Tylko dla wybrańców
Pod Krakowem wybudowano kosztem ponad 300 milionów złotych Centrum Cyklotronowe Bronowice. To jedno z kilkunastu takich miejsc w Europie, które oferują terapię protonową, bardzo pomocną w leczeniu niektórych nowotworów (szczególnie tych zlokalizowanych w trudno dostępnych miejscach ciała (głowa, szyja, czy kręgosłup). W tej podkrakowskiej placówce zamierzano leczyć na ogromną skalę (nawet 700 pacjentów rocznie), ale okazuje się, że CCB w rzeczywistości przyjmuje ich zaledwie kilkudziesięciu, a pacjenci onkologiczni z Polski nadal muszą szukać pomocy za granicą. Dyrekcja centrum musi natomiast nieustannie szukać sponsorów, którzy zechcieliby pomóc w utrzymaniu tego obiektu. Dlaczego tak się dzieje?
Terapia protonowa polega na leczeniu raka za pomocą wiązki rozpędzonych protonów, które z ogromną prędkością uderzają w nowotwór (z dokładnością do pół milimetra), rozrywając jego nici DNA, ale też oszczędzając przy tym wszystkie inne, okoliczne tkanki, które zostają praktycznie nietknięte. Terapia ta jest o wiele bardziej skuteczna i bezpieczna od tradycyjnej radioterapii, ale też i dużo droższa (koszt leczenia jednego pacjenta wycenia się na około 70 tys. zł.). Dzięki tej metodzie możliwe jest jednak uderzenie w samo sedno problemu.
Wydaje się, że takie centrum powinno cieszyć się ogromnym zainteresowaniem pacjentów, a jednak świeci pustkami. Od otwarcia, które miało miejsce w październiku 2015 roku, przyjęto do dziś zaledwie kilkadziesiąt osób. Najpierw bronowickie centrum nie przyjmowało żadnych pacjentów, bo zabrakło porozumienia pomiędzy Instytutem Fizyki Jądrowej PAN (właściciel CCB), a placówkami, które miały tam kierować chorych na protonoterapię. Do podpisania tej umowy doszło ostatecznie pod koniec 2016 roku. Potem chorzy na raka dowiedzieli się, że nie będą mogli nadal skorzystać z tej nowoczesnej metody leczenia, bo NFZ ograniczył liczbę schorzeń, których leczenie za pomocą tegoż cyklotronu zamierza refundować. Krajowy konsultant w dziedzinie onkologii wskazał dokładnie tylko pięć typów nowotworów, które mogą tu być leczone i wyznaczył tylko dwa ośrodki, które mogą tu kierować pacjentów (Centrum Onkologii oddział w Krakowie i Uniwersytecki Szpital Dziecięcy w Krakowie Prokocimiu), co w praktyce oznacza, że pacjenci z innymi schorzeniami onkologicznymi nie będą mieli żadnej szansy skorzystania z terapii protonowej, choć na świecie protonoterapia jest z powodzeniem stosowana także w przypadkach raka płuc, prostaty czy piersi. W zamian proponuje się chorym nadal tradycyjne rozwiązania (np. leczenie kilka razy tańszą klasyczną radioterapią fotonową), które nie są już ani tak bezpieczne, ani skuteczne. A zatem cyklotron, który miał przede wszystkim leczyć pacjentów, służy obecnie głównie fizykom jądrowym do prac badawczych i tym samym generuje straty, bo działać musi całą dobę, przez siedem dni w tygodniu. Jego utrzymanie pochłania rocznie blisko 2,5 mln zł. Wyliczono także, że ośrodek mógłby na siebie zarobić, ale musiałby przyjmować rocznie co najmniej 200 osób, co z technicznego punktu widzenia wydaje się realne, ale bez poszerzenia ministerialnego rozporządzenia o kolejne schorzenia raczej niemożliwe.
Sytuacja iście kuriozalna. Wydano ogromne pieniądze na super drogi sprzęt, który mógłby ratować ludziom życie, a teraz maksymalnie ogranicza się im do niego dostęp, bo brakuje środków. To jakiś absurd i sytuacja, która nie powinna mieć moim zdaniem miejsca. Nie widać też żadnego pomysłu na rozwiązanie tego problemu. NFZ nie zamierza na razie rozszerzyć refundowanego leczenia, ponieważ jest ono kosztowne, a koszty utrzymania ośrodka rosną i nikt nie chce ich ponosić. Pytam więc, po co budowano to centrum, skoro z góry było wiadomo, że NFZ nie zamierza refundować leczenia większej ilości pacjentów?
Pozostaje nam żywić nadzieję, że w niedalekiej przyszłości uda się jednak wypracować jakieś sensowne porozumienie i ustalić wspólną strategię działania i finansowania centrum dla dobra chorych.
Grafika:
Komentarze [0]
Jeszcze nikt nie skomentował. Chcesz być pierwszy?