Szkolna Gazeta Internetowa Liceum Ogolnoksztalcacego im. Mikolaja Kopernika w Tarnobrzegu

W deszczu i we mgle, czyli tegoroczny Święty Krzyż   

Dodano 2005-09-26, w dziale relacje - archiwum

Domyślam się, że mój poprzedni artykuł na ten sam temat, był najwyraźniej antyreklamą tej formy „wypoczynku” i spędzenia wrześniowego weekendu. Najlepszym dowodem na to jest fakt, że w tym roku, liczba chętnych z dwudziestu paru spadła do kilku osób, mieszczących się w granicach dziesięciu. Możliwe, że wiadomość o tym, że nie jest przewidywany nocleg, a meteorolodzy zapowiadają niesprzyjającą pogodę, uniemożliwiającą opalanie się, odebrała naszej licealnej młodzieży jakiekolwiek chęci opuszczania cieplutkiego domku. Szkoda.
Było to już VIII spotkanie młodzieży zamieszkującej teren naszej (sandomierskiej) diecezji. Oczywiście miało mieć w większości charakter religijny. Pewnie, że ci bardziej gorliwi przeżyli je maksymalnie duchowo i udało im się pogłębić swoją wiarę, ja jednak postaram się opisać mój pobyt w tym miejscu, w tym czasie i z tymi ludźmi, ze strony czysto ludzkiej, nie wkraczając na tematy wiaropodobne.
17 września. Chłodno zapowiadająca się sobota. Wyjazd o 7:30, czyli malujące się zaspanie na twarzach wyjeżdżających. Autokar w stanie pozostawiającym wiele do życzenia, oczywiście nie zaopatrzony w klimatyzacje. Brak ogrzewania zastępował żar ciał, gdyż nasz pojazd był pełny i posiadał niewiele niezajętych miejsc. Prawie trzy godziny jazdy, podczas której serwowano nam piosenki z lat 80-tych, kończąc na „nowoczesnych” Spice Girls. Ogólnie, mimo tych wielu „ale”, dojechaliśmy szczęśliwie.
Co prawda widoki jakie ujrzeliśmy przy bramach parku, nieco nas przeraziły. Ludzie ubrani byli w zimowe kurtki, mieli czapki i szaliki, grube golfy, niektórzy kozaki, a rękawiczki były normalnością. Mimo to, owi osobnicy trzęśli się z zimna. Niektórzy z nas (w tym ja), założyli raczej stroje z półki ubrań jesiennych, a nie zimowych, więc wywróżyłam sobie i im nieciekawą perspektywę tych kilkunastu godzin. Na domiar złego padał deszcz.
Mieliśmy to szczęście, że kierowca naszego autobusu podjechał pod tą bramę parku, gdzie na szczyt prowadziła droga asfaltowa, więc nasze buty, po wyjściu na górę, zachowały swój nieubłocony stan. Wspinając się, rozważa się stacje Drogi Krzyżowej, ale to tylko teoria, bo stanowcza większość „pielgrzymów” zawiera w tym czasie nowe znajomości, bądź pogłębia stare więzi jednocząc się w bólu narzekania, w jakimś sensie przeszkadzając tym, którzy przyjechali się rzeczywiście pomodlić.
Centralnym punktem spotkania jest Msza. Wszyscy wyczekują jej z niecierpliwością, a to z prostej przyczyny: zaraz po niej wydawany jest posiłek, którym w tym roku (w przeciwieństwie do ubiegłego) była grochówka. Czekało się na nią wyjątkowo, bo obok gorącej herbaty w beczkowozie po mleku, stanowiła jedyną, rozgrzewającą żołądek rzecz. Wraz z moimi koleżankami pełniłyśmy bardzo odpowiedzialną i „światową” role: karmiłyśmy wygłodniałych, nalewając im zupę do praktycznych, plastykowych miseczek. Oczywiście niejeden, co wynikało z naszego pośpiechu i roztargnienia, dostał swoją porcje np. na bucie albo na spodniach. Ale miało to swoje dobre strony, bo użyczając poszkodowanemu chusteczki, można było porozmawiać. Nikt nie miał pretensji, a wręcz ludzie śmiali się sami z siebie i chętnie nam pomagali.
Scenę muzyczną zajął zespół Consistor, znany przeważnie z festiwali muzyki religijnej (jedną z wokalistek jest koleżanka z naszego LO, którą pozdrawiam J ). Problemy techniczne sprawiały, że koncert nie odniósł zamierzonych efektów, chociaż to moje subiektywne zdanie. Byli wśród ok. 2 tys. młodych ludzi tacy, którzy potrafią się wszędzie dobrze bawić, bez względu na rodzaj i pochodzenie muzyki. Mimo wszystko, niestety ja nie znalazłam się w tym gronie i nie jestem zachwycona.
Podsumowując: jak to potocznie się mówi: „w kupie siła”. Tego w tym roku zabrakło. Przez to, że ludzi było mniej, nie udało się uzyskać takiego efektu jedności, jak chociażby rok temu, kiedy było ponad 4 tys. czy przed dwoma laty, gdy liczba uczestników przekroczyła 8 tys. Wydaje mi się, że chociaż głównym celem wyjazdu jest chwila refleksji i modlitwa, to szczególną i bardzo ważną rolę pełni tu drugi człowiek. Przy tego typu masowych „imprezach”, jak np. Święty Krzyż, wychodzi kto tak naprawdę jest tolerancyjny, kto umie dostrzegać potrzeby innych, a nie tylko widzi własne ego i kto umie świadczyć o tym, kim jest i co swoją postawą prezentuje. Szkoła życia, choć tylko kilkunastogodzinna, to jednak warta wysiłku i poświęcenia. Powtórzymy ją za rok.

Oceń tekst
Średnia ocena: 0 /0 wszystkich

Komentarze [4]

~mara z.
2005-10-01 18:43

Pauliannko droga! cieszę się ,że piszesz o sprawach dotyczących rzeczywistości. zresztą mówiłam Ci już, co o tym myślę i wiesz, o co chodzi:) piękne, prawidłowe! konstrukcje zdań, umiejętnie dobrane słowa, przejrzystość! i duża doza krytycyzmu czyli to, co ja doceniam w szczególności…:*

~Paulianna
2005-09-26 20:42

Raczej moje tematy są przewidywalne;)
P.S.Ktoś na tym świecie musi być pesymistą,nie? :)

~Domc!a
2005-09-26 20:17

Hehe zapomniałam dodać, że od razu po tytule wiedziałąm, że ten artykuł to Twoja sprawa :D

~Domc!a
2005-09-26 20:15

Mi niestety z powodu nauki, zdrowia i finansów nie było dane pojechać w tym roku na Święty Krzyż. Twój artykuł nie jest przepełniony optymizmem, na pewno pełniejszy słonka był poprzedni, ale ja i tak wiem, że tego typu “spendy” to cudowna rzecz i mam nadzieję, że uda mi się poczuć atmosferę tego rodzaju meetingu już w przyszłym roku.

  • 1

Dodaj komentarz

Możesz używać składni Textile Lite

Aby wysłać formularz, kliknij na słonia (zabezpieczenie przeciw botom)

Najaktywniejsi dziennikarze

Artemis 27artemis
Hush 15hush
Hikkari 11hikkari

Publikujemy także w:

Liczba osób aktualnie czytających Lessera

Znalazłeś błąd? - poinformuj nas o tym!
Copyright © Webmastering LO Tarnobrzeg 2018
Do góry