczywiście na medal. Ich kreacje sprawiły, że mój poziom ekscytacji nie spadł przez cały spektakl ani na chwilę. Zarówno aktorsko i jak wokalne wykonanie było po prostu znakomite, a postacie głównych bohaterów szalenie charyzmatyczne. Karol Drozd w roli Franka Abagnale Jr. miał naprawdę niełatwe zadanie przedstawienia bohatera na różnych etapach jego życia, ale poradził sobie z tym zadaniem naprawdę świetnie i co warto dostrzec, na każdym etapie życia swojej postaci był bardzo przekonujący. Mało tego, potrafił również sprawić, że stanęłam mimo wszystko po stronie jego postaci, choć ta nie była raczej wzorem cnót. Jarosław Oberbek w roli Carla Hanratty spisał się co najmniej równie dobrze. Podobało mi się, jak wykreował wielkie zaangażowanie swego bohatera, łącząc je z swoją bezradnością jako przedstawiciela organów ścigania. Moim zdaniem właśnie te męskie postaci absolutnie zdominowały i poniosły ten spektakl, co oczywiście nie oznacza, że były jedynymi godnymi zapamiętania. Na pewno warto także docenić kreacje rodziców Franka, czyli Franka Abagnale Sr. oraz Pauli Abagnale jak i bardzo wzruszającą postać Brendy Strong jego ukochanej (w tej roli Joanna Gorzała), która co prawda pojawiała się dopiero w drugim akcie, ale potwierdziła swój ogromny talent wokalny i aktorski.
Powodzenie spektaklu nie byłoby pewnie możliwe bez zespołu muzycznego z rozbudowaną sekcją rytmiczną, który świetnie odnalazł klimat muzyki Shaimana, nawiązującej do stylu lat 60. minionego wieku (wtedy dzieje się bowiem akcja).
Jakub Szydłowski (reżyser spektaklu) oraz Daniel Wyszogrodzki (twórca przekładu) również zasłużyli na słowa wielkiego uznania. Podobało mi się bardzo to, że przetłumaczone na język polski teksty piosnek nie tylko wpadały w ucho, ale dały się również zanucić, a wprowadzone dodatkowo przez aktorów żarty, zostały doskonale odebrane przez publiczność, przyczyniając się nie raz nie dwa do rozładowania napiętej atmosfery.
Grafika:
Komentarze [2]
2023-12-25 19:33
Bardzo interesująco napisane.
2023-12-25 18:28
Ciekawie napisane
- 1