Uczeń + nauczyciel = partnerstwo?
Temat: Bezradność - przyjaciel czy wróg?
"Jakieś dwa lata temu dowiedziałyśmy się, że nasza katechetka (tak, katechetka) ma raka piersi... I jej mama miała... I babcia... I mama babci... itd. Oprócz tego ma również psychicznie chorego męża... Dokładnie schizofrenika. Bije ją i ich maleńką córeczkę. Do tego ją zdradza.
(...) Próbowałyśmy pomagać jej na własną rękę. Kupowałyśmy (i wciąż to robimy) ubranka dla jej córeczki, gdyż wiemy, że ma bardzo ciężką sytuację finansową ("mąż" zabiera jej zarobione pieniądze i wydaje za przeproszeniem na ku***). Wiemy jednak doskonale, że taka pomoc to stanowczo za mało.
Oczywiście nie powiedziałyśmy jej, że znamy prawdę o jej mężu. Na początku bałyśmy się jej reakcji, a potem tak po prostu pozostało. Nie bardzo zresztą widzimy w tym sens, bo ona "go kocha". Wiemy(...), że ona w żadnym wypadku nie chce rozwodu, a większość nocy spędza z dzieckiem u swoich rodziców.
Przez te raptem 2 lata znajomości połączyła nas z nią pewna więź. To nie są zwykłe relacje uczeń - nauczyciel. Ale dobrze wiemy, że byłoby jej bardzo przykro, gdyby usłyszała od nas prawdę.
Chciałyśmy już nawet iść z tym na policję, było nam wszystko jedno, a czytałyśmy w Internecie, że do wszczęcia postępowania nie potrzeba wniosku pokrzywdzonej. Wiemy jednak, że w praktyce bywa z tym różnie. A nie mamy przecież żadnych dowodów, nawet jej adresu... Ciężko więc nam cokolwiek zrobić...
Bardzo prosimy Was o rady, bo wiemy już, że same nie damy rady. Z góry dziękujemy za odpowiedzi, Mamby.”
Znalazłam ten temat na pewnym forum i od razu się nim zainteresowałam. „Mamby” nie są być może zbyt dojrzałe, ale ich młodzieńcze podejście do problemu i zapał wydają mi się niezwykłe. W czym tkwi problem tych nastolatek? Wydaje mi się, że nie do końca dotyczy on sytuacji rodzinnej wspominanej kobiety, lecz zdecydowanie bardziej ich wzajemnych relacji. Gdyby miały lepszy kontakt ze wspomnianą katechetką, pewnie mogłyby jej jakoś pomóc ów problem rozwiązać. Jak zatem powinny wyglądać wzorcowe relacje uczeń - nauczyciel? Często zadaję sobie to pytanie (wy pewnie też). Niejednokrotnie znajdujemy się przecież w różnych sytuacjach, z różnymi nauczycielami. Czasem łatwo nam znaleźć z nimi wspólny język, a innym razem nie. Oczywiście porozumienie zależy od obydwu stron i niebywale trudno jest określić jego podstawy.
Specjaliści mają różne poglądy na ten temat. Niektórzy sądzą, że jeśli nauczyciel będzie zbyt otwarty, to może to spowodować zanik pewnej bariery, która określa zasady bezpieczeństwa w bezpośrednich kontaktach miedzy nim a uczniem. Istnieje obawa, że nauczyciel może stracić szacunek u ucznia, co może przełożyć się w konsekwencji na trudności w procesie uczenia się i nauczania. Istnieją także opinie, że postawa nauczyciela, z którym można pogadać jak z przyjacielem, może pomóc. Gdzie znajduje się jednak ta niewidzialna granica i czy słusznie ją usytuowano?
W moim artykule postanowiłam wykorzystać fragmenty z poradnika dla nauczycieli. Oto co o partnerstwie nauczyciela z uczniem pisze Wioletta Rafałowicz - nauczycielka języka polskiego z Gimnazjum Publicznego w Dębnie:
Potrzebne jest partnerstwo, które nie polega na aprobowaniu cudzych poglądów, tylko na szanowaniu tego, kto je wypowiada. Tylko stworzenie takiej sytuacji, w której rozmówcy (nauczyciel i uczeń) szanują się nawzajem, może być bodźcem do podejmowania działań przez uczniów, szczerego wypowiadania się na forum(…). Nie jest to łatwe zadanie, gdyż zniechęceni do szkoły i nauczycieli uczniowie buntują się, bywają agresywni, przyjmują postawę bierną, czasem konformistyczną.
Z tego fragmentu możemy wywnioskować, że partnerstwo to rzeczywiście dobre, a nawet jedyne wyjście, które pomaga rozwiązywać szkolne problemy.
Barierę miedzy uczniami i nauczycielami stanowi przymus chodzenia do szkoły, stosowanie kary, stopnie szkolne, które traktuje się jak "broń" nauczyciela, Uczniowie boją się jedynki, uwagi wpisanej w zeszycie, telefonu do rodzica. Obawiają się także ośmieszania wśród rówieśników (...). Strach ich paraliżuje, a przecież nauczyciel to też człowiek. Potrafi zrozumieć, wysłuchać, doradzić! miewa też czasem złe samopoczucie, ma kłopoty osobiste. I tym sposobem obie strony blokują się, kontrolują swoje zachowania w obawie przed zagrożeniem, śmiesznością i niezrozumieniem.
Specjalnie podkreśliłam fragment tej wypowiedzi. Ponoć „nauczyciel, to też człowiek”, ale niestety z doświadczenia wiemy, że nie każdy nauczyciel ma odwagę to okazać i może dlatego tak trudno jest przełamać wspomniane bariery. Znam osobiście nauczycieli, którzy mówią, żeby przychodzić do nich, gdy ma się jakiś problem. Zapewniają, że uda im się nam jakoś pomóc. W końcu są przecież dorośli, dojrzali i doświadczeni. Jednak często kończy się to tylko na słowach. Nie twierdzę, że na świecie nie istnieją tacy nauczyciele, którzy nam pomogą. Sama znam kilku niemalże doskonałych, ale znam też i takich, którzy nie potrafią uśmiechnąć się do swojego ucznia na ulicy. Dlaczego? Może to wynik wychowania, a może obserwacji poczynionych w latach młodości, kiedy to ich nauczyciele woleli być dla swoich podopiecznych tak odlegli jak gwiazdy na niebie? Rozwiązanie tej zagadki pozostawiam wam, drodzy czytelnicy. Chciałabym jednak zauważyć, iż w niektórych przypadkach takie bezkompromisowe zachowanie jest jednak do przyjęcia. Często bywa też tak skuteczne, że po latach dziękujemy danemu nauczycielowi za to, że był właśnie taki, a nie inny.
Znam także kilku młodych nauczycieli, którzy wypowiadają się o partnerstwie z ignorancją. Nie dopuszczają do siebie nawet takiej myśli, że to może w ogóle wchodzić w grę. Nie kieruje nimi doświadczenie tylko wewnętrzne przekonania i lęk przed uczniem. Inni naprawdę się starają. Chcą, aby ich uczniowie im zaufali. Ważną kwestię wydaje mi się również wiek nauczyciela. Moim zdaniem im nauczyciel młodszy, tym bardziej obawia się nawiązać bliższy kontakt ze swoimi uczniami. Taki nauczyciel stosuje zazwyczaj przestarzałe metody wychowawcze, podpatrzone u zaawansowanych wiekiem nauczycieli, którzy posiadają ponoć autorytet w oczach uczniów i próbuje osiągnąć to samo. A może autorytet tych doświadczonych nauczycieli, to tak naprawdę tylko przykrywka dla lęku ich wychowanków? Powinniśmy się zatem bać nauczycieli, czy też nie?
Ku mojemu zdziwieniu stare metody wychowawcze sprawdzają się i dziś bardzo dobrze, a niekiedy nawet rewelacyjnie. Szczególnie jeśli chodzi o mobilizowanie uczniów do nauki. Czasem wolelibyśmy mieć trochę więcej „luzu”, bo mamy dość ciągłej nauki, ale czy nie jest tak, że im więcej go mamy, tym bardziej nie potrafimy tego wykorzystać, tylko robimy się jeszcze bardziej leniwi? Nie mówię tu o wszystkich, ale chyba większość z nas może się do tego przyznać. Gdyby zajęcia z każdego przedmiotu wyglądały tak, jak zajęcia z fizyki w naszej szkole, to czy nasze świadectwa nie miałyby czerwonych pasków i to na obu marginesach? Myślę, że przykładalibyśmy się bardziej, a uzyskiwane efekty byłyby imponujące. Kwestia przyzwyczajenia? Pewien nauczyciel powiedział kiedyś na naszej lekcji: „Jeśli chciałeś przyjść do tej szkoły i się obijać, to źle trafiłeś”. Musimy przyznać mu chyba rację, ponieważ nasza szkoła ma od wielu lat określony prestiż w środowisku i my nie powinniśmy tego zepsuć.
Dalszy ciąg rozważań pani Rafałowicz nieco mnie jednak zdziwił. Albo kocha ona swoją pracę i uczniów tak bardzo, że nie przeszkadzałaby jej taka opcja, albo wierzy, że zmieniłaby ona jej trudne kontakty z uczniami.
"Pewnie ideałem byłyby szkoły bez ocen - ale czy jest to możliwe? Może jednak warto czasem pozwolić sobie na "luz"- pozwolić uczniom prowadzić lekcję, oczywiście konsultowaną wcześniej z nauczycielem, w jakimś sposób sterowaną, ale w taki sposób, by uczniowie czuli się swobodnie(…). Jeśli będziemy liczyć się z obopólnymi oczekiwaniami, łatwiej będzie nam egzekwować ustalone przepisy. Wyjdźmy naprzeciw oczekiwaniom uczniów, którzy chcieliby, by lekcje były prowadzone poza szkołą, np. wycieczki do biblioteki miejskiej, pedagogicznej, Urzędu Miasta i Gminy, oglądanie wystaw.
Uczniowie chcą na lekcji czuć się swobodnie, chcą być zaskakiwani: Nie lubię lekcji nudnych. Wszystkie lekcje są do siebie podobne. Zmieniają się tylko tematy”.
Później mówi, że uczniowie „lubią, gdy nauczyciel ciekawie opowiada nie nuży ich monotonnym językiem, czasem opowie jakąś ciekawostkę, pośmieje się z uczniami, jeśli będzie miała miejsce jakaś zabawna sytuacja. Uczniowie lubią pracować w grupach, szukać twórczych rozwiązań, dyskutować na ciekawe tematy. Wolą poznawać nowy materiał aktywnie, poprzez osobiste doświadczenia."
Tak, to prawda, ale w wypowiedzi tej pani widzę lekką przesadę. Można by niemalże przypuścić, iż chciałaby ona ze szkoły zrobić… przedszkole.
Chciałabym prosić was na koniec o wyrażenie własnej opinii na ten temat. Jakich nauczycieli chcielibyście mieć? Jakich lubcie? Jakich i za co szanujecie? Ja tak naprawdę nie mam ulubionego sposobu nawiązywania kontaktów z nauczycielem, ponieważ uważam, że zarówno partnerstwo, jak i te nieco starsze metody mają swoje dobre i złe strony, a najważniejsze jest chyba to, aby korzystać z nich z umiarem. Nie do przyjęcia jest dla mnie zarówno klęczenia na grochu i bicie linijką po rękach, jak i chodzenia z uczniem na kawę.
Grafika:
Komentarze [4]
2007-10-14 21:52
jak miło ze sie ktos ze mna zgadza… heh;p
2007-10-14 19:42
a miałem nadzieje na nową afere pedofilską po tym tytule… ;(
swoją drogą...czemu mnie żaden nauczyciel nigdy nie molestował?
2007-10-14 15:02
zgadzam sie z przedmówcą co do p.praktykanta :D typowy przykład na to co opisałaś, czyli korzystanie z doświadczenia, a raczej metod starszych nauczycieli…jak widać, nie zawsze się to sprawdza. i myślę, że da się połączyć przyjemne z pożytecznym, czyli wpajać naukę bezstresowo (dla obu stron) i nie jest to wcale taka straszna filozofia jak może się wydawać.
a odpowiadając na zadane pytanie “jakich nauczycieli lubicie” – zdecydowanie tych, którzy potrafią się uśmiechać.artykuł na 5, dobra robota :)
2007-10-14 12:59
hmmm osoboscie nie chciałbym aby każda lekcja w tej szkole wyglądała jak lekcja fizyki… :D Nie jestem typem ucznia ktory przychodzi ze szkoły do domu i wsadza nos w książke. Nie uwazam tej szkoły za jakąś wybitnie wymagającą... szczerze to moim zdniem tutaj trudniej jest się dostac niż “przetrwac”. Może ze względu na moje grono nauczycielskie ale jednak duzo osob uwaza ze jest lightowo. Co do relacji to chyba każdy chciałby, aby nauczyciel byl tym człowiekiem i czasem darował pewne niedociągnięcia. Najbardziej śmieszą mnie niektórzy praktykanci.. tak jak jeden z zeszłego roku od biologii. Moge sie zalozyc o co kolwiek ze uczył go fizyki prof Z. , juz podczas czytania obecności nie potrafił powtorzyc tego samego nazwiska tylko mowił “DRUUGIE”. Takim sposobem autorytetu nie zyska… a się tylko osmieszy (jak to bylo w mojej klasie)
- 1