Umarł wódz, niech żyje wódz! - cz. 2
Minęło kilka godzin od pożegnania z elfką. Tacjan nie wiedział czy idzie w dobrym kierunku. Nie wiedział nawet gdzie jest. Zbliżał się wieczór. Było coraz zimniej. Zapiął swoją dżinsową kurtkę i ruszył dalej przed siebie. Zaczął się zastanawiać, dlaczego nie wziął ze sobą cieplejszego okrycia, wody i czegoś do jedzenia. Przeszukał kieszenie. W spodniach znalazł wisiorek, kilka drobniaków, zdjęcie cioci i niedziałający zegarek, natomiast w kurtce scyzoryk wielofunkcyjny, czapkę, którą teraz założył i kilka karmelków. Włożył jednego do ust i ze zrezygnowaniem przyspieszył kroku. Rozglądał się jednak dookoła, żywiąc po cichu nadzieje, że po drodze spotka jakichś życzliwych ludzi.
Szczęście mu dopisało i zaledwie godzinę po zmroku zobaczył na horyzoncie małą chatkę. Na wszelki wypadek zmienił swój wygląd, żeby wyglądać bardziej ludzko. Jego wielkie, zielone oczy zmieniły się w brązowe o normalnym rozmiarze. Zapukał. Drzwi otworzyła mu kobieta w kwiecie wieku z podkrążonymi oczami. Na rękach trzymała dziewczynkę, a z tyłu za jej spódnica chował się mały chłopiec.
- Witam - odezwał się Tacjan.
- Dobry wieczór - odpowiedziała nieśmiało kobieta.
- Nazywam się Tobiasz - przedstawił się nieprawdziwym imieniem, ponieważ nie do końca ufał nieznajomej.
- A więc co cię tu sprowadza, Tobiaszu?
- Turunan napadli na rebeliancką kryjówkę, a ja uciekłem. Zgubiłem się w lesie i szukam schronienia na noc.
- Proszę, wejdź. Daniel, Emilka, przywitajcie gościa - powiedziała zmęczonym głosem kobieta.
- Dobry wieczór. Chłopiec, który dotąd ukrywał się za swoją mamą, odważnie wyszedł z ukrycia i podał rękę Tacjanowi, natomiast dziewczynka skinęła grzecznie głową.
- Daniel zaprowadź gościa do salonu, a ja w tym czasie zaparzę napar ziołowy – powiedziała kobieta i wyszła z izby.
Chłopiec poprowadził go wąskim korytarzem do małego pokoju na tyłach domu, w którym stał trochę zniszczony kominek. Gestem zachęcił Tacjana do zajęcia miejsca na podłodze, na której na rozłożonej słomie, leżał położony koc.
- Tu możesz się przespać - powiedział Daniel.
- Dobrze, dziękuję – Tacjan uśmiechnął się do malca.
Do izby weszła kobieta niosąc w dłoniach kubki z jakimś mocno pachnącym naparem.
- Przepraszam, że to nie herbata, ale mieszkamy dość daleko od szlaków handlarzy, a nawet gdyby tak nie było, to i tak nie mam tyle pieniędzy, aby ją kupić…
- Nic nie szkodzi. Ten wywar pachnie wyśmienicie… - Tacjan nie powiedział tego dlatego, że chciał być dla niej miły, bo napar pachniał faktycznie pięknie.
- W każdym razie odkąd mój mąż… - zamilkła unosząc oczy w przestrzeń.
- Z jakich ziół jest ten napar? - zapytał Tacjan, chcąc przerwać niezręczną ciszę.
- Melisa, mięta i parę innych ziół, które udało mi się w lesie znaleźć. Na szczęście znam się na ziołach, potrafię rozróżniać jadalne od trujących i potrafię polować, dlatego na razie nie głodujemy. Jak widzisz, dom jest częściowo zniszczony, ale nadaje się jeszcze do mieszkania, dlatego nie musimy szukać póki co innego schronienia. Na dole jest też spora piwnica, gdzie można się schować… . Mówiłeś coś o rebeliantach - zmieniła temat.
- Tak. Moja mama należała do ruchu oporu i gdy zmarła, zaopiekowali się mną jej najlepsi przyjaciele. Oczywiście często przenosiliśmy się z miejsca na miejsce, aby nikt niepożądany nas nie znalazł, jednak ten jeden raz oni byli szybsi. Chciałem walczyć razem z resztą, ale oni kazali mi uciekać… Nie mogłem nic zrobić. – Historia, którą opowiedział kobiecie faktycznie wydarzyła się w jego życiu wiele lat temu, ale nie wszystko było w niej prawdziwe. Opiekę nad nim przejęła bowiem wówczas ciocia i to razem z nią udało mu się uciec przed Turunan.
- Nie obwiniaj się. To nie ty ich zabiłeś, lecz Turunan. Jak późno - kobieta spojrzała za okno, po czym skierowała spojrzenie na dwójkę swoich dzieci i powiedziała - Emilka, Daniel, czas spać.
- Opowiem wam Bajkę. Chodźcie stąd, bo Tobiasz na pewno chce już odpocząć.
- A czy mogłaby pani opowiedzieć bajkę dzieciom tutaj? - podniszczony kominek wyglądał na jedyne źródło ciepła w tym domu, co oznaczało, że w innych pomieszczeniach musiało być o wiele chłodniej.
- Dobrze. W takim razie zostaniemy tu, aż skończę opowiadać bajkę. Było to dawno temu… - Kobieta miała dar mówienia, dzięki czemu słuchało się jej cudownie. I choć Tacjan słyszał tę historię kilkakrotnie z ust swojej ciotki, miał teraz wrażenie, jakby to on sam znajdował się w tym ciemnym lesie razem z małą, bezbronną dziewczynką w papierowej sukience. Zasłuchał się tak mocno, że nawet nie zauważył, kiedy Emilka, Daniel zasnęli.
- Pięknie pani opowiada.
- Na imię mam Eliza i dziękuję za komplement - uśmiechnęła się do niego.
- Bardzo ci dziękuję.
- Nie masz za co, ja tylko…
- Ugościłaś mnie, kompletnie mnie nie znając - przerwał jej.
- No tak, teraz będę musiała przenieść ich do sypialni – uśmiechnęła się.
- Nie musisz. Zostaw ich tutaj, bo tu jest chyba najcieplej. To ja się przeniosę, aby się nie rozchorowali.
- Dobrze i jeszcze jedno, gdybyś tak chciał w nocy opuścić dom po cichu - popatrzył na nią zdziwiony. Skąd znała jego plany? - Nie patrz tak na mnie. Widzę to w twoich oczach. Jeśli tak zrobisz, to możesz zabrać ze sobą część z moich zapasów i kurtę po moim mężu. Myślę, że będzie na ciebie pasować. Dobranoc.
- Dobranoc i dziękuję ci za wszystko.
Wyszedł z pokoju i usiadł na krześle w kuchni. Aż tak miał to wszystko wypisane na twarzy? Faktycznie chciał w nocy wyjść i udać się w dalszą drogę, jednak nie miał zamiaru niczego z tego domu zabierać. Tak naprawdę kobieta była bardzo biedna i wszystko, co miała, było im potrzebne, aby mogli przetrwać. Przez chwilę bił się z myślami, jednak w końcu postanowił, że weźmie tę kurtkę, pudełko zapałek, jedną butelkę z ziołowym naparem oraz pół bochenka chleba, ale za to zostawi im wszystkie drobniaki, jakie miał w swoich kieszeniach, zegarek, wszystkie karmelki oraz najcenniejszą rzecz, jaką miał przy sobie: elficki talizman leczący wszelkie rany. Karmelki dorzucił ze względu na dzieciaki, które na pewno dawno nie jadły czegoś słodkiego, nie licząc miodu i dzikich leśnych owoców.
Nad ranem wyszedł z domu. Dzięki kurtce nie odczuł aż tak mocno zmiany między domem, w którym w kominku wesoło tańczyły jasne języki ognia, a skrajem lasu, gdzie już panował jesienny ziąb.
Szedł wąską dróżką, oświetlając ją sobie zapałką, która powoli się jednak wypalała, dając liche światło. W lesie było głucho i najmniejszy szelest liści sprawiał, że Tacjan nerwowo podskakiwał. Nie chciał, aby znalazła go jakaś zwierzyna, ale nie potrafił zachowywać się ciszej. Za bardzo się bał. Musiał jednak iść dalej.
Gdy ostre promienie słońca zaczęły prześwitywać między koronami drzew, zastępując blade światło księżyca, poczuł ulgę. Ułamał sobie kawałek chleba, posilił się i poszedł dalej. Czuł się zmęczony. Szukał jakiejś jaskini, gdzie mógłby chwilę odpocząć. Nie minęło dużo czasu i znalazł idealne miejsce. Ułożył się wygodnie na ziemi i zapadł w sen. Sen pełen koszmarów, w którym głównymi bohaterami byli jego najbliżsi, a także, co wydało mu się dziwne, Eliza wraz ze swoimi dziećmi. Byli gdzieś uwięzieni, a on choć próbował z całych sił, nie mógł ich uwolnić. Obudził go upadek głazu. Na szczęście nie poturbował go zbyt mocno. Wstał wolno, otrzepał się i wyjrzał z jaskini. Było samo południe. Wypił łyk słodkawego naparu i poszedł dalej.
Wędrował tak cały dzień, mając nadzieję, że zmierza w dobrą stronę. Idąc, obwiniał samego siebie o tę spontaniczną decyzję.
- Gdybym chociaż przygotował się do drogi - mamrotał pod nosem sunąc dalej naprzód.
Gdy zapadł zmrok, zobaczył za drzewami bardzo jasne światło. Wiedział już, że trafił we właściwe miejsce, ponieważ ludzie raczej starali się ukrywać swoje miejsce pobytu, nie mówiąc już o rebeliantach. Takie jasne światło mogła mogło bić tylko od jednej rzeczy - Twierdzy Isuuna.
Powoli ruszył w stronę bramy twierdzy „wielkiego Isuuna”, gdzie natychmiast został zatrzymany przez straże.
Grafika:
Komentarze [3]
2020-10-21 18:08
Czekałam na 2 część jest świetna.
2020-10-20 18:32
Ciekawe. Fajnie się czyta
2020-10-16 19:27
niezłe
- 1