Szkolna Gazeta Internetowa Liceum Ogolnoksztalcacego im. Mikolaja Kopernika w Tarnobrzegu

Wstydliwy powód do dumy   

Dodano 2008-10-12, w dziale felietony - archiwum

Rok 1989. Solidarność. Okrągły Stół. Tym dziś możemy się szczycić. Ale nie wystarczy wygrać. Trzeba umieć coś z tym zwycięstwem dalej zrobić. A może lepiej już nie wygrywać, niż zmarnować i zhańbić tak ogromny sukces? Ale zacznijmy od początku.

Pisałem wcześniej o bezkrytycyzmie wobec naszej własnej historii. Zganiłem tych, którzy jedynie w jasnych barwach malują portrety słynnych Polaków. Zatem powinienem pochwalić ludzi podchodzących do historii z dużą dozą krytycyzmu. Niektórzy jednak, nie znając umiaru, przeciągają linę w drugą stronę i węzeł prawdy zamiast pozostać na środku, wędruje z „wybielania” na „oczernianie”.

Gdy po drugiej wojnie światowej władzę w Polsce objęli komuniści, doktryną stało się stwierdzenie, że AK jest do szpiku kości zła, a niepodległość zawdzięczamy wyłącznie żołnierzom radzieckim i LWP. Dziś z kolei krzywo patrzy się na kogoś, kto wypowie krytyczne słowa pod adresem polskich partyzantów, a zwyczajnym żołnierzom ze wschodu (których tragedią było służenie pod dowództwem Stalina) odbiera się prawo do chwały. Czy tak trudno znaleźć umiar? Lojalni wobec PZPR historycy pospiesznie wymazali z kart historii takie nazwiska, jak gen. W. Sikorski lub S. Grot-Rowecki. Zniknęły one, jakby ci ludzie nigdy nie istnieli lub nadano im negatywny ton. Czy nieumieszczenie L. Wałęsy, B. Lisa i innych na liście IPN nie było działaniem analogicznym? Czy nie był to proceder mający na celu niby nie kłamstwo, ale jednak jakieś przemilczenie? Oficjalnym tłumaczeniem było to, że „lista jest jeszcze niepełna”. Tylko dlaczego niepełna akurat o nazwiska niechętne obecnemu prezesowi Instytutu? Kto zhańbił się tym czynem? Tak, nikt inny jak Instytut Pamięci Narodowej, organ którego celem jest badanie naszej historii i przedstawianie jej taką, jaką była naprawdę. Dlaczego więc Instytut jednych pamięta lepiej, a drugich gorzej? Wszak to organizm nie stary, więc skleroza mu nie grozi, a pamięć jednak taka wybiórcza. Cóż, pozostawiam to do oceny czytelnikom.

Druga sprawa to odpowiedzialność zbiorowa. Nawet skrytykowany kiedyś przeze mnie Henryk Sienkiewicz był w stanie napisać, że wśród tych zepsutych Rzymian zdarzali się i dobrzy ludzie. Dlaczego więc często pokutuje opinia, że wszyscy funkcjonariusze SB są jednakowo winni? Solidarność walczyła o sprawiedliwość, więc dlaczego teraz o niej zapomniała? A może funkcjonariuszom SB sprawiedliwość się po prostu nie należy? Nie mam zamiaru bronić całej tej instytucji. Ale nawet w sądzie każdy członek grupy przestępczej ma oddzielne zarzuty, oddzielne motywy, oddzielne okoliczności łagodzące i wreszcie otrzymuje oddzielny wyrok. Po pierwsze, nie należy moim zdaniem w żadnym razie porównywać SB do grupy przestępczej – działała w końcu zgodnie z obowiązującym w PRL prawem. Ci, którzy to prawo łamali, powinni niezwłocznie ponieść tego konsekwencje. Jednak słyszy się o tym, aby zmniejszyć emerytury wszystkim oficerom SB po równo - tym, którzy bili internowanych i tym, którzy przekładali papierki. I gdzie tu jest sprawiedliwość? Pomijam fakt, iż niektórzy kłamią, że każdy funkcjonariusz ma emeryturę równie wysoką jak gen. Kiszczak.

A teraz kierując się ku puencie, zostawmy te historyczno - polityczne dywagacje i zajmijmy się tym, co lubię najbardziej - spojrzeniem z filozoficznego punktu widzenia.

Dziś szczycić się możemy faktem, że „jesień ludów” przebiegła u nas bezkrwawo. Osiągnięto kompromis przy Okrągłym Stole, nie doszło do walk na ulicach i nikt nie wykonano żadnych egzekucji, jak chociażby w Rumuni (zabójstwo Nicolae Ceauşescu). Tak to jednak z ludźmi często bywa, że gdy się ich tylko pochwali, zaraz coś głupiego wymyślą. I tu rzecz się miała nie inaczej. Kiedy z perspektywy kogoś urodzonego po 89. roku przyglądam się dziś wrogości pomiędzy dawnymi działaczami Solidarności, czuję ogromny niesmak i zażenowanie. Rozumiem spory ideowe, ale niepoparte dowodami oskarżenia o zdradę (czyli o współpracę z SB) są co najmniej niehonorowe, zaś podejrzenia o chęć otrucia (A. Walentynowicz tak uzasadniła odmowę przyjścia na uroczystość organizowaną przez L. Wałęsę) są po prostu śmieszne. Podobnie stało się na Ukrainie, gdy obóz „Pomarańczowej Rewolucji” skonfliktował się wewnętrznie. Zadziwiający jest fakt, że osoby idące ramię w ramię przeciw wspólnemu wrogowi, gdy tylko odniosą sukces, zaczynają skakać sobie do oczu. O pierwszeństwo przemawiania, o wytłuszczenie nazwiska w podręcznikach, o to, kto ważniejszy, kogo będzie więcej w telewizji i na wiecach, kto się wybije, kto ile wyssie ze wspólnego sukcesu, kto dalej zajedzie na tym koniu Rewolucji. Nieważne, że wczoraj razem walczyliśmy z niedźwiedziem. Dzisiaj będziemy walczyć między sobą o niedźwiedzia – komu skóra, komu mięso, a komu gołe kości?

Bismarck miał chyba rację, mówiąc, że„wystarczy dać Polakom władzę, a sami się wykończą”, ale byłbym mocno niesprawiedliwy, gdybym zawęził to określenie tylko do naszego narodu. Pamiętamy przecież francuskich Jakobinów, pamiętamy stalinowskie czystki, pamiętamy w końcu wspomniane już wydarzenia na Ukrainie. Do tego grona dołącza dziś polska Solidarność ze swoją zawiścią (o to, że „tamtym się udało”, że „tamci mają więcej”), wzajemnymi oskarżeniami, wyciąganiem teczek, sabotowaniem uroczystości… Racja, że w porównaniu z masowymi mordami, to wręcz „dziecinada”. Dokładnie „dziecinada” - jak małe dzieci ścierające na tablicy własne podpisy i rysunki czy też złośliwie zmazujące gąbką dzieła innych dzieci. Jak małe dzieci, które otumanione widokiem czarnej tablicy i kawałków kolorowej kredy zapomniały zupełnie o złożonych wcześniej obietnicach. A jak na ironię - kolebka tego ruchu, stocznie, chylą się dziś ku upadkowi. Kolejna rewolucja pożarła własne dzieci?

Ale czy to tak dziwi? Czy historia widząc dziś celebrowanie wspólnego święta w oddzielnych „okopach”, wybiórczą pamięć i zadżumione zawziętością przetrząsywanie archiwów, nie powie czasem „ja wiedziałam, że tak będzie”? Wszak zawiść, rywalizacja, niszczenie konkurencji i manipulacje prawdą - to wszystko takie historyczne, bo przecież takie ludzkie. „Solidarność jest owocem…” - wielokropek należałoby zapełnić wartościami, o których wielu już chyba zapomniało. Bo po co wracać do korzeni, lepiej być na wierzchu. I chyba nie przypadkiem wierzch pierwszy pokrywa się pleśnią.

Grafika:

http://farm4.static.flickr.com/3295/2673845054_51221a2311.jpg?v=0

Oceń tekst
Średnia ocena: 5 /41 wszystkich

Komentarze [1]

~Moczo_absolwent
2008-10-12 11:13

Trudno Ci nie przyznać racji, drogi autorze.
Jednakowoż chciałem zauważyć, iż w kwestii emerytur byłych pracowników aparatu bezpieki była już ustawa, jeszcze za rządów PiS. Nie wiem, dlaczego projekt upadł, bo jego założenia były dużo lepiej opracowane i różnicowały SB-ków na kilka grup, bodajże cztery. Nie pamiętam, jak ten podział dokładnie przebiegał; zdaje się, że najwyżej “karani” mieli być oficerowie “ideowcy” oraz Ci, którzy robili to dla pieniędzy, nieco mniejsze “represje” miały spotkać tych, którzy działali poniekąd z konieczności. Byli również uwzględnieni Ci, którzy korzystając z ze stanowiska, pomagali walczącemu podziemiu i tych ostatnich żadne “represje” miały nie dotykać.
Jeśli chodzi natomiast o dzisiejszą politykę, to muszę stwierdzić, że podstawowy element demokracji jest u nas wspaniale rozwinięty. Mam na myśli pluralizm.
W rzeczywistości jednak brakuje nam prawdziwego męża stanu, i rządu, który przed rozpoczęciem działania usiądzie i zastanowi się, co można zrobić wciągu 4 lat, a potem konsekwentnie to realizować, nie patrząc na słupki poparcia. Oczywiście dzisiejszy rząd nie ma ani chęci, ani możliwości rządzić w ten sposób ze względu na totalny i bewzględny opór władzy wykonawczej. Poprzedni rząd miał ku temu idealny klimat polityczny i rzeczywiście działał, chociaż przyznać trzeba, że kierunek i formy działania pozostawiały wiele wątpliwości prawnych i moralnych.
Na koniec jeszcze kilka słów o naszym prezydencie, którego krnąbrny upór może przynieść już niedługo wspaniałe owoce.
Mam na myśli mianowicie ustawę o wcześniejszych emeryturach. Lech Kaczyński szumnie zapowiadał, że nie podpisze ustawy, która pozbawi przywilejów emerytalnych wiele grup zawodowych i zredukuje liczbę osób uprawnionych do wcześniejszej emerytury z 1,1 mln do 270 tys. I ja go rozumiem! Najwyraźniej poradził się biskupa i stwierdził, że wcześniejsze emerytury to niesprawiedliwość społeczna – jeden z nowych grzechów głównych. I chwała Panu za to, Panie Prezydencie! Bez tej ustawy nikt już nie będzie miał prawa do wcześniejszej emerytury! I o to chodziło!

  • 1

Dodaj komentarz

Możesz używać składni Textile Lite

Aby wysłać formularz, kliknij na słonia (zabezpieczenie przeciw botom)

Najaktywniejsi dziennikarze

Luna 100luna
Komso 31komso
Artemis 25artemis
Hush 11hush

Publikujemy także w:

Liczba osób aktualnie czytających Lessera

Znalazłeś błąd? - poinformuj nas o tym!
Copyright © Webmastering LO Tarnobrzeg 2018
Do góry