Zachwyca świeżością i niebanalnością
To jedna z najbardziej niezwykłych powieści, jakie miałam dotąd okazję przeczytać. Coś o niej oczywiście wcześniej słyszałam, ale myślałam sobie, że będzie to jak nic tylko kolejny kryminał, który być może mi się spodoba. Teraz muszę przyznać ze wstydem, że „Pachnidło” Patricka Süskinda, które mam jeszcze przed sobą, jest absolutnie wyjątkowe i niezwykłe.
Patrick Süskind jest synem niemieckiego dziennikarza, krytyka literackiego oraz tłumacza Wilhelma Emanuela Süskinda. Urodził się w małym miasteczku Münsing (Bawaria), a po kilkunastu latach przeprowadził się do Monachium, gdzie studiował historię na Uniwersytecie Ludwika Maksymiliana. Wówczas rozpoczął także swą karierę pisarską. Mówi się o nim, że jest człowiekiem bardzo skromnym. Udziela nielicznych wywiadów i prawie w ogóle nie uczestniczy w życiu publicznym. Jest jednak świetnym pisarzem, scenarzystą filmowym oraz autorem sztuk teatralnych. Uwagę krytyków przyciągnął już pierwszym tekstem, jednoaktówką „Kontrabasista” (1981), ale prawdziwe uznanie w świecie literackim przyniosła mu dopiero powieść „Pachnidło”, która otrzymała w 1989 roku nagrodę literacką im. Gutenberga. Co ciekawe, Süskind tej nagrody nie przyjął, podobnie jak i kilku innych (na przykład nagrody Tukana i FAZ). Powieść mimo to błyskawicznie trafiła na szczyty list bestsellerów w wielu europejskich krajach (przez 9 lat utrzymywała bardzo wysoką pozycję na liście bestsellerów niemieckiego tygodnika „der Spiegel”), aż w końcu za sprawą Toma Tykwer’a doczekała się ekranizacji.
Akcja tej powieści rozgrywa się w osiemnastowiecznym Paryżu, najistotniejszym w tamtym okresie mieście kreowania nowych zapachów. Główny bohater przychodzi na świat właśnie tam, ale w najbardziej cuchnącym miejscu tego miasta, czyli na rybnym targu. Ogarniający noworodka ze wszystkich stron odór, ratuje go w pewnym sensie od śmierci, na jaką skazuje go własna matka, porzucając go pod straganem. Chłopiec trafia stamtąd do przytułku madame Gaillard, gdzie dostaje nowe nazwisko (Jan Baptysta Grenouille), a także zostaje ochrzczony. Chłopiec jest obdarzony wyjątkowym zmysłem powonienia. Od początku widzimy, że poznaje świat raczej nie poprzez to, co widzi lub słyszy, lecz przez to, co czuje. Potrafi też łączyć zapachy, przechowywać je w swojej pamięci i przywoływać, gdy tylko zechce. Paryż jest miastem pełnym zapachów, począwszy od tych odrażających jak zakrzepła krew, barani łój, łajno, czy skisła kapusta, po te przyjemniejsze, z którymi Grenouille zmierzy się dopiero później. Dzieci w przytułku od razu dostrzegają jego odmienność i to nie tylko tę fizyczną (był brzydki, chodził przygarbiony, kulał i nie wydzielał żadnego zapachu), dlatego chciały się go pozbyć. Pewnego dnia chciały udusić go we śnie, ale im się to nie udało. Próbowały jeszcze kilka razy, ale za każdym razem na daremno. W końcu zaczęły się go bać i schodziły mu z drogi, bo zaczęły podejrzewać, że on musi posiadać jakieś niezwykłe moce. Rozwijał się bardzo powoli (zaczął stawać na nogi dopiero w wieku trzech lat, a pierwszym słowem, jakie wypowiedział, było słowo „ryby”) i nie porażał raczej swą inteligencją. Gdy miał osiem lat madame Gaillard sprzedała chłopca za piętnaście franków garbarzowi Grimalowi. Od tej chwili chłopiec zaczął dla niego pracować.
Pierwszego września 1753 roku, w rocznicę koronacji, na Pont Royal w Paryżu urządzono pokaz fajerwerków. Grenouille ’a niezbyt to interesowało, ale poszedł tam w nadziei, że uda mu się zwęszyć jakiś nowy zapach. Gdy miał już opuścić to miejsce, do jego nosa doleciała wspaniała, ledwie wyczuwalna woń. Zapach był tak subtelny i delikatny, że nie dawał się schwytać. Tłumił go też swąd petard. Grenouille miał dziwne przeczucie, że ów zapach może być kluczem do wszystkich zapachów tego świata i jeżeli on go nie posiądzie, to jego życie będzie spełnione. Postanowił więc go zdobyć, by jego serce doznało ukojenia. Podążył za nim, przeciskając się przez tłum ludzi, a jego węch zaprowadził go na mały plac, z dala od zgiełku, gdzie młoda dziewczyna przy świecy przebierała mirabelki i drylowała je nożykiem. Był pewien, że ów tajemniczy zapach bije od tej dziewczyny. Nigdy nie czuł czegoś równie pięknego. Dziewczyna bardzo była piękna. Jej twarz wypełniona była piegami, a jej wielkie błyszczące, zielonkawe oczy złotymi iskierkami. Udusił ją, a gdy ta leżała nieżywa pośród rozrzuconych pestek, zdjął z niej suknię, by móc upajać się w pełni tym jej niezwykłym zapachem. Wtedy też poczuł, że jego życie zaczyna nabierać wreszcie sensu, a jego przeznaczeniem stanie się dokonanie rewolucji w dziedzinie tworzenia zapachów. A jako że węch miał wyborny, fenomenalną pamięć do zapachów oraz wzorzec takiego zapachu w postaci dziewczyny z rue de Marais, był przekonany, że tylko on jeden na całym świecie jest do tego predestynowany. Zapach tej dziewczyny miał bowiem jego zdaniem wszystko to, co pachnidło powinno mieć, a mianowicie subtelność, moc, trwałość, rozmaitość oraz porażające piękno. W taki to sposób odnalazł cel, który zdeterminował całe jego przyszłe życie. Postanowił zostać największym perfumiarzem wszech czasów. Jako wizjoner pragnął stworzyć pachnidło idealne, które wydestyluje z dziewiczych ciał kobiecych.…
"Pachnidło” Süskinda jest moim zdaniem niewątpliwie fantastycznym literackim studium psychologicznym samotności i alienacji. To niezwykle przejmująca opowieść o pustce w życiu i braku uczuć, napisana językiem pełnym delikatności, subtelności i wrażliwości, a przy tym pełna bólu, niepokoju i żalu. Książka jest napisana wybornie, choć jest również zawieszona między różnymi gatunkami. Nikt jednak nie może jej zarzucić, że nie rozbudza wyobraźni i nie porusza zmysłów. Jej oryginalność i nietypowość podkreśla również brak dialogów, który rekompensuje wielka ilość opisów, w tym przeżyć wewnętrznych bohatera. Z pewnością nie jest jednak łatwa w odbiorze i dlatego przypuszczam, że nie każdy potrafi docenić jej wyjątkowość. Myślę, że szczególne podziękowania należą się jednak tłumaczce, Małgorzacie Łukasiewicz, której udało się zachować nie tylko oryginalny styl i język autora, ale i specyficzny klimat tej mrocznej powieści. Absolutną nowością w przypadku tej powieści jest także zaproponowana przez jej autora percepcja rzeczywistości prawie wyłącznie poprzez jeden zmysł, zapach. Powiedzieć, ze to koncept zaskakujący, to jakby nic nie powiedzieć. Tak więc, gdy towarzyszymy temu odrzuconemu i opętanemu ideą chłopcu, poznajemy otaczający go świat korzystając wyłącznie z jednego zmysłu. Autor zachwyca również swą znajomością dawnych sposobów wytwarzania pachnideł (jego opisy technik perfumiarskich są fascynujące). Skłania także czytelnika do refleksji nad różnymi sposobami manipulowania ludźmi. Książka w wielu momentach szokuje, a scena finałowa po prostu powala. Podobało mi się i to, że Süskind nie mówi wszystkiego wprost, nie ocenia ludzi ani ich postaw, pozostawiając za każdym razem czytelnikowi pole do własnej interpretacji. Pochłaniałam więc tę książkę tak samo szybko i zachłannie jak jej bohater nowe zapachy. „Pachnidło” nie wpisuje się w utarte już literackie ścieżki i podejrzewam, że nie każdemu się spodoba, ale zdecydowanie zasługuje na uwagę. Jest w nim bowiem coś niepokojącego, ale i pięknego jednocześnie, a w głowie pozostaje jeszcze długo po przeczytaniu.
Grafika:
Komentarze [0]
Jeszcze nikt nie skomentował. Chcesz być pierwszy?