Ty będziesz następny…
Uroczystości Wszystkich Świętych i Wspomnienia Wszystkich Wiernych Zmarłych, czyli tak zwany Dzień Zaduszny, mamy już za sobą. W te dni szczególnie mocno zastanawiamy się nad sensem życia i naszą wiarą bądź niewiarą w Boga i jego zmartwychwstanie. Ja, w ten właśnie czas, chciałbym poruszyć dwa niezwykle istotne zagadnienia. Chciałbym zastanowić się nad sensem ludzkiej egzystencji i nad komercyjną stroną tych listopadowych dni. Bo bussines to bussines, a deal to deal…
Egzystencja. Wyobraźcie sobie, że kiedyś was nie było. Wcale. Zupełnie. Tak nic a nic. W końcu pewnego dnia pojawiliście się na tym świecie. Tym samym zyskaliście coś, co macie najcenniejszego – życie. Wszyscy żyjemy i jesteśmy ludźmi, a człowiek jest istotą myślącą, dlatego też niekiedy zastanawia się nad sensem życia. Jeżeli ten sens utraci, dopadają go lęki egzystencjalne. O tym akurat wiem co nieco z autopsji. W marcu byłem na pogrzebie bardzo bliskiej mi osoby. Może to dziwne, ale dotychczas naiwnie myślałem, że umierać to mogą wszyscy inni, tylko nie ludzie z mojego najbliższego otoczenia. O, jak wielka była ta moja pomyłka! Myślenie o sensie życia nasiliło się u mnie gdzieś tak pod koniec wakacji, kiedy zacząłem zastanawiać się nad tym, jak ja właściwie te wakacje przeżyłem. No właśnie, nijak. A one tak szybko się skończyły. Wtedy naszła mnie taka myśl, że tak jak te wakacje, kiedyś skończy się i moje życie. Przeraziłem się. Strach ten był tak silny, że pociemniało mi w oczach i prawie zemdlałem. Dotychczas nie bałem się śmierci, tzn. dalej się jej nie boję, ale boję się tego, co będzie po niej. Bo co będzie? Analogicznie do sytuacji sprzed urodzenia, można by powiedzieć – nicość. I tej nicości właśnie się boję. Bo kiedy mnie już nie będzie, na świecie coś się będzie jednak działo… No ale co z tego, gdy mnie już nie będzie, tak jak nie ma już miliardów innych ludzi. Jak ten strach przezwyciężyć? Już mówię…
W roku 33. Żydzi przybili do krzyża Jezusa Chrystusa, bo bali się, że będzie podważał ich autorytet. Po trzech dniach od śmierci Syn Boży zrobił im kawał, jakiego nikt przed nim nie zrobił. Wziął i zmartwychwstał. Jakby tego było mało, przez 40 dni po śmierci ukazywał się Apostołom (nazywamy to chrystofaniami). Z relacji Ewangelistów wynika, że Tomasz, zwany Niewiernym, wsadził nawet rękę do boku Jezusa i dotykał jego ran po gwoździach. A to stanowi silny argument przemawiający za prawdziwością zmartwychwstania, bo ludzie, którym zmarli ukazywali się we śnie, rozmawiali z nimi, ale nigdy ich nie mogli ich dotknąć! Podążając tym tropem, musimy uznać, że Apostołowie naprawdę spotykali się ze Zmartwychwstałym Chrystusem. Dlaczego o tym mówię? Bo gdyby nie zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa, to moglibyśmy sobie do woli chodzić do kościoła, śpiewać kolędy i co byśmy tam jeszcze chcieli, ale nie byłaby to żadna wiara w Boga. Bez zmartwychwstania Chrystusa chrześcijanie byliby niczym. Dlatego tak hucznie obchodzimy Wielkanoc (przez dwa dni - niedziela i wigilia paschalna) i poprzedzamy ją Triduum Paschalnym. Ta wiara pozwala nam przyjąć prawdę o śmierci, bo wierzymy, że będzie jeszcze po niej jakieś życie. A co z ludźmi, którzy zmarli jeszcze przed narodzeniem i tymi, którzy zginęli na wojnach. Gdzieś musi być przecież sprawiedliwość. Oni nie zaznali życia, więc teoretycznie powinni otrzymać nagrodę w niebie. Nie wiadomo…
W innej sytuacji są natomiast ateiści, którzy pogodzili się ze śmiercią i twierdzą, że niebo to mrzonka. Cóż, poczekamy, zobaczymy. Albo i nie…
Na koniec chciałbym jeszcze zaapelować do Was w sprawie Dnia Wszystkich Świętych. Naprawdę jesteście dumni z siebie, że postawiliście piękne znicze i kwiaty na grobach bliskich w pierwszym tygodniu listopada? A nie uważacie, że należałoby dbać o te groby przez cały rok, zamiast robić taki show time tylko dlatego, że msza na cmentarzu i ksiądz będzie szedł z procesją, a ludzie patrzą? Niedługo zamiast Wszystkich Świętych będziemy pewnie obchodzić Halloween, bo przecież zawsze można się świetnie bawić (?), a nie wydawać kasę na znicze, kwiaty i wstęgi. To się nazywa obłuda i o tym pisał kiedyś nasz były kolega z redakcji, Michaszek, w swoim tekście o Bożym Narodzeniu. I jeszcze jedna uwaga na koniec. Nie dajcie się wciągnąć drodzy czytelnicy w wir listopadowych zakupów, bo choć teraz mamy Święto Zmarłych, to za jakieś kilka dni zacznie się już zapewne moda na Boże Narodzenie. Żenada…
Grafika:
Komentarze [8]
2011-11-05 16:14
no dla strony umierającej problemy się kończą, czyż nie ? :)
2011-11-03 20:15
Tak, james, pogadamy o tym jak Ci umrze matka…
2011-11-03 15:44
Nie, jest napisane o zniczach i kwiatach, o nagrobkach i “modzie na Boże Narodzenie”, a mi chodziło o paradowanie w nowych butach z kożuszkiem na kilkunastocentymetrowych obcasach i patrzenie, która koleżanka/kuzynka ma potencjalnie droższe/ładniejsze/nowsze ;)
2011-11-02 21:18
A tam chłopaki, śmierć ma też pozytywne strony, wszystkie problemy i troski że tak powiem – kaput :P
2011-11-02 18:31
Przecież jest o tym napisane, Agape ;)
2011-11-02 15:38
mogłeś też wspomnieć coś o pokazie mody, następny w Boże Narodzenie… ;)
2011-11-01 23:26
Czytaj ze zrozumieniem. Samej śmierci się nie boję, bo to jest coś, czego właściwie nie ma. Jest “przed” i “po”. Boję się tej nicości po śmierci.
2011-11-01 23:07
Nie mów, że nie boisz się śmierci. To bardzo naiwne stwierdzenie, jeśli nie masz w tym bliższych doświadczeń. Tylko głupi się nie boją.
A co do ostatniego akapitu, to mam pewne własne przykłady. Na przykład znicze. Czym różni się ten najprostszy, najtańszy, za 1,5zł od tego za 6,5zł? Tym, że jak postawię ten większy, to pokażę, że bardziej pamiętam i że mnie stać? No, ależ oczywiście, że nie? To w takim razie większy znicz = większa pamięć o zmarłym? Hierarchia nieżyjących? Tę/tego lubiłem bardziej, to większy znicz? Koszmar… Mam nadzieję, że na moim grobie będą takie same, najmniejsze, najtańsze znicze.
- 1