Wzgardzone królowe
Współczesne oblicze monarchii i rodziny królewskiej jest zgoła inne od tego, jakie można było obserwować przez setki lat. Świetnie obrazuje to choćby przykład Domu Windsorów w Wielkiej Brytanii, w którym książę Harry bez żadnych trudności mógł poślubić amerykańską rozwódkę o afrykańskim rodowodzie, a jego starszy brat jako pierwszy książę w historii monarchii nie poślubił arystokratki. Dawniej królewscy rodzice nie pozwalali swoim pociechom kaprysić w tej materii i kojarzyli związki swoich dzieci kierując się potrzebami kraju a nie uczuciami. Bardzo często śluby odbywały się per procura, czyli wybranka składała przysięgę małżeńską przed przedstawicielami dostojnego małżonka, mając ewentualnie przed oczyma jego portret.
Tak wyglądał na przykład ślub Bony Sforzy w Wiedniu z Zygmuntem Starym, choć ten nie miał już takiego pecha jak jego ojciec, który po zobaczeniu panny na własne oczy w Krakowie miał ochotę zwiać, gdzie pieprz rośnie. Taka formuła związku nie była łatwa i nie mogła być gwarantem szczęścia, bo przecież człowiek z koroną na głowie też ma uczucia. Wielu takich rozczarowanych władców otaczało się potem kochankami, a ci bardziej nonszalanccy nawet oficjalnymi metresami. Jednak historia zna też takie przypadki, w których władca ogarnięty miłością silniejszą od zdrowego rozsądku, nie bacząc na czyjekolwiek sprzeciwy, robił wszystko, aby poślubić swą ukochaną bądź abdykować. Historia odnotowała również wiele takich kobiet, które po długiej walce o swoje szczęście, mimo pozornego triumfu, wcale go nie zaznały.
Polakowi wśród takich wielkich miłości najłatwiej wskazać na rodzimy przykład i zarazem najlepiej znaną za granicą polską parę, a mianowicie Zygmunta Augusta i Barbarę z Radziwiłłów. Można by jej nawet nadać tytuł „Miłość w blasku pereł", albowiem Barbara szczególnie uwielbiała te kamienie, a August chętnie jej te klejnoty kupował, choć w tamtym okresie nie było one tanie, bo sprowadzano je z Indii, a nie istniały wówczas hodowle, tylko poławiano je w morzu. Barbara na swojej koronacji założyła wspaniały kołnierz i kaptur, cały z pereł, a wtedy były one tyle warte, ile dziś byłby wart podobny kołnierz z brylantów. Perły Barbary, o których wiedział cały arystokratyczny świat i których jej bardzo zazdrościł, Zygmunt przechowywał jeszcze długo po jej śmierci na pamiątkę, a dopiero po jego śmierci podli dworacy ograbili go i sprzedali je Elżbiecie Wielkiej. Jednak prócz blasku pereł na ich wielką miłość kładło się również wiele cieni. Przede wszystkim Zygmunt był już żonaty i to właśnie z powodu obrzydzenia do żony Elżbiety z Habsburgów, nękanej tzw. wielką chorobą (tj. epilepsją), wyjechał na Litwę, gdzie poznał piękną Barbarę, wdowę po wojewodzie Gasztołdzie. Urzekła go z pewnością urodą, ale jeszcze bardziej litewską swobodą i niezależnością od etykiety dworskiej. Radziwiłłówna nie była jednak odpowiednią kandydatką na żonę, bo była znana z legendarnej wręcz rozwiązłości. Już w trakcie pierwszego małżeństwa naliczono jej chyba około trzydziestu ośmiu kochanków. Od którego z nich zaraziła się także francuską chorobą, którą miała potem zarazić także Zygmunta. Choć to akurat ja bym między bajki włożył, bo Zygmunt jako piętnastolatek był już szkolony w tym zakresie przez dwukrotnie starszą od siebie dwórkę swojej matki (niejaką Dianę di Cordona), która nauczyła go jak zabezpieczyć się przed zarażeniem kiłą Poza tym małżeństwo z siostrą litewskich możnowładców nie wnosiło w sensie politycznym niczego istotnego dla państwa. Usprawiedliwianie Zygmunta, że jego ojciec za pierwszą żonę też nie wziął sobie księżniczki, jest mocno nietrafione, bo ta jednak była siostrą najpotężniejszego na Węgrzech magnata, a Barbara była jedynie ,,poddanką". Niemniej jednak po śmierci ojca, już jako niepodzielny owdowiały władca Rzeczypospolitej, ogłosił, że zamierza się z nią formalnie związać i zaczął czynić starania o koronację. Temu sprzeciwił się walny sejm (królowa matka również była przeciwna), ale wystarczyła jego groźba abdykacji, by przełamać opór wszystkich. I tak w grudniu 1548 roku została koronowana, a królowa Bona pokłócona z jedynym synem, wyjechała z całym do swojej posiadłości na Mazowszu. Jednak szczęście królewskiej pary przerwała ciężka choroba Barbary, a był nią prawdopodobnie rak szyjki macicy. W ostatnich dniach życia, przy opuszczonej przez służbę królowej, czuwał sam Zygmunt. Nie potrafił również pogodzić się z jej odejściem. Do końca życia nosił po niej żałobę. Ponoć sprowadzał też alchemików i magów, których zadaniem było wywołać jej ducha. Udało się to rzekomo Twardowskiemu. W tym czasie kamaryla dworska podsuwała mu kobiety podobne z urody do zmarłej żony, a jego metresą na długo została Barbara Gizanka, która miało to samo imię i bardzo przypominała królową. Para królewska dotknięta tak poważną chorobą nie pozostawiła po sobie dziedzica. Królowi nie udało się tego dokonać i później, z trzecią żoną (a siostrą pierwszej) oraz z tabunem nałożnic podsyłanych mu każdej nocy.
Jeszcze ciekawsza jest chyba historia następcy tronu portugalskiego Piotra. W przeciwieństwie do naszego Zygmunta za przeciwnika swojego życiowego wyboru miał królującego ojca, Alfonsa IV Dzielnego. Wybranka jego serca, Ines de Castro, mogła poszczycić się nienajgorszym rodowodem, bo była prawnuczką Kastylii i Leonu. Piotr poznał ją, gdy przybyła z orszakiem przyszłej królowej Konstancji Manueli. I choć ożenił się z przykazaną mu przez ojca kobietą, to dwórka rozbudziła jego zmysły i pożądanie. Gdy po sześciu latach małżeństwa niekochana królowa zmarła, królewicz Piotr ujawnił swą skrywaną miłość, a po roku zawarł z Ines potajemne małżeństwo. Król Alfons uznał, że ta miłość syna jest jednak dużym zagrożeniem dla kraju, bowiem ta była Kastylijką i jako taka popierała prokastylijskie stronnictwo na dworze. Po dziewięciu latach małżeństwa, którego owocem pozostała czwórka dzieci, teść postanowił ostatecznie zgładzić synową, czego dokonali nasłani przez niego siepacze. Po dwóch latach Piotr został królem, a swoją władzę wykorzystał w pierwszej kolejności, by zemścić się na inicjatorach i sprawcach zabójstwa, a zabitej oblubienicy zwrócić należną cześć. Zatem zwłoki żony zlecił ekshumować, przybrać w królewskie szaty i tak dokonał pośmiertnej koronacji. Co gorsza wdowiec nie zrezygnował z tradycyjnego oddawania hołdu przez grandów, a więc arystokracja musiała ucałować kościec dłoni nieboszczki. Poza tym niemająca litości pomsta na zabójcach sprawiła, iż Piotr doczekał się przydomka "Okrutny", choć zwie się go również "Sprawiedliwym", ale to dlatego, że jako władca był kodyfikatorem prawa. Po tejże ceremonii królową pochowano z należnym splendorem we wspaniale rzeźbionym sarkofagu. Piotr zastrzegł sobie także od razu, że ma zostać pochowany po swej śmierci w tej samej kaplicy i w takim ułożeniu, by po zmartwychwstaniu móc stanąć na wprost ukochanej. Jego sukcesorzy spełnili wolę króla. Może więc ta nieszczęśliwa para jeszcze kiedyś jeszcze się spotka?
Znacznie bardziej znana historia, która obrosła w aurę skandalu, przytrafiła się królowi Wielkiej Brytanii, Edwardowi VIII i Madame Simpson. Edward, jeszcze jako Książę Walii, był wrażliwy na kobiece wdzięki i kiedy ojciec podarował mu Fort Belvedere, pozyskał wreszcie zaciszny kątek, gdzie mógł się bez ograniczeń swobodnie prowadzić. Upodobał sobie szczególnie starsze od siebie kobiety, mężatki, zwłaszcza Amerykanki. Amerykanką była też Wallis Simpson, choć akurat ta o dziwo była młodsza od księcia o dwa lata. Poznał ją w roku 1930 dzięki wcześniejszej kochancę. Przydarzało im się spotykać raz do roku, ale z każdym spotkaniem młody książę był coraz bardziej oczarowany piękną, dowcipną i bardzo bezpośrednią kobietą. Kochankami zostali dopiero w 1933 roku, co rozdrażniło rodzinę królewską, bo takie zachowanie nie wróżyło, że będzie w przyszłości rozsądnym królem. Nikt na dworze nie spodziewał się jednak, jak silna okaże się ta więź. Nikt też nie zakładał, że ta dwukrotna rozwódka z Ameryki może kiedyś nosić na skroni koronę Imperium. Zaniepokojenie sytuacją było na tyle duże, że para podana była nieustannej inwigilacji przez ludzi dworu oraz policję. Wedle jednego z raportów policji książę zachowywał się przy Mrs Simpson jak ,,pantofel". W roku 1936 Edward został królem. I chociaż lud polubił młodego, wysportowanego króla, który wolał jazz od dud, to jego zapatrywania polityczne budziły obawy rządu. Król łamał zasadę neutralności politycznej, a konserwatywne kręgi rzucały pod jego adresem natychmiast oskarżenia o dążenie do władzy absolutnej. O ile takie zachowania mogłyby świadczyć o sile jego charakteru, to jednak niczym nie da się usprawiedliwić jego przyjaźni z ambasadorem III Rzeszy, Joachimem von Ribentroppem. W tym względnie spokojnym czasie nie miało to jeszcze wielkiego znaczenia, tym bardzie,j że młody król przez całe lato afiszował się z kochanką, a jesienią wystąpił o zgodę na ślub. Tu spotkał się z protestem zarówno środowisk rządowych i parlamentarnych jak również przychylnego mu dotąd społeczeństwa. Odrzucił również propozycje potraktowania tego związku jako małżeństwa morganatycznego. Zagroził jednak abdykacją, bo miał świadomość, że ślub wbrew woli rządu doprowadził do kryzysu konstytucyjnego. Król nie był skłonny odstąpić od ożenku, a władza nie przestała uznawać tego związku jako ,,moralnie, nie do zaakceptowania". 10 grudnia 1936 roku król ostatecznie podpisał akt abdykacyjny i jeszcze tej samej nocy przez Radio BBC wygłosił mowę, w której powiedział, że nie jest w stanie panować bez osoby przy boku, którą kocha. Pozostawiono mu jednak tytuł księcia Windsoru. Nie przestał być jednak osobą dla rodu niewygodną, gdyż na światło dzienne wyszły jego pronazistowskie sympatie oraz to, że w czasie wojny gotów był do podjęcia rokowań z III Rzeszą. Parlament zlecił wtedy migrację Edwarda na Bahamy, gdzie został mianowany gubernatorem. Jednak nawet tam książę wciąż był zagrożeniem. (utrzymywał kontakty z republikanami i gotów był zająć urząd Prezydenta Wielkiej Brytanii". Zmarł w Paryżu w 1972 roku na nowotwór gardła.
Grafika:
Komentarze [1]
2020-04-03 15:49
W sumie nie interesuje się zbytnio historią ale nie powiem, zaciekawiłeś mnie.
- 1