Alkoholizm... początek to, czy koniec?
Widok lejącej się strumieniami wódki, piwa czy wina spowszedniał już na tyle, że nikogo nie szokuje. Alkohol spożywa się dziś wszędzie: w miejscach publicznych, na przystankach, pod sklepem itd. Jednak między tymi, którzy po prostu nadal „świetnie się bawią”, krzątają się też i tacy, którzy zapłacili już najwyższą cenę. Bezdomni alkoholicy.
Oni też kiedyś coś mieli. Cieszyli się życiem, bawili się ze znajomymi, pracowali, prowadzili niekiedy własne firmy i planowali swoją przyszłość. Zniszczył ich alkohol. Dziś często nie mają już nic. Nic poza uzależnieniem. Wędrują swoimi ścieżkami - brudni, głodni, zmarznięci, w podartych ubraniach. Wszędzie zabierają ze sobą cały swój dobytek, czyli najczęściej kilka reklamówek.
Widok osoby bezdomnej wywołuje powszechnie odrazę i obrzydzenie. Wielu wytyka tych ludzi palcami, żartuje sobie z ich sytuacji i omija ich szerokim łukiem. Tak naprawdę prawie nigdy nie zastanawiamy się nad tym, kim ci ludzie są, z jakiego powodu cierpią i czy czasem nie potrzebują pomocy? Czy winny ich sytuacji jest wyłącznie alkohol? Pewnie nie, ale dziś jest on dla nich jedyną drogą, która prowadzi ich do krainy szczęśliwości?
Kilka dni moich obserwacji tylko to potwierdziło. Trudno zaprzeczyć faktom. Dla ludzi tych nie liczy się nic oprócz wódki, wina, a w akcie desperacji, denaturatu. Nie obchodzi ich, gdzie będą spać najbliższej nocy i czy będą mieli co zjeść. Jak echo powraca tylko jedna potrzeba: ALKOHOL, ALKOHOL, ALKOHOL. Dawno już pogrzebali własne poczucie wstydu. Pod pozorem zbierania datków na jedzenie, wyciągają do przechodniów rękę po pieniądze i prosząc o wsparcie, zbierając tak naprawdę na kolejne pół litra, czy kilka puszek piwa. Często wzbudzają jednak naszą litość. Naiwnie wierzymy, że przekazując im kilka złotych, robimy dobry uczynek, zapewniając im posiłek. Złudna to nadzieja. Generalnie wspieramy w ten sposób tylko nałóg a nie człowieka. Bo człowiek ten ma gdzie pójść i zazwyczaj wie, jak uzyskać pomoc. W Polsce działają liczne fundacje i ośrodki dla ludzi uzależnionych lub bezdomnych. Ci, odrzucają jednak w pełni świadomie możliwość pomocy w takiej formie, bo nie chcą zaakceptować reguł i zasad, które tam obowiązują Wysiłek, na który wypadałoby się zdobyć, przerasta chyba ich potrzeby. Umyć się i być trzeźwym. To wszystko, ale choroba wygrywa. A w nas wygrywa obrzydzenie i niechęć. Nie chcemy brać odpowiedzialności za ludzi, którzy zepsuli swoje życie. Niewielu z nas znajduje w sobie siłę, by zgłosić się do punktu niesienia pomocy bezdomnym, by w ramach wolontariatu wspierać ich na trudnej drodze zmian. Początek końca. Dla nich – końca nałogu. Dla nas – człowieczeństwa.
Grafika:
Komentarze [6]
2011-11-08 02:43
Słabo.
2011-11-05 16:20
masz sporo racji Moczo
podobnie jest np. z żebrzącymi, wielu z nich to dorosłe zdrowe osoby i nie rozumiem dlaczego wolą żebrać zamiast iść do jakiejś roboty …
2011-11-03 16:33
Nie mam dla tych ludzi za grosz współczucia. Dlaczego?
ALKOHOLIZM TO CHOROBA, tak jak cukrzyca, nadciśnienie, czy angina.
Istnieją oddziały leczenia uzależnień, oddziały psychiatryczne i inne zajmujące się leczeniem alkoholików. Są one finansowane są z naszych składek.
Zarejestrowanie się w urzędzie pracy jako bezrobotny jest równoznaczne z nabyciem prawa do NIEODPŁATNEGO leczenia w tych placówkach.
Tacy ludzie przeważnie zdają sobie sprawę ze swej choroby, mają możliwość leczenia i to za kompletną darmochę. A jednak się nie leczą!
Czy wobec tego zasługują na współczucie?
Przepraszam, że trochę pokrzyczałem, ale chyba warto było.
2011-11-02 21:19
Już sobie wyobrażam Was jako dziewczyny, latające po mieście za alkoholikami :P
2011-11-01 23:00
Kupa, znowu za płytkie i za krótkie. To byłby świetny temat na reportaż, ale trzebaby było naprawdę sporo połazić po tych wszystkich domach pomocy, albo nawet pogadać za jakimś bezdomnym. A tak to upłycone i odwalone
2011-11-01 21:52
Dobre ku przestrodze, daję 4. Mogłaś zapodać jakąś historię człowieka, który “kiedyś też coś miał”, byłoby fajnie
- 1