Wszystkie wasze bazy są należeć do nas!
Nauka to nie wszystko. Owszem, jest ważna, ale cóż innego można robić w domu, gdy co chwilę wstaje się z ciepłego łóżeczka, żeby przynieść sobie koleją paczkę chusteczek, a tabletek do połknięcia zostało jeszcze na sześć dni? Sporo ludzi preferuje czytanie, jako czasoumilacz. Fakt, sposób dobry, ale nie każdy może wysłać kogoś (czyt. tatę, mamę lub młodszego brata / siostrę) do biblioteki. No i trzeba mieć chęć do wysilenia mózgownicy.
Opcja dla leniwych: filmy. Są lepsze i gorsze, historyczne i S-F, w 3D i nie. Największy problem, to brak naprawdę dobrych, polskich filmów. Dziś, w XXI wieku, z łatwością znajdziemy hity amerykańskiego kina w przetłumaczonej wersji. Są trzy możliwości: napisy, lektor i wersja dubbingowana. Jednak gdy umysł trapi gorączka, ciężko jest czytać napisy, a słuchanie lektora powoduje natychmiastowe uśnięcie. Nie ma to jak spaść z łóżka, gdy po przydługiej scenie z rozmowami bohaterów następuje scena jak z lądowania w Normandii. Problem ten częściowo załatwia dubbing.
Dubbing to stworzenie od podstaw ścieżki dialogowej w lokalnym języku. Tak twierdzi ciocia Wiki. W Polsce, na szczęście, w większości filmów i seriali występuje lektor. Ale w Czechach wszystkie filmy jak leci są dubbingowanie. Słynna jakiś czas temu była scena z „Gwiezdnych Wojen”, w której Darth Vader przyznaje się, że jest ojcem Luke’a. W oryginale była to bardzo ciężka scena, którą kończył ponury głos Vadera, mówiącego: „No, I am your father”. W czeskiej wersji, w zależności od tłumacza, były dwie możliwości:
1) Ne, já jsem tvůj otec!
2) Luku, já jsem tvůj tatinek!
Bracia Czesi i tak bardzo się postarali, by było jak najlepiej. Cóż, różnic językowych nikt ni przeskoczy. Ale kiedy humoru brak lub wpadła do Ciebie z wizytą jesienna depresja, proponuje obejrzeć sobie czeską wersję. A, i jeszcze japońską. Zresztą, japoński język demoluje każdą cięższą scenę z europejskiego lub amerykańskiego filmu. Znacznie weselej robi się, gdy głos nie nadąża za postacią lub na odwrót, postać w samolocie, a głos już wychodzi z lotniska.. To w sumie jest bardziej denerwujące niż śmieszne, ale i z tym sobie poradzono, zatrudniając gościa od dobierania głosu aktorów do postaci na ekranie (dialogisty). Sporym problemem jest też brak wersji dubbingowanej sporej części filmów klasy światowej.
Tańszą alternatywą jest lektor. Ten typ działalności jest chyba specjalnością dźwiękowców Polsatu - na tym kanale wszystko jest czytane. Wydaje mi się, że jest to opcja właściwa dla leniwych lub niedouczonych fanów kina. Lektor jest zazwyczaj obojętny, nie przekazuje zbyt wiele emocji, więc by do końca zrozumieć przekaz filmu trzeba też słuchać oryginalnych głosów. Sam często z niego korzystam, bo jest wygodny, ale i tu mogą wystąpić problemy, głównie z niewłaściwym tłumaczeniem. Kto bardziej kumaty w językach, natychmiast znajdzie różnice – od pojedynczych słów do całych zdań wyciętych bądź dołożonych. Zdarza się to nawet w największych superprodukcjach. Ale tego nie czuć aż tak bardzo przy oglądaniu. Sztuką jest też dobranie odpowiedniego lektora do klimatu filmu. Czy wyobrażacie sobie bajkę, którą czyta osoba podkładająca głos pod Terminatora? Na szczęście, takie kuriozalne sytuacje zdarzają się rzadko. Znacznie częściej to Terminator mówi miękkim, kobiecym głosem.
Jak już głowa nie będzie boleć, to można obejrzeć sobie film z napisami. Tylko najpierw trzeba znaleźć takie, które idealnie pasują do danej wersji filmu. A z tym może być trochę zachodu. Przede wszystkim nie zapomnijmy o właściwej wersji językowej tych napisów. Poza tym trzeba się wysilić, poczytać odrobinkę, no i pamiętać, że mniejszą uwagę kieruje się wówczas na akcję dziejącą się na ekranie. Ale dla chcącego nic trudnego. To najlepsze z możliwych rozwiązań dotyczących problemów z obcym językiem. Chociaż i tak można zgłupieć od niektórych tłumaczeń. Napisy zawsze można jednak poprawić, gdyż zazwyczaj są one zapisane w pliku tekstowym.
Już jesteśmy prawie zdrowi, lekcje z dzisiejszego dnia odpisane, wszystkie filmy będące w domu obejrzane. No to zagrajmy w coś! Sytuacja z tłumaczeniami gier komputerowych i konsolowych jest bardzo podobna do tej z filmów i seriali. Tyle, że problemy są znacznie częstsze. W końcu gry z jakimkolwiek dźwiękiem pojawiły się prawie pięćdziesiąt lat po pierwszym niemym filmie! Gry jednak rozwinęły się i nadal się rozwijają w znacznie szybszym tempie niż filmy, ale w większości produkcji spolszczenia są nadal na rewelacyjnie niskim poziomie.
Wspomniane w tytule wyrażenie pochodzi z japońskiej gry „Zero Wing”. W oryginale brzmiało ono: „All your base are belong to us!” Ale nie dziwmy się. Jest to jedna z pierwszych w pełni przetłumaczonych gier, która na rynku polskim ukazała się w 1992r. Przez dobre kilka lat sytuacja raczej się nie zmieniała. Teraz powinno być inaczej, ale nadal zdarzają się podobne „kwiatki”, np. w raczej średnio ocenianej serii „Mount & Blade”. U handlarza możemy znaleźć tam coś takiego jak: „Wygięty przedmiot Koń Bojowy”. Pierwszy problem – czy koń może być wygięty? Jeśli tak, to w którą stronę? Drugi problem – czy koń jest przedmiotem? Chyba tak samo jak ślimak rybą (według Unii Europejskiej tak właśnie jest). Jeśli znacie jakieś inne śmieszne wpadki tłumaczy, to napiszcie o nich proszę w komentarzach.
A co z dubbingiem w grach? Jest kilka możliwości. Najtańsza, to tak samo jak przy filmach i serialach, lektor. Tylko, że nie do każdej gry on pasuje. No i trzeba to umieć zrobić. Zazwyczaj ta opcja spotykana jest w tanich tworach, ale bywa też w starszych tytułach klasy AAA. Wtedy okazuje się, że albo wydawca nie pomyślał, albo chciał na siłę „uszczęśliwić” graczy. Obecnie lektor spotykany jest w produkcjach niszowych i niezależnych. Najlepszy, z jakim miałem do czynienia, występuje w serii S.T.A.L.K.E.R. Oprócz bardzo dobrego, klimatycznego spolszczenia napisów, połączono oryginalne, rosyjskie dialogi z polskim lektorem Mirosławem Uttą. Wyszedł miks idealny. Polecam posłuchać nawet na youtube jakiejś rozmowy z NPC.
W tym momencie w grach spotyka się głównie dubbing. Problemy są w zasadzie takie same jak w filmach. Tyle, że w przypadku gier zazwyczaj przerywniki nie są długie i w zupełności wystarczyłyby napisy. No, ale nie wszyscy gracze umieją tak szybko czytać, by się wyrobić. Tak więc skazani są na czytaczy. Pal licho, jeśli wszystko zostało dobrze nagrane. Często mimo dobrych aktorów ich wykorzystanie woła o pomstę do nieba, więc zdarzają się sytuacje, że młody, wyluzowany właściciel najmodniejszego klubu w mieście, mówi głosem menela z jakiegoś serialu. Ale spokojnie, dawniej było jeszcze gorzej. Na początku brano do dubbingu kumpli, członków rodziny czy wręcz ludzi z ulicy. A takiemu Staszkowi spod sklepu zależało na każdej złotówce, prowadzili go więc do mikrofonu i dukał, bo czytaniem nazwać to trudno. Zdarza się, że nawet dobrzy aktorzy, dostający za dubbing mnóstwo kasy, partaczą wszystko i grają tak sztucznie, że uśmiech pojawia się na ustach nie wtedy, kiedy trzeba. Oczywiście pominiemy problemy z dopasowaniem tekstu do ruchu warg. Cóż, nie każde studio ma tyle kasy, by zatrudnić specjalistę w tej dziedzinie. A co jeśli aktorzy dobrani, ruch warg dopasowany, głosy pasują do postaci, wszystkie kwestie zostały nagrane z odpowiednim akcentem, intonacją, itd. I tutaj można jeszcze coś popsuć. Każdy zna chyba grę „Mass Effect”. Jej twórcy postarali się o takie szczegóły, jak różniące się głosy poszczególnych ras, np. takie lewitujące galaretki mówiły w oryginale jakby przez syntezator. W polskiej wersji wszystko to znikło i pojawiła się idealna polszczyzna.
Nie ma jednego języka na Ziemi (jeszcze). Daleko nam jeszcze do tego, by wszyscy zrozumieli każde słowo czy frazę wypowiedziane w filmie lub napisane w grze. Dlatego funkcja tłumacza będzie jeszcze bardzo długo opłacalnym zajęciem. Żeby tylko tłumacz był dobry, kasy na dialogistę było dużo, aktorzy z ochotą i zapałem wymawiali swoje kwestie, a wszystko to znalazło się w ciekawym filmie lub grywalnej grze. A że to nie możliwe, to cieszmy się póki co tym, co mamy.
Grafika:
Komentarze [3]
2013-09-30 13:29
hahahahahha aledobry artykł i sieciesze ze go pszeczytalem bo mi sie podobał :)))))) dzienki stary wiencej takich napisanek prosze :)))
2013-09-27 21:59
Lektor może i jest najtańszy ale jak mam wybierać pomiędzy dubbingiem a lektorem to wybieram to drugie ,ponieważ jak mam oglądnąć to piękną scenę w takim wydaniu. Ale ogólnie artykuł bardzo fajny.
https://www.youtube.com/watch?v=riYRCc1iVqA
2013-09-27 16:47
W „Imperium kontratakuje” nie pada kwestia „Luke, I’m your father”, tam jest „No, I am your father”. Link poniżej.
Dobry temat. Osobiście preferuję oglądanie filmów z napisami.http://www.youtube.com/watch?v=A6JnGTXCkHA
- 1